niedziela, 18 stycznia 2015


Nie lubię dzieci. Małych, średnich i dużych. Drażni mnie ich gęganie, darcia mordy wręcz nie znoszę i nie widzę niczego słodkiego w małych pasożytach próbujących zeżreć drzewo albo wsadzić łeb w nocnik. Ale ja nie o dzieciach chciałem. 



Niektórym kobietom instynkt macierzyński wyżera umysł. To nie jest nawet robienie z dziecka powołania, zawodu czy celu życia. To tworzenie regularnej krucjaty. Poród zamienia samice w pozbawione mózgu golemy nawracające na swoje potomstwo jak turbany na wiarę w Mahometa. Gdziekolwiek stanie ich noga, tam zaczynają szerzyć religię opartą o swojego potomka. Ogniem, mieczem i tysiącami opowieści o kolorze kupy. To prawdziwy cud, że nie podkładają na ulicach IED zrobionych z pieluch i nie wysadzają się oklejone kaszkami. 

Je suis x

Matki próbują wprowadzić szariat oparty o swoje macierzyństwo. Tłumaczą każdemu kto stanie w zasięgu ich głosu, że mają prawo karmić piersią w miejscach publicznych, bo to piękne i naturalne. Nie potrafią przyjąć do wiadomości, że zrujnowana ciążą baba z obwisłym, nabrzmiałym cycem wepchniętym w usta małego, zaślinionego pasożyta jest równie piękna i naturalna, co padlina gnijąca beztrosko gdzieś na poboczu. One czują się piękne, spełnione i mają prawo. Światu pozostaje podziwiać. 
Kilka tygodni temu Agnieszka Kublik napisała felieton o matce, która w restauracji nagle zaczęła zmieniać pieluchę dziecku. Na oczach wszystkich, którzy mieli pecha jeść tamtego dnia w lokalu. Patrząc na komentarze wokół owego felietonu, niewiele brakowało, byśmy wpisywali grupowo Je suis Kublik. Jak można krytykować matkę? Może nie było przewijaka? Każdy ma prawo iść do restauracji! i tym podobne odpowiedzi lały się wraz z histerią wartkim potokiem. Tymczasem jedyne co jest szokujące w historii to fakt, że nikt nie wyrzucił owej matki i jej małego zafajdańca z knajpy. Prym wiodły oczywiście młode matki, dla których widok gówna w trakcie konsumpcji jest uroczy i godny wrzucenia na wszystkie serwisy społecznościowe. Żadna z nich nie pomyślała, że mając dziecko trzeba szukać knajpy z przewijakiem (czymkolwiek to jest), żadna nie pomyślała o innych klientach. Dziecko stanowi priorytet w restauracji, a wszystkie dzieci nasze są. Śmierć niewiernym i strzelanie w powietrze smoczkami. 
Bezstresowo wychowane gnojki to prawdziwy temat rzeka. Małe, dwunożne zwierzęta drące pysk i próbujące rozpieprzyć wszystko wokół siebie oraz ich matki zachwycone aktywnością potomka. Nieśmiertelne wywody o przemocy równające plaskacza w dupę z katowaniem kablem. Udające, że nic się nie dzieje, albo podkręcające gówniarzy do czynienia większego chaosu. Z nieśmiertelnym argumentem To przecież dziecko. I co z tego? Jeśli mój dog niemiecki walnie kloca na środku pociągu mam powiedzieć To przecież pies
Matki nie są zresztą jedyne w swym fanatyzmie. Wystarczy przeżarty molami i Alzheimerem dziadek z wnukiem, by dowolne miejsce przypominało bazar w Mogadiszu. Im mocniej wnuk drze mordę, tym bardziej dziadek się cieszy. W przypadku, gdy wolności gówniarza coś zagraża, dziadkowi wydaje się, że znów jest okupacja i naszczał Niemcom do zupy, bo zaczyna przeładowywać, w braku pepeszy, własną lagę. 

Kinder ISIS

Obrzydza mnie ten terroryzm. Bękartocentryzm jaki zaczynają uprawiać wszelkie matki, babki i dziadki, próba przymuszenia reszty świata do jedynej słusznej wizji. Można odnieść wrażenie, że połowa dzieci w Polsce rodzi się z niepokalanego poczęcia i w towarzystwie gwiazdy betlejemskiej, a nie zwykłego zdążę wyjąć.  Całe to ofensywne macierzyństwo ukierunkowane na dostosowanie świata do pragnień swojego gówniarza. Jakby poród stanowił granicę oświecenia. Młode matki (a i stare w sumie też...) zamiast wychowywać dzieciaka do życia w świecie, próbują wychować świat do życia z ich dzieckiem. I macierzyństwem niepokalanym. Co czasem jest zabawne, gdy trafiają na mnie. 

To nie jest tekst przeciwko wszelkiemu macierzyństwu. Ciężarnej kobiecie zawsze należy pomóc, szczególnie gdy chodzi o miejsce siedzące, przeniesienie czegoś czy otworzenie okna. To nie jest tekst przeciwko młodym matkom. Wózek sam nie wtoczy się do tramwaju, a dzieciak czasem może się rozpłakać albo zrzygać. Znam przynajmniej kilka matek, które zachowują się normalnie. Które mogą uzupełnić rozmowę anegdotką o swoim bachorze, a i tak głównie mówią o potomstwie, gdy ktoś zada pytanie. Znałem też pomylone i sugerowałbym zwrócić uwagę na czas przeszły, a następnie wziąć ze mnie przykład. 


PS
Kiedyś dostałem - nie wiedzieć dlaczego - darmową próbkę tej kaszki dla dzieci, którą z ciekawości zjadłem. Nie róbcie tego, nigdy. Kaszka truskawkowa koło truskawek nawet nie stała, zajeżdżała za to tekturą, mokrym psem i innymi rarytasami.



0 komentarze:

Prześlij komentarz