piątek, 7 marca 2014

Krótka bajka o Wyborowej.

Pozbawiona wszelkich cech bajki.


Narodziła się przed wiekami. Długo dojrzewała, zmieniała swoje oblicze. Zdradziecko uszlachetniała je kolejnymi przymiotami. Czekała na dzień, w którym zostanie dostrzeżona jej magia. Później wszystko układało się już samoistnie. Zapraszano ją na uroczystości niczym członka rodziny. Była obecna podczas celebracji triumfów i porażek. Nierzadko ktoś w obliczu tragedii zakrzyknął w pustkę jej imię. A ona zawsze przychodziła. Niektórzy nie czekali już na powód. Jego brak wystarczył, by poprosić ją o spotkanie. Inni zwyczajnie tęsknili. Czasem zjawiała się bez zaproszenia. Siadała cicho przy ludziach na tronach, ławach, krzesłach i kłodach. Nie odmówiła żadnemu człowiekowi. Towarzyszyła królom i żebrakom. Niektórych nie opuściła nigdy. Inni nigdy nie pozwolili jej odejść, czując przerażenie, gdy tylko znikała. Doceniali ją wszyscy. Dostrzegali tylko artyści i poeci. Mówili o niej, że jest prawdą, którą rozumie się zawsze zbyt późno. Ona zresztą równie często przemawiała do nich. Była piękna. Była też zdradliwa, lecz wszyscy jej wybaczali. Wciąż jest. I wciąż wybaczacie. Przypomnijcie sobie to uczucie, kiedy pojawia się między Wami. Jeszcze próbujecie rozmawiać, ukrywać napięcie i ekscytację. Niepotrzebnie. Szybkie, urywane spojrzenia zdradzają, że wszyscy myślicie tylko o niej. 
   Tęsknicie za poczuciem szczęścia, za spokojem, które trudno uzyskać bez jej pomocy. Doznania, jakie zapewnia, postrzegacie jako wyjątkowe, łączące z innymi, którzy wraz z wami zastygną w jej objęciach. Naiwnie wierzycie we własną przewagę, zdolność okiełznania swojej natury. W to, że tym razem uda się wymknąć bez zapłaty. Wierzycie w to tym mocniej, im bliżej do zetknięcia z nią. Głęboki wdech i zaciśnięte powieki. Nagłe szarpnięcie krtani. Otwieracie oczy i świat zaczyna przybierać inny kształt. Jesteście po drugiej stronie lustra. Został tylko szaleńczy bieg na złamanie karku. I złamanie karku. 
   Najpierw przychodzi przyjemność. Moc bogów wzbogaca krew, niemal rozrywa tętnice. Nowe idee zaczynają być coraz wyraźniejsze. Wszystkie pytania znajdują odpowiedzi. Poczucie siły rozpala umysł, czyni problemy rozwiązanymi - wystarczy tylko skupić na nich wzrok i wolę. A przez świadomość przepływają tysiące myśli. I nie odróżnisz już, które są Twoje, a które zaszczepiła w niej ona. Zresztą, nawet nie próbujesz. Narastający głód chemicznego szczęścia popycha coraz dalej, miarowo jęczy szkło stawiane na stole. Chciwe nerwy próbują znaleźć granicę euforii. Wymuszają jeszcze jeden krok. Nie pozwalają dostrzec, że za chwilę droga skończy się przepaścią.
 Wszechświat w swej brutalnej prostocie opiera się na żelaznych zasadach. Najważniejsza z nich wyklucza wszelką moc tworzenia. Szczęście dotychczas płynące we krwi jest pożyczonym doznaniem, a ona już zaczyna egzekwować swoją należność.
 - Leć. Leć - szepcze schrypniętym z podniecenia głosem. Wypycha powoli poza krawędź, wplata swoją wolę między Twoje myśli. Ściera się iluzja szczęścia, odpada złuszczonymi płatami ze zbyt wyostrzonej rzeczywistości. Zatrute jej wpływem instynkty zaczynają dominować, zagłuszać wszystko inne. Podnosi się kurtyna. Teatr potępieńców rozpoczyna spektakl trwający aż do utraty świadomości. Później przychodzi przebudzenie.
   Nie ma już krwi bogów i herosów. Pozostało zatrucie i wyniszczone, osłabione organizmy. Zniknęły waleczne, pełne zapału głosy. Czasem jedynie ktoś jęknie, przypomniawszy sobie własne czyny. Ci, którzy nie posiadali niczego cennego, którym nie dało się wydrzeć żadnych zachowań, umierają zwyczajnie, leżąc i wzdrygając się w paroksyzmach. 
Świat znów staje się tylko światem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz