niedziela, 1 grudnia 2013





Studia, które kształcą. I deformują zarazem.










Studia, przynajmniej te oparte na naukach humanistycznych, dzielą się na trzy okresy. Na pierwszym roku człowiek wraz z upływającym czasem zastanawia się coraz częściej nad tym jak wyglądałoby jego życie gdyby wybrał inny kierunek.
Na drugim roku myśli te przybierają kształt fantazji erotycznych o życiu, w którym pewne zaliczenia nie istnieją, a pewnych ludzi usunęły zawczasu ich matki.
Trzeci rok natomiast to okres, kiedy człowiek już nie myśli. Po prostu brnie jak zombie od świąt do świąt przez licencjat wypatrując dnia kiedy te cholerne studia się skończą.
A potem idzie na magisterkę.
Spójrz na rzeczy, które masz do zrobienia. A teraz na przeglądarkę. Czytasz o tym jak wygląda studiowanie filologii polskiej.
Siedzisz na Kucu.

Zacznijmy od zajęć. Wszelkie wykłady i ćwiczenia można podzielić na trzy bloki: książki, teoretyczny pierdolnik i ciężką naukę.
Książki to grupa w której dominuje historia literatury epoki. Zajęcia te opierają się na przebijaniu przez stosy poematów, historii i biografii. Całkiem przyjemna rzecz wbrew pozorom, bo sensowna. Jej przeciwieństwo stanowi teoretyczny pierdolnik.
Przedmioty z tego działu to - jak nazwa wskazuje - teoretyczny nonsens. Mamy tu teorię literatury, poetykę i im podobne. Teoretyczny nonsens zmusza potencjalnych filologów do czytania teoretycznych cegieł by później rozważać, teoretycznie rzecz jasna,  co jest literaturą, a co nią nie jest. I według kogo. Całość wygląda mniej więcej tak:
(nie radzę się wczytywać, nie macie doświadczenia i grozi to zaśnięciem)


Ostatnia grupa to ciężka nauka.  Wchodzi w nią całość wiedzy gramatycznej. Kiedy uczyłem się pisania biegle alfabetem fonetycznym (tymi śmiesznymi znaczkami, które czasem można znaleźć w słownikach) nie przypuszczałem, że rok później wyraz 'drugi' będzie przymiotnikiem. Tak, przymiotnikiem.
Zalety programu? Jedna. Sam możesz określić w jakim stylu wolisz studiować, wręcz..dopasować studia pod swoje potrzeby.
A koncepcji dopasowania jest wiele.
Możesz pracować regularnie, możesz uczyć się chaotycznie i zrywami. Możesz też nie robić praktycznie niczego i tylko podczas sesji bić rekordy deprywacji organizmu. Ogranicza Cię tylko wyobraźnia i inteligencja.
No dobra, ale co z innymi studentami Kucyku?
Śpieszę odpowiedzieć.
Pod względem ludzi studiowanie filologii polskiej jest jak zapiekanka z dworca - można znaleźć wszystko.
To gwarantuje ciekawe i barwne życie towarzyskie oraz częste rotacje pomiędzy mniejszymi grupami. Ba, jest nawet szansa, że znajomość z kimś przetrwa koniec studiów. Przynajmniej przez jakiś czas.

Podsumujmy.
Studia w dużej mierze zależą poziomem trudności od tego na jakich trafisz wykładowców. Ponadto nie wymagają niebotycznego wysiłku. Ludzie są jak wszędzie, pełny asortyment i wszystkie rozmiary.
Co czyni więc filologię wyjątkową?
To samo co każdy inny wydział. Klimat.
Ktoś kiedyś opowiadał mi, że wydział psychologii i pedagogiki spowija zimna aura nienawiści, gdyż psychologia musi codziennie przeczytać kilkaset stron, a pedagogika w tym czasie gra na cymbałkach albo dmucha balony.
Filologia cierpi na zboczenie artystyczne. Gdziekolwiek nie spojrzeć tam lęgną się nowe koła zainteresowań, teatry, grupy poetyckie. Tak jakby przynajmniej co trzecia osoba odczuwała jakąś chorą potrzebę tworzenia i uczestniczenia.
 Mała dygresja. Właśnie zrozumiałem, że zakładając bloga dałem się chyba unieść fali.
Blogi, strony internetowe oraz uczelniane pisma to  nie jest jedyna forma studenckiej działalności kulturowej. Przemierzając uczelniane korytarze człowiek co krok natyka się na plakaty informujące o dużych wydarzeniach kulturalnych...

