Chwilowo nie wyrabiam. Tylko dzięki niecenionej pomocy kobiet z polonistyki nie pogubiłem sę w terminach. Piszę jedną ręką licencjat, drugą kolejne prace zaliczeniowe. Nie jest to zbyt prosta sztuka, szczególnie jeśli wcześniej ładowało się gruz albo zrywało gips ze ścian przez osiem godzin. Nie mówiąc już o moich nawykach towarzyskich i rozrywkowych. Dlatego dziś znów wykorzystam kolejną barwną historię z życia Miśki. Jak wspominałem, Miśce pogorszyło się na starość. Wprawdzie nie zalicza już zabawnych prób samobójczych, ale za to postanowiła się rozmnożyć. Biorąc pod uwagę, że potomek jeszcze się nie urodził, a już ma ze dwudziestu wujków - zarośniętych dzikusów, babiarzy i chlorów, Misia powinna zmienić imię na Rosemary. Standardowo, Miśka napisała, a ja dorobiłem śmieszne porównania po swojemu i ostro wszystko przeredagowałem:
Kobiety są szurnięte.
Wszystkie, bez względu na narodowość,
wiek. Nie ma znaczenia kolor włosów czy barwa głosu. Wszystkie,
jak jeden mąż, są pieprznięte do kwadratu. Rozlewanie hektolitrów łez na komediach
romantycznych przechodzi ludzkie pojęcie, wyobraźnię, rozum i poczucie godności. Ciamkanie niczym stara baba nad kocią karmą przy zdjęciach małych piesków doprowadza do rozstroju wewnętrznego, a
wysoka umiejętność tworzenia turbin poprzez obracania kota ogonem, już kilka dekad temu
winna była wejść w kanon dyscyplin olimpijskich.
Baby są durne!
Przewrażliwione, rozhisteryzowane,
egzaltowane i zupełnie bezmyślne.
Nastolatkom wiele się wybacza – wiek
bywa genialnym argumentem uniwersalnym.
Singielki tłoczą się wokół
mężczyzn jakby rozdawali Crocsy w Lidlu, a potem wyżerają szpadlem lody tłumacząc kotu zasady niezależności. Stare panny wzorowo hodują ogrody
botaniczne pod pachami, mężatki obrastają w tłuszcz i zarost jak morsy, wdowy i
rozwódki szczelnie zamykają się w świecie bez przebrzydłych mężczyzn i ich gaci, topiąc smutki w likierze jajecznym, a babcie...
cóż... gdyby kule i laski nie miały gumowej końcówki, pewnie w tramwajach każde miejsce byłoby przebite niczym włócznią. Sparta !
To wszystko tworzy mieszankę
wybuchową, każda z kast ma swoje umiejętności specjalne, ale
nic, powiadam Wam, zupełnie nic nie jest w stanie równać się z
kobietą w ciąży.
W styczniu świat wywrócił mi się do
góry nogami. (za młodych lat wywracał się co piątek i wtedy przestawaliśmy jej polewać - przypis Kuca)
Chorobliwą senność zrzucałam na
karb zimowej chandry, zapalenie pęcherza musiało być naleciałością
po niedawnych skutkach przeziębienia, smaki... przecież zbliżał
się okres. Podwyższoną temperaturę ciała
również tłumaczyłam czynnikiem zewnętrznym, lecz gdy przypadkiem
natknęłam się w TV na paździerz romantyczny z Jennifer Lopez w
roli głównej i:
a). Dobrowolnie nie wyłączyłam
odbiornika.
b). Przy ckliwej scenie
przedstawiającej lukrową parkę wyznającą sobie gorące uczucia
zaczęłam płakać.
c). Do wniosku, iż popierdoliło mnie
zupełnie, doszłam z dziesięciominutowym opóźnieniem,
wysmarkawszy pół paczki chusteczek higienicznych.
Zaczęłam bacznie siebie obserwować.
Gdzieś w głowie tliła się złośliwa myśl, że a może...ale
przecież nie! To niemożliwe! Nie jestem durną torbą
niezaznajomioną z terminem antykoncepcja, nie wpadam na
pomysły płukania prezerwatyw w celu ponownego użytku, nie
wstrzykuję sobie leków hormonalnych dla kotów i nie prowadzę
kalendarzyka, bo natura to suka i lubi być zdradliwa.
