Zadano mi dziś pytanie. Na tyle istotne, że postanowiłem odpowiedzieć tutaj, a nie na asku. Na tyle interesujące, że znosi embargo nałożone na tematykę związkową.
Kucu, co myślisz o związkach na odległość?
Myślę, że związek na odległość to jedna z najlepszych form związków.
Jeśli komuś wystarczy sama odpowiedź, może od razu jechać na dół dla zakończenia. Zainteresowanych, oburzonych i innych zapraszam do właściwego tekstu.
So close
Na wstępie musimy ustalić jedno. Związek na odległość nie polega na wysyłaniu sobie tęsknych elegii, zasypianiu przy laptopie i przyklejaniu telefonu do ucha taśmą izolacyjną. To bzdura i wymysł panienek, które raz w miesiącu wyjadają szpadlem lody, oglądając Dziennik Bridget Jones, i tych, które mają wciąż tego samego faceta, odkąd urosły im piersi, w każdą niedzielę ciągną go na obiad do swojej matki i opowiadają wszystkim, co teściowa śmiesznego powiedziała przy bigosie.
Klasyczny związek zazwyczaj obciążony jest dwoma grzechami głównymi: stagnacją i klaustrofobią. Wszyscy byliśmy w niejednym i znamy tę ścieżkę zdrowia. Spotykamy się z kimś, rozmawiamy i któregoś dnia budzimy się ze statusem na Facebooku. Serious shit. Kolejne randki, grupowe wyjścia na piwo i wódkę, cały ten jazz. Aż nagle człowiek czuje się własnym związkiem osaczony, coraz trudniej wykrzesać z siebie entuzjazm w związku ze spotkaniem, rozmowy bardziej męczą, niż cieszą, i serious gdzieś znika, a zostaje shit, którego trzeba się pozbyć.
Oczywiście znam pary, które od lat żyją jak zespawane ze sobą. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem tylko jedno z dwojga, i na swój sposób ich podziwiam. Tak jak podziwiam artystów, którzy zawodowo wkładają sobie kanciaste przedmioty w dupę, krzycząc, że to sztuka - z dużą dozą niezrozumienia.
Klasyczny związek zazwyczaj obciążony jest dwoma grzechami głównymi: stagnacją i klaustrofobią. Wszyscy byliśmy w niejednym i znamy tę ścieżkę zdrowia. Spotykamy się z kimś, rozmawiamy i któregoś dnia budzimy się ze statusem na Facebooku. Serious shit. Kolejne randki, grupowe wyjścia na piwo i wódkę, cały ten jazz. Aż nagle człowiek czuje się własnym związkiem osaczony, coraz trudniej wykrzesać z siebie entuzjazm w związku ze spotkaniem, rozmowy bardziej męczą, niż cieszą, i serious gdzieś znika, a zostaje shit, którego trzeba się pozbyć.
Oczywiście znam pary, które od lat żyją jak zespawane ze sobą. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem tylko jedno z dwojga, i na swój sposób ich podziwiam. Tak jak podziwiam artystów, którzy zawodowo wkładają sobie kanciaste przedmioty w dupę, krzycząc, że to sztuka - z dużą dozą niezrozumienia.
Close enough
Decydując się na związek - by nie czynić w kółko powtórzenia - geograficznie rozbieżny, już na starcie zyskujemy przewagę. Mianowicie obszar naszych poszukiwań kogoś godnego monogamii nie ogranicza się do jednego miasta.
Przede wszystkim nie masz zbyt wiele czasu. Właściwie w ogóle go nie masz, więc nie możesz go zmarnować. Nawet jeśli leżycie obok siebie w milczeniu, to tylko po to, by nacieszyć się bliskością i ciszą. Nie dlatego, że nie ma o czym gadać, a leży się wygodnie. Te kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt godzin musi wystarczyć na tydzień, czasem dwa. Później znów nadejdzie rozłąka nieudolnie gaszona rozmowami przez wszystkie możliwe komunikatory. Którą to rozłąkę można umilić sobie normalnym, cywilnym życiem.
Przede wszystkim nie masz zbyt wiele czasu. Właściwie w ogóle go nie masz, więc nie możesz go zmarnować. Nawet jeśli leżycie obok siebie w milczeniu, to tylko po to, by nacieszyć się bliskością i ciszą. Nie dlatego, że nie ma o czym gadać, a leży się wygodnie. Te kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt godzin musi wystarczyć na tydzień, czasem dwa. Później znów nadejdzie rozłąka nieudolnie gaszona rozmowami przez wszystkie możliwe komunikatory. Którą to rozłąkę można umilić sobie normalnym, cywilnym życiem.
Jak żyć?
Nie byłbym sobą, gdybym nie dopisał od razu poradnika. Wbrew pozorom sprawić, by związek geograficznie rozbieżny był udany, nie jest trudno. Podstawową regułą w tej grze jest samokontrola. Wspomniana wcześniej namiętność to obosieczny miecz. Polegniesz, jeśli nie zapanujesz nad własną, podsycaną dystansem zazdrością. Polegniesz, jeśli nie zapanujesz nad własną, podsycaną tęsknotą czułością. Niestety, ale ta forma relacji wymaga dojrzałości i zaufania. Wszystko albo nic, nie ma półśrodków. Kolejna reguła jest bardziej prozaiczna. Miłość kosztuje. Zwłaszcza taka. Regularne przejazdy, nadrabianie wyjść, spotkań, doznań kulturalnych. W dodatku czasem możesz być potrzebny w środku tygodnia. To prawdziwy, zupełnie losowy i przypadkowy test. Związek na odległość to nie studia zaoczne, gdzie po prostu trzeba odbębnić weekend. Zresztą, sami sobie dopowiedzcie, jak mogą wyglądać koszty.
Ostatnią zasadą jest to, by nie szaleć z odległością. W momencie, gdy dzieli Was 9 godzin drogi, sprawa staje się nieco bardziej skomplikowana. Tę regułę możecie jednak zignorować. Tu jest wyjaśnienie dlaczego. Zresztą, miałem kiedyś znajomego. Jego dziewczyna wyjechała na rok do USA. Logika nakazywała tłumowi delikatnie sugerować facetowi, że jego związek już umarł i teraz tylko należy odciąć respirator. Szczęśliwie, znajomy był mądrym człowiekiem i nie słuchał nikogo poza sobą. Z tego, co wiem, dzisiaj mieszkają razem. I to prowadzi nas do najważniejszej rzeczy.
Związek na odległość jest tylko okresem. Któregoś dnia musi zakończyć się normalnym współżyciem lub tragedią.
Być może najważniejsze
Powyższy tekst ma Ci uzmysłowić, że związek między ludźmi z innych miast nie tylko może być udany, ale i posiada zalety, których nie znajdziesz w konwencjonalnej relacji. Nie wszystkie zresztą opisałem. Jeśli uważasz, że próbowałem przemycić kult miłości dystansowej i wmówić Ci, że ta konwencjonalna jest beznadziejna i pozbawiona sensu - przeczytaj go od nowa albo po prostu o nim zapomnij.
0 komentarze:
Prześlij komentarz