...i tych mniejszych.
(Nie pytajcie mnie czym jest Pik Pok. Sam nie mam do końca pewności. Powiem tylko, że zeszłej zimy również był obecny)

Plakaty to nie wszystko. Poza nimi są jeszcze całkiem spore i przemyślane formy wyrażania ekspresji...

...i mniejsze, tworzone w przypływie chwili i weny, kiedy autor wyrzuca z siebie nagły przebłysk geniuszu tam gdzie stoi. Lub siedzi...

Sami widzicie. Życie na studiach filologicznych ma swój urok, o ile tylko człowiek wyrobi sobie nawyk przyjmowania pewnych rzeczy do głowy bez większego zastanowienia nad nimi. Ba, można wtedy znaleźć w nich sporą dozę przyjemności.
A Ty? Czym możesz się pochwalić mówiąc o swojej uczelni?

25 komentarze:

  1. A miałam kiedyś znajomą co studiowała polonistykę na pewnym Uniwersytecie Koło Samej Warszawy. Po kilku miesiącach stwierdziła że ma dość :P
    Moja uczelnia też była podzielona na 3 etapy (bo na magisterskich już nie zostałam, studiowałam Grafike na PJWSTK w Wawie) Na pierwszym roku był zachwyt (chyba mózgi nam wtedy wszystkim przyćmiło), na drugim rozczarowanie, a na trzecim chciałam już mieć tą cholerną szkołę za sobą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ło Jezu...
    Już rozumiem, czemu moja psorka od polaka czasami gada zupełnie bezsensownie. Chce nas biedaczka przygotować do "teoretycznego pierdolniku". Im wcześniej, tym lepiej.
    Podoba mi się to zjawiskowe hasło na ścianie... Sama miałam podobny pomysł co do mojego szkolnego kibla, mogę więc chyba spokojnie iść na filologię. Z tekstu o synchroni zrozumiałam pierwsze zdanie, ale reszta brzmi całkiem fascynujaco. Mniej wiecej jak instrukcja słowna dotycząca robienia piesków chow-chow z origami.
    Gdzie tacy artyści się lęgną... Jestem w klasie humanistycznej (liceum) i wokół sami poważni prawnicy lub niespełnieni rysownicy którzy mają jednak nadzieję na ASP i rysują ręce. Ale żaden nie jest dosć walnięty, aby swe zdolności z pożytkiem dla społeczeństwa wykorzystać. Ba, nawet gdy mogą sami wymyślić projekt artystyczny, to szybko przerabiają go na projekt edukacyjny.
    W liceum jest nudniej. I nikt nie mówi nam o studiach, tylko o naszej świetlanej przyszłości za kasą w MacDonaldzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Przypadkowo sam się usunąłem.
      W każdym razie - Za nic nie chciałbym wrócić do liceum. Studia są przyjemne, elastyczne, w miarę zorientowane kierunkowo..i inne. To już nie jest szkoła.

      Usuń
  3. Ja tam bym nie chciał z Liceum do gimnazjum... Szkoda że nie napisałeś o możliwościach zarobku na i po Filologii :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwości zarobku to kwestia szczęścia i własnej osobowości oraz kreatywności. Te studia rozwijają, ale wszystko jest w Twoich rękach, poza tym jest sporo specjalizacji. Jak se pościelisz tak się wyśpisz - albo i nie, bo mieszkamy w naszym kochanieńkim kraju i może być pod górkę. Tak czy siak - dla chcącego coś się znajdzie.

      Usuń
  4. Och, jak ja nienawidzę Poetyki :( Szczerze i z całej duszy. Gramatykę lubię - póki co dobrze wchodzi. Lubię filologię, ale zastanawiam się nad przerwaniem studiów, żeby zrobić zawód, potem zrobiłabym studia zaocznie, bo mimo całej mojej miłości do filo to jednak jakoś ciężko mi się pozbyć wizji mnie samej jako metalo-hipstero-bezrobotnej po filolodżii.