Ze zniecierpliwieniem przebierałam
nóżkami, czekając na upragniony okres. Jeszcze pięć dni,
jeszcze pięć dni - powtarzałam w głowie jak mantrę, a objawy
piętrzyły się z dnia na dzień.
Podejrzliwość mężczyzny swego wzbudziłam po wizycie w sklepie, gdzie jak wygłodniały uchodźca z Sarajewa
rzuciłam się na kabanosy, by pół minuty później chwycić już
lody waniliowe i odkryć, że przecież nie cierpię tego
świństwa, Finalnie wzięłam popcorn i po powrocie do domu,
wesoło zapijałam go mlekiem. (W tym momencie, ja już bym łamał kartę SIM na promie zmierzającym do Norwegii)
Wtedy padło pierwsze pytanie: M.,
czy ty się dobrze czujesz?. Z miną zbitego psa, odessałam się
od mleka, choć jednocześnie miałam ogromną ochotę zabić gnoja,
że przerywa mi konsumpcję takimi bzdurami.
Urosły mi cycki. (W drodze na Islandię, łamiąc dowód tożsamości). Chrystusowa zamiana
wody w wino przy tym cudzie wychodzi na wyświechtaną i
spowszedniałą. Ale przecież brałam tabletki, hormony w końcu
zechciały ze mną współpracować! (Czytam ten tekst trzeci raz w ciągu dwóch miesięcy i trzeci raz zaczynam szukać taniego promu. To zdanie zabija mężczyzn)
Kilka dni później, okresu jak nie
było, tak nie było i nic nie wskazywało na to, że zechce nadejść.
Odbyłam z Mężczyzną poważną rozmowę (Idę na dworzec, tylko kupię fajki), a następnego dnia na
miękkich nogach pobiegliśmy po testy ciążowe (sztuk trzy,
przezorny zawsze ubezpieczony). Chwila napięcia i na widok sześciu zgodnych kresek wyartykułowałam największą Okurwę w swoim życiu.
Panie i panowie, pasażer na pokładzie! (Ósmy)
Twarz Mężczyzny zmieniała odcienie
wprost proporcjonalnie do upływu czasu. Najpierw był blady, później
fioletowy, a na koniec przeszedł w oliwkową zieleń, która
perfekcyjnie utożsamiła go z obsadą aktorską The Walking
Dead. Próbował zahipnotyzować testy spojrzeniem, w
nadziei, że „jedna z tych dwóch kresek może zniknie”, ale
nadzieja postanowiła napluć mu w pysk, sześć kresek wciąż kwitło dumnie, jak dwa dresy obok siebie.
Rychła wizyta u ginekologa tylko
potwierdziła moje przypuszczenia; jestem w ciąży i choćby skały srały
a mury pękały, nic tego nie zmieni. Pozwolę sobie pominąć rozdział
przyjmowania faktu do wiadomości czy obdzielania wesołą nowiną
rodziny (chociaż, nie. Mężczyzna uświadomił swoich rodziców w
Dzień Dziadka, składając ojcu gorące życzenia). Przejdę od razu do momentu, w którym
definitywnie zostałam okrzyknięta ciężarną i społeczeństwo
mentalnie zamknęło mnie w getto wraz z przedstawicielkami tego
samego gatunku.
Dobre rady napływały zewsząd jak
inwazja owsików – cięły ze wszystkich stron, powodując
niemiłosierny ból dupy. Ograniczenia żywieniowe rodem z łagru generowały ciężkie stany depresyjne; z menu zniknęła kawa zastąpiona Inką,
na myśl o której do gardła podchodzi mi śniadanie z zeszłego
wtorku.
Wykreślić musiałam wszystkie napoje
gazowane, wyskokowe, zawierające kofeinę, teinę i inne niezdrowe substancje, z którymi wcześniej mój organizm żył w niepokalanej
zgodzie.
Nałóg tytoniowy, skutecznie
pielęgnowany przez dekadę, również poszedł w odstawkę. (A moja matka to nawet na porodówce paliła i jaki się urodziłem duży chłopak)
Skończyła się szarża z białym
pieczywem, smażone mięsiwo istniało wyłącznie w annałach moich
wspomnień, podobnie jak enerdżi drinki, skutecznie budzące
mnie w pracy.
