wtorek, 25 sierpnia 2015




Kończymy studia. 
Część ludzi z mojego roku ma już obronę za sobą. Innych ta rozkosz czeka w ciągu najbliższych tygodni lub we wrześniu. Jakby na to nie patrzeć - koniec. Odkrywam to na nowo, za każdym razem, gdy kolejne koleżanki okazują się umiejscowione w domu, tym prawdziwym, setki kilometrów od baru.
Wszyscy musimy zdecydować nie tylko co dalej robić z życiem, ale i gdzie to robić. Sporo o tym rozmawiamy. Patrząc na powody, jakie kierują decyzjami innych ludzi, popełniłem listę siedmiu złotych porad życiowych.

1. Przyjaciół wolno utylizować, a ludzi poznawać.

Nie ma głupszego podejścia do przyjaźni, niż bezwzględna wierność. Pozbyłem się w życiu wielu przyjaciół i ku zaskoczeniu innych, nigdy tego nie żałowałem. Ludzie się zmieniają. I my i oni. Czasami zmiana jest zbyt drastyczna i wtedy należy zmienić towarzystwo. Walka o przyjaźń, wracanie do statusu przyjaźni - to przaśny idiotyzm. Jeśli problemu między przyjaciółmi nie da się rozwiązać w dwie minuty, to należy rozwiązać znajomość. Stosuję tę zasadę od lat i omijają mnie te wszystkie dramaty zawiedzionego zaufania. 
Jest i druga strona medalu.
Wiele lat temu, podczas któregoś z rzędu Woodstocku w moim życiu, dołączyłem ze swoją załogą do obozu kumpla, którego poznałem za gówniarza, grając w jakąś grę sieciową. Obozowisko złożone głównie z ciężko zakochanych par, świetna ekipa. Moim sąsiadem był typ, który razem z panną żył w takim kurniku z lat sześćdziesiątych, do którego należało się wczołgać. Wymieniliśmy kilka zdań. Później spotkaliśmy się ze dwa razy na mieście, raz przed jakimś koncertem i wpadłem do niego na majówkę. 
Tym facetem był Człowiek Zapałka, Rudy Andrzej, syn pochodni i tragedii. Nasze związki szlag trafił, podobnie jak i kontakt z większością ludzi obecnych na tamtym Woodstocku - zarówno z jego ekipy, jak i mojej. A my wciąż trwamy. Gdybym kiedykolwiek miał zostać typowym Januszem, to właśnie do wujka Andrzeja szedłbym pożyczyć wiertło i wracał wykrochmalony jak bombowiec o piątej nad ranem.
Jaki jest sens w trzymaniu kurczowo przyjaciół, skoro gdzieś na świecie można poznać Człowieka Zapałkę?

2. Życie to nie ogóry, nie musisz go kisić.

Wyobraź sobie, że od jutra masz zacząć życie w nowym miejscu. Zasnąć pod innym sufitem, który będzie twoim sufitem do odwołania. Bardzo odległego odwołania. Nie wiesz, gdzie jest najlepszy kebab, ładne barmanki i dobre speluny. Nie znasz praktycznie nikogo, a żadne miejsce nie jest Twoje. Czujesz ten dreszcz niepokoju? Wspaniały, co nie?
Niektórzy mają idiotyczny nawyk dekowania się w jednym miejscu. Urodzeni w Katowicach, zmarli w Katowicach. Kiszą się jak ogóry na tych samych dziesięciu ulicach, prowadzą nudne jak teledyski Hey życie. Lubią ten kokon bezpieczeństwa i spokoju, są odpowiedzialni i racjonalni. A pieprzyć. W dobie internetu można się przekonać, jak wielu ludzi nigdy nie poznalibyśmy z powodu lokalizacji. A to istotne, zwłaszcza, że ludzie się zużywają. Jak wiele przeżyć już nas ominęło. Jeśli od roku robisz jedno i to samo, to znak, że pora się wynieść. Gdziekolwiek. W Gdańsku też jest uczelnia.

3. Przestań myśleć jak twoja stara.

Jesteśmy naznaczeni piętnem. Wpajano nam, że po studiach przychodzi czas na pracę, a po pracy na rodzinę. I każdemu po mieszkaniu. Wierzycie w tę radosną bzdurę. W rozmowy o pracę, zakładanie rodziny. W spokój, bezpieczeństwo i stabilność. Tymczasem nie ma niczego złego w mieszkaniu we trzech po studiach. Nie widzę problemu w przeniesieniu się na drugi koniec Polski za robotą. W ryzykowaniu i otwieraniu biznesów. Germańskie ludy z terenów Skandynawii, które błędnie nazywacie wikingami, miały jedną, prostą zasadę - kto nie popłynął na wiking, ten nie ma prawa się żenić. Kto nie ryzykuje, ten nie dyma. Przede wszystkim, na wikingu można było zarobić, w przeciwieństwie do uprawy rzepy na jałowej ziemi. Po drugie, taka zasada i musieli ryzykować. Wikingowie to byli świetni wojownicy, ale dostawali czasami w dupę albo po prostu w bitwie ktoś ginął. Niektórzy zostawali potem rolnikami, cieślami i kowalami. Jeden wypad był obowiązkowy dla wszystkich.

