wtorek, 24 marca 2015




Byłem właśnie w trakcie fascynującej pogawędki, gdy padła sieć. Drgnęła jeszcze w pośmiertnych konwulsjach i zdechła na dobre. To znaczy do rana. 

Offline is coming

Wszyscy znamy to uczucie. Nagły syndrom odstawienia Internetu. Niech pierwszy rzuci routerem ten, który nigdy nie tworzył prostokątów na pulpicie. Kto nie spędził długich godzin mierząc się wzrokiem z bezczelnie mrugającym routerem i nie odpalił bezwiednie kilka razy przeglądarki? Wraz z odzyskanym poczuciem czasu, dostrzega się nagle stertę puszek po energetykach, popielniczkę w której - sądząc po niedopałkach - spoczywa faraon, kilkanaście gigabajtów śmieci do usunięcia, jakieś zdjęcia jabłek nie wiadomo skąd i całą masę szrotu. 
Krótko mówiąc, żyć się odechciewa. Jeśli jesteś amebą. 
Normalny człowiek potrafi zapewnić sobie zajęcie na osiem godzin bez dostępu do sieci. Jeśli nie ma usposobienia twórczego, myśli na zapas i posiada jakąś grę na dysku, książkę do przeczytania i kilka złotych, by iść na piwo z kumplem. Nie mówię tu oczywiście o sytuacji, kiedy wywaliło internet w trakcie namiętnej konwersacji z wytęsknioną ex albo next. Wtedy wszystkie chwyty dozwolone, człowiek łapie za telefon i siedzi w Małpce na ich darmowym Wi-Fi udając, że namyśla się nad bigosem w słoiku. Tyle tytułem wstępu...

Orange is a new...Orange?

Jak wspominałem, Orange miało drobny problem z siecią - nie działała w całej Polsce. Spodziewałem się wylęgarni plebsu w komentarzach, jednak pole buraków jakie zobaczyłem rano na ich fanpejdżu...chyba tylko Orzeszkowa (ta od Nad Niemnem) dałaby radę to opisać. W pierwszej chwili odniosłem wrażenie, że operator przez noc wprowadził prohibicję, zakaz antykoncepcji albo przymusowe siedzenie w knajpie z geekami. Ludzie dostawali regularnej histerii. Niektórzy potrafili napisać kilkanaście komentarzy z pytaniem czy operator odliczy im z abonamentu te osiem godzin przerwy w usłudze. Inni domagali się zwrotu punktów, bo przerwało im mecz w dowolną grę komputerową. Całość wyglądała jakby ktoś nakręcił The Walking Dead o zombie - burakach biegnących przez pastwisko.

UrszulaMobile. Chyba moja ulubienica. Nawet skomentować to trudno, szczególnie te pozwy zbiorowe i uśmiercanie ludzi brakiem zasięgu.
                         
Nie wiem czy istnieje większe buractwo, niż dzwonienie z mordą i nieśmiertelnym o klienta się dba, ja płacę, ja wymagam. Szczerze podziwiam ludzi, którzy mieli wczoraj zmianę na infolinii. W dekalogu każdego buraka zapisane jest, by zadzwonić przynajmniej raz w roku i opierdolić helpdesk. Podziwiam ludzi prowadzących fanpage, że chciało im się tyle razy przeprosić. Za nic, za awarię, którą próbowali zlikwidować. Za znoszenie psychicznie takiej rzeszy kretynów. Dwusetny Janusz dzwoni, by powiedzieć, że mu internet nie działa, a on cinżko pracuje na te piniondze, złodzieje jedne. Tysięczny pedryl w mokasynach dzwoni, bo on płaci pieniążki, wie Pani, a tu Internetu nie ma i ja nie mogę sobie popisać...z kolegą, no.
Nagle tysiące ludzi miało firmę i straciło miliardy, bo późną nocą Internet nie działał. Dwudziestoletnia Alicja domaga się miliona złotych odszkodowania za osiem godzin bez usługi. Tysiące obrażonych klientów odchodzi od usługi, zaczyna procesy o niedotrzymanie warunków umowy (której w życiu nie przeczytali...), a trzy czwarte z nich ma telefon na kartę albo Internet za dwie dychy, który matka im opłaca. Agent Bolek nie o taką Polskę walczył, Orange spiskuje z Putinem, by chore kobiety z bolącymi nogami musiały zapieprzać z buta na pogotowie. Rodzi się więcej dzieci niż po stanie wojennym, szpitale są przeludnione ludźmi, którzy wkładają czajnik na głowę i symulują jednocześnie udar i wodogłowie, byle tylko szukać darmowego Wi-Fi. Rząd chowa się w bunkrze, maklerzy skaczą przez okna, następuje zaćmienie Słońca, odwracają się bieguny, a wszystko dlatego, że Bogdan z Bydgoszczy nie ma Internetu, a chciał obejrzeć demotywatory.

Wyższa szkoła RiGCZ-u

Czasami nie działa Internet. Zapłaciliście za złą fakturę, kilometr od was jest burza, ktoś rozlał grzybową w serwerowni. Różne rzeczy mogą się wydarzyć. Przygotowałem dla Was specjalny poradnik Jak przeżyć bez Internetu.

1. Uspokój się. Zdejmij palec z F5 - histeryczne odświeżanie przeglądarki niczego nie zmieni.
2. Zrób rachunek sumienia, czy przypadkiem idąc zapłacić za fakturę, nie spotkałeś kumpla obok knajpy. 
3. Zostaw kurczaka w lodówce. Żadne bóstwo nie przyjmuje ofiar w intencji powrotu sieci, a matka Cię zatłucze, jeśli zobaczy planowany obiad wbity w stół nożem. 
4. Wyłącz i włącz. Komputer, router, prąd w budynku. Jeśli mieszkasz z dziewczyną, sprawdź stan wtyczek. Młode kury domowe lubią przesadzić z wsadzaniem odkurzacza tu i tam.
5. Zadzwoń na infolinię. Bądź uprzejmy. Nawet jeśli wina leży po stronie operatora, nie jest nim ta młoda dziewczynka, która zarabia piątkę na godzinę, słuchając przeróżnych idiotów. Daj jej odetchnąć. Niezależnie od wszystkiego. Być może księgowość coś popieprzyła. Być może sami nie wiedzą, czy wisisz im dwa złote czy siedem. Być może coś nie działa u Ciebie i nikt nie wie co. W każdym wypadku zachowuj się uprzejmie. I proś o przełożonego. Aż znajdzie się ktoś odpowiedzialny bezpośrednio za Twój problem. Nigdy nie jest nim młoda łania z Obsługi Klienta.
6. Nie ma Internetu. I nie będzie przez kilka godzin. Albo do jutra. Znajdź sobie zajęcie. Idź do knajpy. Doczytaj książkę. Zainstaluj Modern Warfare, Crysisa czy coś równie zajmująco - odmóżdżającego. Idź spać. Dawniej Internet kosztował miliard za minutę. Dawniej Internet miał prędkość 256 kilo na sekundę i nic w nim nie było poza blogami, Onetem i sex - czatem. Dawniej w ogóle nie było Internetu. A wszyscy żyliśmy. 
7. Odzyskaj połączenie z siecią. Przeżywaj zachwyt ilością nieprzeczytanych wiadomości. 


W dzisiejszym odcinku wszystkie grafiki zostały niecnie podpieprzone od Joemonster.org
Mam nadzieję, że mi wybaczą. Joe nie wymaga reklamy, wszyscy wiecie co tam jest.

0 komentarze:

Prześlij komentarz