Pierwszy trymestr przebiegł niemal
bezobjawowo, bo gdy obok koleżanki po fachu rzygały jak wulkan po
wypiciu dwóch łyków wody mineralnej, mnie zdarzyło się na
placach jednej ręki, z czego raz przez dwanaście godzin w dniu
moich urodzin. (Wielu ludzi tak świętuje każde urodziny, nie ma co się przejmować). Dzięki zapachom sera wędzonego i
grzanego wina, zgłębiłam drugi poziom sztuki teleportacji, skok
przez płotki z zamkniętymi oczami, pływanie stylem zmiennym bez wody, a po chwili zostałam mistrzem
sztafety w ciężkich warunkach na czas określony (czyt: poniżej 10
sekund). Dopiero wchodząc w drugi trymestr
uspokoiłam się, oszołomienie związane z objawami ciążowymi
spadło, więc spokojnie mogłam zająć się pielęgnacją stanu
błogosławionego i (nie popełnijcie nigdy takiego błędu!)
zaczęłam czytać.
Zderzenie ze światem ciężarnych nie
było łatwe. Do tej pory czuję się jak biały kruk wśród stada opóźnionych gęsi. Szczęściem, bastion moich znajomych
zasilają jednostki obdarzone samodzielną zdolnością myślenia, za
co jestem losowi dozgonnie wdzięczna (inaczej z frustracji
próbowałabym poderżnąć sobie gardło gąbką). Nie ma nic dziwnego w tym, że społeczeństwo usilnie
stara się kobiety ciężarne izolować.
Zacznijmy od bagatelizowania innych
ciężarnych w obliczu własnych doświadczeń. No to ja nie wiem, w jakiej ty ciąży
jesteś, ale na pewno nie w takiej, jak ja! Oczywiście. To pozamaciczna w łękotce,
która rządzi się swoimi prawami. Każe wyjadać gile z nosa,
powoduje daltonizm i silną alergię. Ciąża ciąży nierówna, to fakt.
Jedne baby w drugim trymestrze wyglądają już jak spuchnięte
betoniarki, a inne do siódmego miesiąca cieszą się smukłą
figurą. Jedne rwą włosy z głów nad ilością narastających
rozstępów, inne z kolei do rozwiązania nie muszą martwić się o
takie pierdoły. Jedne rzygają, drugie nie. Przykładów można by
wyliczać bez końca, lecz prawdą w oczach ciężarnych jest to, iż
ich ciąża jest najprawdziwsza i najbardziej ciążowa!
W erze samojebek i smartfonów, zdjęć
stóp na linii horyzontu, zdjęć stóp na kanapie, zdjęć stóp
przy reaktorze w Czarnobylu, nie można obyć się bez zdjęć
„brzuszków”. Brzuszki bowiem kryją w sobie
coś pięknego, nowe życie, zasilane energią przyszłych matek, cud
stworzenia, fenomen natury. Brzuszki są i będą, chyba że
ludzie wygenerują u siebie umiejętności jajorodne. Nie wszyscy
jednak uważają je za symbol piękna
oraz subtelnej estetyki. I ciężarne likwidują takich bezlitosnych
partyzantów niemal tocząc pianę z pyska. Monika, nie przejmuj się, kurwy
chlapią językami na prawo i lewo, nie zdając sobie sprawy z
niczego. Masz piękną ciążę. A takie kurwy trzeba tępić!
Krótka wymiana zdań na temat
fanpage'u Seksowne w ciąży:
- Chcecie, to bądźcie sobie w tej
ciąży, tylko po cholerę tworzyć taki fanpage? Ale ok, skoro już
jest i nazywa się „seksowne”, to ma być seksowne. Większość
zdjęć nie jest ani trochę atrakcyjna, wręcz przeciwnie. To
seksowne jak świnia na wzdęciach.
- Spujrz w lustro to jest dopiero
obrzydliwe. **
**Wszelkie braki interpunkcyjne bądź
rażące błędy ortograficzne zachowane z rozmysłem.
Czytając takie brednie, człowiek
staje się mniej stabilny niż nosiciel Parkinsona tańczący lambadę
w płonących gaciach, cierpiąc na biegunkę. Nie od wczoraj wiadomo, że ciężarne mają
haziel w ustach. Język oraz sposób przekazywania informacji
pozostawia wiele do życzenia, a panie nadal hołubią się
nawzajem, zbijają w grupki i spróbuj, pachole, powiedzieć tylko
coś negatywnego!