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiem Ci, Kucu, że jako przedstawicielka anglistykus filologius znajduję podobieństwa między moim kierunkiem, a polonistyką. Niepokojąco wiele. Z tym, że anglistyka jest chyba troszkę bardziej wyboista bo wymaga myślenia, czytania i mówienia po wyspiarsku, że czasami już nie pamiętam jak po polsku "chociaż" powiedzieć :D
    Prawdziwy tekst, dużo miłości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to jest fakt. Filologia polska pozwala czasem uciec do własnego mózgu w razie braku merytorycznej wiedzy. W przypadku angielskiej - wiesz tylko to, co zdażyłaś nabyć.

      Usuń
  6. Niepokojąco wiele analogii jest między polonistyką a anglistyką, z tym, że jako przedstawicielka filologius anglistykus jestem zmuszona myśleć, mówić i pisać w wyspiarskim języku. Poza tym wszystko się zgadza.
    Dużo prawdy i uszanowanko za tekścik. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Bezpieczeństwo Narodowe na zacnym Uniwersytecie Szczecińskim.
    Pierwszy rok: ciągłe łudzenie się, że to pierwszy rok, że wszyscy na początku mają trudno, bo to selekcja musi być, że po pierwszej sesji to nas już znacznie mnie zostanie. Jeszcze głowy pełne ideałów, ślepa wiara, że te miliony godzin poświęcone historii to logiczne, bo przecież, jak mamy mówić o bezpieczeństwie, gdy nie wiemy tego, co było. I to przymykanie oczu na fakt, że każdy jeden przedmiot to była i tak historia, tylko pod inną nazwą. Wiernie jednak czekamy na to, co nam obiecali w opisie kierunku.
    Drugi rok: powoli dociera do nas, że te złote góry, jakie nam obiecali na samym początku to w rzeczywistości piękna makieta, a za nią to samo, co wszędzie - wizja łapania się czegokolwiek. Opiekunowie praktyk w tej czy innej placówce mundurowej rozwiewają nasze marzenia o ciepłych posadkach w budżetówce. Ponownie morze historii pod coraz dziwniejszymi nazwami. Jednak jest coś, co ratuje sytuację, zajęcia ze służb specjalnych, strategii bezpieczeństwa i coś o doktrynach. Można posłuchać, można poczytać, bo tematy ciekawe. Oczywiście wcześniejsze wmawianie sobie, że tylko na pierwszym roku jest ciężko poszło się kochać.
    Trzeci (obecny) rok: 3/4 weteranów pozostałych na placu boju wie, że nie pójdzie na magisterskie dzienne. Może ewentualnie gdzieś, kiedyś, zaocznie. I to na pewno nie w Szczecinie. Trzeci rok użerania się z tymi samymi wykładowcami. Ale jest plus - w końcu przedmioty, które nam obiecano. Wywiad biznesowy, typologia broni, negocjacje. I drugi, brak historii. Ale jednak to zmęczenie materiału już każdemu daje się we znaki, każdy już tylko odlicza dni, gdy ogłoszą nam termin egzaminu licencjackiego i w końcu pożegnamy się z tą uczelnią. Ręczę za siebie i większość roku, że Szczecin wywołuje u nas już odruchy wymiotne.

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślę że do każdych studiów można stworzyć taki szablon. Szablon stomatologii? Przede wszystkim górnolotne żarty o borowaniu i próchnicy (nie, nie żartuje, my naprawdę się z nich śmiejemy), wykładowcy którzy wcale a wcale nie mają kompleksu boga, oraz, na sam koniec, cudownie sympatyczna reszta braci studenckiej która miłością do bliźniego pała mniej więcej jak wygłodniały tygrys patrzący na obiad. Każde studia produkują szczęśliwych posiadaczy tytułu licencjata lub magistra w sobie tylko dobrze znanych kryteriach pojmowania tych tytułów.
    Jedyne czego u mnie nie zauważyłam to pierwszego etapu studiowania. Chyba dlatego że zwykle u biol-chemów przypada on na czas przedmaturalny.
    Ahoj!