4. Dobieraj sensownie znajomych.

Niewiele pułapek jest równie podstępnych, co znajomi. W towarzystwie ludzi, którzy kombinują gotówką, sam zaczniesz kombinować, jakby się tu zarobić i nie pożyczać od kumpli na fajki. Gorzej, jeśli trafisz na ludzi, którzy w wieku 20-kilku lat wciąż potrafią sępić na dworcu. Wśród ludzi, którzy ogarniają grę w studiowanie prawdopodobnie nie skończysz pisząc setne podanie o przedłużenie przedłużenia sesji poprawkowej. Ludzie dysponujący kilkukrotnie większą wiedzą zmuszą Cię do wysiłku intelektualnego. Ludzie nad którymi masz wieczną przewagę spowodują, że cofniesz się w rozwoju. Kretyni sprawią, że zaczniesz zachowywać się jak kretyn. Nie ma zresztą niczego gorszego od znajomych z którymi można się jedynie nawalić. W czasie moich pierwszych studiów starałem się trzymać w miarę przyjazne stosunki z większością ludzi. W efekcie końcowym prawie się pochorowałem od nadmiaru podludzi wokół siebie. Szczególnie, że nawet nie mogłem ich obrazić - dziewczyny potrafiły się upominać o to, że im jeszcze nigdy nie powiedziałem niczego paskudnego i czują się gorsze. Wyobrażacie sobie tę patologię? Mówicie babie: Jesteś tak gruba, że mógłbym z Ciebie ostrzelać Westerplatte, a ona się cieszy. Nie powtórzyłem tego błędu nigdy więcej. 

5. Znajdź sobie fajne hobby.

Człowiek bez zainteresowań jest nudny i ma nudne wnętrze. Wierz mi, gry komputerowe nie są fajnym hobby. Choćbyś się zesrał, nie są. Fajne hobby to takie, któremu możesz poswięcać godziny na różne sposoby, które generuje wspomnienia, wiedzę, korzyści. To, że najszybciej napierdalasz w myszkę wybijając wiwerny nie jest istotne. Większość znanych mi ludzi kompletnie nie potrafi zużywać czasu. Opierdalają się przy serialach, opierdalają się przy filmach, przy durnych książkach, grają godzinami w gówniane karcianki i robią wszystko, by już zrobiło się jutro. Już nawet nie chcę słowem się odzywać o bushcrafcie, chociaż uważam, że jeśli facet nie potrafi zmontować sobie schronienia i ogrzewania w głuszy, to jest pieprzoną mameją i powinien sam się wyskrobać.

6. Decyduj się na idiotyczne ruchy.

Czasem warto wsiąść do pociągu zmierzającego na drugi koniec Polski bez większego powodu. Sprawdzić co jest w opuszczonym budynku. Wziąć tego dziwnego drinka, po którym poprzedni klient zemdlał. Doświadczenia hartują, uczą i weryfikują. W dodatku nigdy nie wiesz co się wydarzy i kogo spotkasz. Jak rzekła moja ex Czy ty kurwa naprawdę musisz znać wszystkich? Muszę. W moim fachu, w moim stylu życia znajomości są niezbędne do przetrwania. Przykładowo mogę się ożenić o dowolnej porze dnia i nocy, w dowolnym miejscu. Dlaczego? Bo znam człowieka, który takiego ślubu, w pełni respektowanego przez prawo, zawsze mi udzieli. Szczęśliwie nawet ja mam jakieś granice rozsądku. Dzięki znajomościom załatwicie wszystko. Dzięki myśleniu o znajomościach załatwicie wszystko. A jeśli ktoś Wam się znudzi lub narazi - punkt czwarty. Ludzie z sensem, dziwnym trafem, zawsze zostają. 

7. Naucz się żyć na skraju śmierci.

Wykończ organizm jeśli musisz. Nie płacz, że nie dasz rady. Zajedź się, a potem bądź dumny, że przetrwałeś. Mieszkałem z typem, który nie potrafił zrobić niczego, jeśli się nie przespał. Cokolwiek by się nie działo, musiał przed egzaminem przekimać chociaż sześć godzin. Pacjent był naprawdę magiczny, jego życie jechało jak tramwaj - z regularnymi przystankami. W życiu nie widziałem nudniejszego żywota. Kiedy my kręciliśmy amatorskie filmy zalewane Warką albo debatowaliśmy o roli kultury w upośledzeniu człowieka tkwiąc na dachu piekarni, w kłębach dymu o zapachu, smaku i chwilami fakturze chleba, on właśnie odpieprzał czwartą fazę REM. Z całych studiów wyniósł mniej wspomnień, niż ja z solidnego tygodnia rozrywek. Pisząc licencjat prawie zdechłem. Pracowałem jak opętany, zarżnąłem chłodzenie w laptopie, w sklepie odmawiali mi sprzedaży energetyków, a fajki ściągano dla mnie wagonami. Do dwóch punktów. Dzięki temu obroniłem się w lipcu i gładkim jajem dostałem miejsce na wszystkich magisterkach, które mnie interesowały. Wrześniowcy będą w dupie. Jak rzekła inna moja ex Czasami to ja się tej Twojej niezniszczalności boję. Niezniszczalność jest zwyczajnie przydatna. Czasem niezbędna. Nie tylko do pisania licencjatów i chlania na studiach. Mając dwadzieścia lat wróciłem z Woodstocku do domu o trzeciej nad ranem, a o siódmej ładowałem już gruz łopatą - tak, moje dzieci, Kuc nie zawsze był umysłowym pracownikiem, zresztą po dziś dzień biorę czasem fizyczne fuchy, by nie wyjść z wprawy. 



Co najzabawniejsze, kombinacja tych rad sprawi, że w pewnym momencie wasze życie będzie po prostu fajne. Z dobrą robotą, możliwościami, wspomnieniami i sensownym związkiem. Nawet najwybitniejsi spośród was nie są w stanie tego spieprzyć.



0 komentarze:

Prześlij komentarz