Ciężarne są piękne!
Piękne są te z nadprogramową nadwagą
dwudziestu pięciu kilo! Piękne są te paradujące w nieśmiertelnych
ogrodniczkach z tłustym włosem niedbale związanym na czubku głowy!
Są piękne, do cholery! Są i już!
Otóż, nie...
I tu dochodzimy do kolejnego punktu.
Będąc w ciąży, nie masz prawa
wyglądać dobrze. Nie tak bowiem przedstawia się stereotyp
ciężarnych. Nie daj Boże, jak któraś ciężarna stwierdzi, że w
jakiś sposób jesteś lepsza od niej! Przyzna to po cichu w swoim
sercu oblezionym hordą rozstępów, ale tylko raz i z zawiścią,
która mogłaby zdziesiątkować ludzkość w trzech województwach.
Nie masz prawa być szczupła. Będąc
szczupłą ciężarną, na pewno jesteś chora, leczysz się z
anoreksji, masz ciężką anemię, niedobór wapnia, wyglądasz jak
trup, a te majtki w rozmiarze „M” możesz sobie wcisnąć w du...
Moja szwagierka zaszła w ciążę
miesiąc po mnie, obie jesteśmy w trzecim trymestrze, ona wygląda
znacznie lepiej niż ja, nie przytyła prawie wcale, a ja mam
dodatkowe 20 kg, zaczęłam ją nienawidzieć. Wiem, że to jest złe,
ale za każdym razem gdy na nią patrzę, chce mi się płakać ze
złości, życzę jej źle, z dnia na dzień coraz gorzej, jak ona
może tak wyglądać? Okropnie się z tym czuje, to żona brata,
zawsze miałyśmy świetny kontakt, a teraz chciałabym żeby
przepadła!
Absurdów ciąg dalszy: przesądy. Coś,
co misie lubią najbardziej. Czarne koty, drabiny i zakonnice to NIC,
w porównaniu z przesądami ciążowymi. (Fakt, widziałem foty baby, która smaży i wpieprza własne łożysko. Nie wiem co to dokładnie jest, to łożysko, ale prędzej zatłukłbym to grabiami niż wrzucił na ruszt.)
Dziewczyny czy wierzycie w wróżby
z obieraczki ile będziecie miały dzieci i czy w ogóle słyszałyście
otym?
Ja wierze w zauroczenie dziecka jak
również w to, by w ciąży nie przechodzić pod sznurami bo się
dzidzia urodzi owinięta pępowiną.
Ja wierzę moje dziecko musiałam
kompać w ziołach bo było zaciotowane zauroczone 13 w piątek
Lejesz wodę do szklanki rzucasz
chleb (znak mężczyzny), zapalasz zapałki (znak kobiety), potem tą
wodą pocierasz czoło... i na wierzch jeśli wypłynie zapałka to
urzekła kobieta a jak chleb to mężczyzna.
Nie można ścinać włosów w ciąży
bo ci się dziecko urodzi głupie.
Jak się przestraszysz to będzie
miało znamię!.
Jak w czasie ciąży będziesz
patrzeć w ogień to dziecko nie nauczy się siusiać do nocnika.
Wychodzi na to, że fazy księżycowe
mogą mieć realny wpływ na zdolności mojego
syna w zakresie imprezowania z nocnikiem.
I te durne baby w to wierzą!
Równie przerażającym zjawiskiem są
imiona. Odkąd w życie weszła ustawa, iż Polska dopuszcza
nadawanie pociechom imion zagranicznych, w popłoch wpadł cały
babski świat i wszystko stanęło na głowie.
Lena piętrzy się na Lenie, Dżenifer
w zeszłym tygodniu niemal wysłała mnie na tamten świat, a
wrażenia po Brajanie będę przeżywała przez najbliższy miesiąc.
U mojej córci w przedszkolu są
trzy siostry: Inez, Tarja i Lejla. Mnie osobiście podoba się
Lukrecja i Elena. (Pozdrawiamy fankę Rodziny Borgiów i Pamiętników Wampirów). (Nie wiem jak z tymi wampirami, ale Lukrecja to zabawna patronka - ona chyba tylko sobie nie dała dupy, bo nie sięgnęła - przypis Kuca)
Dajana, Franczeska albo Żaklin!
