sobota, 15 kwietnia 2017




Szybki strzał świąteczny. Na melodię tego kretyńskiego, uroczego tekstu.

Kiedy gdzieś narzekanie łączy się z tanim alkoholem, to nie może mnie tam zabraknąć - opowiada o swoim weekendzie Kuc Filolog - krytyk wszystkiego, alkoholik i nierób.

Za mną, przede mną i we mnie kolejne święta, które spędzam w Katowicach, a nie w Krakowie, gdzie mieszkają moi sąsiedzi. Weekendowy poranek rozpocząłem z moim dogiem Misią. Mieszkamy na obrzeżnej dzielnicy, więc zwykle idziemy przed dom sfajdać się i powąchać śmietnik. Bywa jednak, że i ta niedługa trasa okazuje się zbyt wyczerpująca dla doga z nadwagą, który przez krzywą półkulę mózgową ma problemy z myśleniem. Ze spaceru wracamy tym razem: ja - na nogach, Misia - na moich rękach. No, prawie. To pieprzone bydle ma 80 kilogramów wagi, stawia opór i za skurwysyna nie chce wrócić po schodach do domu. Prosiłem, groziłem, błagałem. Tańczyłem tańce godowe, wabiłem kością, miską, martwym noworodkiem, w akcie desperacji zacząłem śpiewać harcerskie piosenki. Wszystko na nic. Dwanaście zejść później razem z sąsiadem wciągnąłem ten baleron z wysuwanym podwoziem. Pieprzone święta, nawet zapierdalając na dwa etaty się tak nie urobiłem. 

Niezależnie od tego, czy na ulicach topnieje śnieg czy gówna, zapieprzam dziarsko na nogach wbitych w buty renomowanej marki Harley - Davidson. Buty te w połączeniu z dziesięcioletnią ramoneską nadają mi wygląd zblazowanego harleyowca albo kretyna przebranego za fankę Motorhead z lat 90'. W piątek wybrałem się z wizytą do mojego kolegi Michasia, standardowym szlakiem. Jednym chodnikiem przemknąłem na drugi chodnik, a potem skręcam obok jednej z moich ulubionych - szczególnie pod względem cen - galerii, Biedronki. 


Jak widać pod względem elegancji wypoczynku, zdrowego lajfstajlu i estetyki bytu nie odstępuję na krok od Kominka, córki Tuska i tego typa z wkurwiającym głosem, który ciągle robi filmiki o swojej dziewczynie, Laurze.
U Michasia standardowo opowiadamy nieludzkie idiotyzmy i kurtuazyjnie podśmiewamy się z pięcioletniego już żartu, że jego ojciec by dostał zawału, gdybym uwiódł jego siostrę. Michaś trochę ciszej, bo on zna mnie z lat młodości i do dzisiaj pamięta wszystkie te Potrzymaj mi piwo! Standardowo Michaś rzucił palenie i z tej okazji opierdala jak kosiarka całą paczkę moich szlugów, ale jemu wolno. 

Sobota od kilku miesięcy była dniem, kiedy nieprzytomny po czternastogodzinnej zmianie za barem budziłem się i wracałem do roboty. Odkąd jednak rzuciłem robotę, zazwyczaj wstaję, narzekam, robię jakąś szybką fuchę i idę się napić ze znajomkami. Przez długie godziny rozmawiamy o tym, kto ma większego, kto komu wsadzi i jak bardzo jesteśmy nieszczęśliwi. Podobnie jak ja, moi znajomi są gołodupcami, a nasze portfele nie świecą, bo są stare, matowe i składają się głównie z dziur. Kiedy robimy się głodni odwiedzamy kebab u Harira, bo w sumie i tak te 13 złotych nie uratuje nam dupy, a lepiej umrzeć z głodu będąc najedzonym, jak naucza Konfucjusz. 

Niedziela będzie dniem zabawy. Zamierzam wybrać się na piwo, bo dostaję pierdolca od siedzenia w domu rodzinnym, z kimkolwiek. Pójdziemy pewnie do jakiejś taniej knajpy i pijąc cuda w stylu Litovela, będziemy udawać, że wcale nie mamy się w dupie i chcieliśmy tylko uciec z domu. Ponieważ Katowice składają się głównie z kumpli, z którymi nie mam kontaktu i moich ex, z którymi nie mam kontaktu, wybór padnie pewnie na którąś ex; tę najbardziej zgrabną, bo była - nie była, ale nie wypada się pokazać na mieście z jakimś waleniem o aparycji chama z Podkarpacia. A lata nie wszystkim damom służą. Będziemy siedzieć i opowiadać o tym, kto się bardziej wkurwił w tym roku i czym. 

Kiedy gdzieś narzekanie łączy się z tanim alkoholem, to nie może mnie tam zabraknąć.




Next
This is the most recent post.
Previous
Starszy post

0 komentarze:

Prześlij komentarz