    OdpowiedzUsuń
  9. jak kurwa można nie wiedzieć co to pingwin pik pok????
    also, lista zalet mojego wydziału nie ma końca, za to odkryłam w końcu pewną wadę.. sale ćwiczeniowe się teleportują.. co tydzień mam w tym samym numerze, a zawsze jest w innym miejscu - generalnie Hogwart

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeśli rozumiem 3/4 z tekstu i dwóch sposobach postrzegania literatury to nadaje się na filologie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od razu na doktorat.
      Na te studia każdy się nadaje. Tylko nie każdemu będzie na nich wygodnie.

      Usuń
  11. Należy się tylko cieszyć, że nie dałeś fragmentu z jerami. ;) Sam kierunek nie jest taki zły. Moje zamiłowanie do literatury i jej studiowania, mimo niechęci do partukuło-przysłówków i innych typu dziwactw, trwało aż trzy lata. Lubiłam poetykę i teorię literatury ale dużo zależy od prowadzących ćwiczenia. Muszę jednak przyznać, że spodziewałam się czegoś innego idąc na takie studia. Na temat warsztatu pisarskiego dowiedziałam się najwięcej z zajęć, których nie prowadził Wydział Polonistyki ale Dziennikarstwa. Cieszę się, że w ogóle miałam taką możliwość. Zastanawiam się, co by było gdybyś studiował na ASP? Tam zapewne jest o wiele ciekawszy klimat, jeśli chodzi o koła zainteresowań i grupy artystyczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to ja po dwóch latach dziennikarstwa jako studiów jako - takich zauważyłem dwa przedmioty, które faktycznie czegoś uczyły w zakresie warsztatu pisarskiego.
      No i hmm..te studia (w sensie filologia) mają głównie nauczyć Cię wiedzy o języku i jego wytworach, kreowanie tekstu..to taka druga liga.

      Usuń
  12. Psychologia:

    Rok 1: uczysz się o metodologii badań, statystyce, filozofii, informatyce i innych pierdołach, które z psychologią nie mają nic wspólnego. 90% osób które przyszły tu, bo mają ze sobą problem i chcą go rozwiązać odpada, bo okazuje się, że nie uda im się zdiagnozować i wyleczyć przez pierwszy semestr.
    Rok 2: odsiew na psychologii rozwojowej i neuropsychologii, odpada pozostałe 10% z jak wyżej, plus kolejne 15% które sobie nie radzi z czytaniem 200-300 stron tekstów tygodniowo + projektami.
    Rok 3-4,5: sam wybierasz sobie zajęcia i specjalizujesz się w czym chcesz, jest fajnie, powoli zaczynasz wiedzieć, co chcesz robić w życiu.
    Rok 4,5-5: magisterka, fleblergh. Większość osób już pracuje, magisterkę pisząc wieczorami i na odwal. Ukończenie studiów staje się formalnością, nikt już nie marzy o karierze naukowej, wszyscy wiedzą, że większość badań na psychologii jest moralnie wątpliwa a metodologia pozostawia tyle do życzenia, że jedyną odpowiedzią na jakiekolwiek pytanie jest "to zależy". Jeżeli przez ostatnie trzy lata nie ogarnąłeś co chcesz robić w życiu, to jesteś w dupie. Jeżeli jesteś chociaż trochę ogarnięty, to już od 4 roku robiłeś staże/praktyki/pracę na pół etatu w wybranej przez siebie specjalizacji i teraz dziwisz się, skąd tyle bezrobotnych po psychologii, skoro na 4 wysłane CV dostajesz 3 odpowiedzi.

    Uwielbiam psychologię.

    OdpowiedzUsuń
  13. Pik Pok to taka bajka

    OdpowiedzUsuń
  14. Uhu. Studiujemy w tym samym budynku. Ostatnio deptałam miejsce zbrodni.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ech, a my na kulturoznawstwie wciąż zastanawiamy się kto robi zamieszanie na naszym piętrze :] a to próbujący się spełniać filolodzy :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Śmierdzisz bezrobociem.

    OdpowiedzUsuń
  17. Kucu Filologu (sic!) - taki byk w pierwszym zdaniu? Zniesmaczona :>

    OdpowiedzUsuń