Wychowałam się w Hamburgu więc takie niespotykane imiona.
(Owszem, pisane z polskimi znakami z pewnością).
Moja koleżanka nazwała córkę
Prakseda (Brzmi jak nowa odmiana choroby wenerycznej). (A to akurat dość stare imię o ile dobrze kojarzę. Z drugiej strony, Rzepicha również, a nikt normalny nie nazywa tak dzieci)
Donatella jak Versace. (Może od
razu Biedronka albo Aldi jak będzie syn?) (A może Kinka dla córki, jak ten portal, kink, co robi najlepsze filmy w swojej branży?)
Jeśli chcesz serio nietypowe imię
to mogę ci dać tylko pytanie czy w Polsce się zgodzą na takie
imiona. Mercedes i Ferrari, to są imiona damskie. (Nuda. Od
Suzuki można zrobić piękne zdrobnienia!) (Zróbmy Kamę! A jak będzie syn, to go nazwiemy Kamaz)
Ze zniecierpliwieniem czekam, aż świat
zaroi się od imion zaczerpniętych z seriali. Wyobrażasz sobie
posyłać syna do szkoły z Daenerys Kowalską?
A jak córka przyprowadzi pierwszego
chłopaka i powie: Mamo, to jest Daryl Dixon Jarząbek.
Nie chciałbyś mieć za zięcia
chłopaka, który nosi imię w hołdzie po Tony'm Starku?
Wyobraźnia ciężarnych nie zna
granic. Raz nawet spotkałam się ze Multiwitaminą.
Podejrzenia, jakoby cesarskie cięcie
nie było sposobem na poród również wzbudza wielkie emocje.
Podobnie jak odwieczny konflikt: co lepsze – chłopak czy
dziewczynka?
Od samego początku byłam nastawiona
na syna, „czułam to”, jeśli można zawierzyć w istnienie
kobiecej intuicji. Jasno i klarownie określiłam Mężczyźnie, że
jeśli będzie dziewczynka, to sobie ją urodzi i wychowa sam, bo ja
dziewczynki nie robiłam.
Na szczęście, mój syn okazał się
ekshibicjonistą i na badaniu USG umożliwiającym ustalenie płci,
rozkładając nogi w kąt rozwarty, w najlepsze chwalił się swoim
„dobytkiem”, na co Mężczyzna rzekł: Pierwszy raz w życiu
cieszę się na widok cudzych, męskich genitaliów. Bo tak chyba
lepiej, nie? Martwić się o jednego ch...ja, a nie o wszystkich w
całym mieście.
Brzuch rośnie, jego zawartość
również. Pojawiają się objawy, które nie mają absolutnie nic
wspólnego ze sloganem reklamowym firmy X, produkującej mleko dla
niemowląt: Ciąża to najpiękniejszy okres w życiu kobiety. (To w końcu macie ten okres czy nie? Zgubiłem się)
Tylko asceta doszukiwałby się piękna
w diabolicznej zgadze i hemoroidach (Może te hemoroidy układają się we wzorek? Albo w sceny religijne! Kumasz, jaki wypas? Idziesz do kibla, a tu bach - stajenka)
Cierpieć zaczyna ta sfera życia, z
którą wcześniej dawałaś sobie radę wyśmienicie; ¾ pozycji z
„Kamasutry”, do tej pory oklepanych jak budowa cepa, pozostaje
poza zasięgiem. Nie będziesz więc dziarsko ujeżdżać rączego
rumaka, bo kręgosłup pęka w szwach, odwłok zwiększył swą
objętość a ten mały gość w brzuchu swoje waży.
Nie schylisz się, by w pozycji
horyzontalnej zadowolić swojego faceta; w połowie drogi brzuch
zetknie się z powierzchnią materaca i dalej możesz walić
wyłącznie „zdrowaśki” bądź rzucać „kurwy”, ale i tak
nic ci to nie da.
Spacer po schodach kojarzy się z
wyprawą na Mount Everest. Nie pośpisz na brzuchu, a dzień za
dniem, kompilacja na plecach też staje się coraz mniej komfortowa.
Załóż buty... haha! Szczególnie te
wymagające wiązania.
Na pewnym etapie, jeśli nie chcesz
wyglądać jak rodowita mieszkanka Planety Małp, o pomoc w depilacji
musisz poprosić swojego mężczyznę (jeśli wiesz, że nie
zapiszczy przerażony jak dziewica zwiewająca na widok jaszczurki).
Omijają cię atrakcje związane z
Wesołym Miasteczkiem. W ciągu doby jesteś w stanie wysikać Morze
Kaspijskie i pojawiasz się w toalecie częściej, niż na
przestrzeni zeszłorocznego kwartału.
Roztargnienie to chleb powszedni – ja
idąc w lutym do sklepu, zapomniałam ubrać skarpetek.
A potem mały pasażer zaczyna się
ruszać...
O... kurwa... - ta była już
mniej spektakularna, bo zupełnie odjęło mi mowę i tylko rola
przypadku zawyrokowała nad wyartykułowaniem akurat tej partykuły
wzmacniającej moje wielkie, potężne zdumienie.
Siedząc bezczynnie na dupie z padem na
padołku, nagle:
A). Dochodzisz do wniosku, że chyba
urodzisz karpia – takie wrażenie pozostawia po sobie pierwszy
ruch małego człowieka. Jakby ryba pozbawiona wody pacnęła cię od
środka w brzuch.
B). Sprzęt, pod siłą kopniaka, sam
uniósł się do góry. Nie, to nie ryba. To Alien.
W nocy proces pojawia się znowu, lecz
tym razem w liczbie mnogiej. Kopniak przekształca się w kopniaki i ma towarzyszyć ci już do samego końca. (taratata..kapułejra! Ewentualnie góralskie tańce)
Tutaj dopiero zaczyna się jazda!
Po pewnym czasie, mały pasażer
wyrabia sobie normy okresowe swojej aktywności. Między 08:00 a
09:00 rano budzi cię, bo żreć. W okolicach południa odciąga cię
od książki, bo żreć. Po 16:00 wierci się, dając znać, że coś
w sumie by zjadł, a po północy w twoim brzuchu rozgrywa się akcja
żywcem wydarta z Tokio Drift.
Oczywiście, mały buc nie zna
litości i kręci tłuste bity na pęcherzu akurat w
momencie, gdy mkniesz z miasta do miasta po autostradzie transportem
publicznym pozbawionym toalety. Musisz zacisnąć zęby i jeszcze kilka mięśni, żeby przeczekać.
No bo co innego zrobisz. Przecież się, kurwa, nie teleportujesz!
Wbijanie głowy pod żebra i pięty w
lewy jajnik kończy się zgięciem mamusi w kuriozalnie idiotycznej
pozycji na pelikana z lordozą i reumatyzmem. Najczęściej na samym
środku galerii handlowej bądź w Urzędzie Miasta. Bo czemu nie?
Z wolna zaczynasz funkcjonować jako
przeżuwacz długodystansowy a ciągłe poczucie głodu towarzyszy ci
nawet w nocy. Sześć, siedem posiłków to porządek dzienny.
Wpychasz w siebie ósmą bułkę, równocześnie zdając sobie
sprawę z tego, że to nie do końca TY jesteś głodna.
Do lekarza biegasz częściej niż
onegdaj na piwo ze znajomymi. Nocne wypady do WC wykonujesz już na
autopilocie, tygodniowo wrzucasz w siebie 2/3 zatowarowania
pobliskiej apteki, a stopy i palce u rąk puchną nieoczekiwanie,
upodabniając dłonie do wieszaka na serdelki.
Ciąża to zdecydowanie nadzwyczajny
okres w życiu kobiety. Abstrahując od wszystkich wyrzeczeń,
sylwetki orki z nadwagą, finansowej dziury bez dna czy niedogodności
związanych ze stanem błogosławionym, wiemy jedno: możemy być
wszystkie zdrowo pierdolnięte, ale to my wydajemy na świat dzieci,
bo każdy facet zesrałby się na miejscu. (Niby czym by się zesrał, skoro nic nie wolno jeść? Sałatką?) „Ciąża i poród to
turniej fakirów - ten kto zniesie największy ból – wygrywa”.
----
Od siebie dodam jedno. Zdecydowanie na świecie żyją dwa rodzaje mężczyzn. Zakochani i obecni na promie płynącym w stronę Skandynawii.
0 komentarze:
Prześlij komentarz