wtorek, 15 grudnia 2015


Sezon świąteczny w pełni. Wszystkich was to czeka i nie będzie zmiłowania. Karp, maca z wizerunkiem czegoś świętego, masowa histeria przy lepieniu pierogów i gówniane potakiwanie podczas życzeń, a potem siedzenie przy tej skrzyni umrzyka z zapasowym krzesłem. Szczęśliwie jest jakaś jasna strona świąt, a są nią pieprzone prezenty. To znaczy mogłyby nią być, gdyby nie radosna inwencja twórcza krewnych. 
Każdego roku prezentowałem tę samą listę dobrych prezentów. Robię się już zielonkawy na twarzy, gdy myślę o kolejnej edycji "Zippo, Cold Steel, Leatherman", dlatego dziś zajmiemy się tematem od dupy strony. 
Panie i panowie. Po długiej przerwie zapraszam na listę najgorszych, najtragiczniejszych prezentów, za które powinno się iść do Nastrondu. 


1. Pieprzone zestawy świąteczne. 
Ktoś, kto wymyślił pakiety dezodorantów w bożonarodzeniowym pudełku musiał być strasznym sukinsynem i członkiem NSDAP. Dostanie tego szrotu, to chyba najgorsza rzecz, jaka może spotkać człowieka. Od czterech lat namiętnie używam Bearglove Old Spice'a, co nie przeszkadzało mi dostać kolejnej ,,Copacabany" o zapachu nóg sierżanta Garcii, czy innego szrotu w stylu Martwy skuns w sosnowym młodniku no.5. Jeśli jakimś trafem trafiałem na Bearglove...to też było gówniane. Człowiek mimo wszystko rzadko dostaje prezenty, cieszy się i zerka ukradkiem na ten zgrabny pakunek, chce się bawić i radować, jest ciekaw, co dostał, co będzie posiadać, cóż to za niespodzianka się kryje pod tym drzewkiem z plastiku...a tu pieprzony dezodorant, który kupuje od czterech lat, bo ktoś nie miał pomysłu albo w ogóle rodzina przypomniała sobie o nim podczas szóstego kursu do Carrefoura. Nie róbcie nam tego. Nigdy. Ja musiałem być brutalny i po dwóch latach powiedziałem, że jeśli zobaczę pieprzony zestaw świąteczny, to ubieram się i idę do knajpy, bo już nie mogę i zamiast mocy truchleje mi mózg. 
Sierżant Garcija. Zapach prawdziwego mężczyzny.
2. Onuce, skarpety i takie śmieszne bokserki.
Na litość bezlitosnej (i słodkiej!) Freyi. Za co? Za jakie grzechy? Ta sama śpiewka tylko wydanie jeszcze gorsze. Oczekiwanie, co dostanę, co dostanę? Umysł wariuje, z wewnętrznego dziecka przepina się na wewnętrznego psiaka, gdybym zdjał spodnie, mógłbym machać ogonem. Fruwa rozrywany papier pod potępiającym spojrzeniem, bo przecież by się jeszcze przydał, mam to w dupie, chcę już, chcę mój prezent....kurwa mać. Skarpety? Serio? Mam dwie szuflady tego gówna, na bazarze są chwilami tańsze od cebuli. Na cholerę mi kolejna para? Dlaczego? Za jakie grzechy?. Jeszcze przez chwilę się łudzę, że to może jakieś taktyczne, specjalne, Gore-Tex, Nomex, włókna z teflonu, cuda bushcraftu. Nie no, zwykłe szwaje, bawełna. I jeszcze śmieszne-jak-sam-skurwysyn gacie z małpką Fiki Miki w strategicznym miejscu. Cudownie. Dorzućmy jakąś koszulkę ze śmiesznym-jak-sam-skurwysyn napisem i mogę wyruszać na dupy. Wszystkie cziki moje, stylówa bezbłędna. Całe szczęście, że nikt, nigdy nie kupował mi pieprzonych krawatów, bo ostatni raz miałem takowy na obronie dyplomu, kupiłem go godzinę przed egzaminem w szmateksie i zaraz po obronie wyrzuciłem. Ironio losu, krzywo zawiązałem i regularnie się przekrzywiał pokazujac komisji - niczym dandysowską spinkę - cenę z dumnym nadrukiem jeden złoty
Ej mała, ruchasz się czy trzeba z Tobą chodzić? 
3. Ubrania.
Nie ma litości, to musiał być osobny punkt. Napięcie rośnie, prezent pokaźny, choć niepokojąco nieforemny, trzeba być mężczyzną, szybki ruch ręki, niczym jastrząb...i jest po świętach. Pieprzony sweterek, tak kurwa, sweterek, bo to nawet nie jest solidny, gruby swetr w jedynym słusznym kolorze. Wewnętrzny psiak piszczy, przypomina mi się moja dożyca, kiedy odkryła, że zjadłem cały obiad i nie ma czego wrzucić do pysia. Prezenty w postaci ciuchów dzielą się na dwie kategorie. Czasem matka nie może przeżyć tego, że jej syn, jedynak co to miał chodzić w kremowych swetrach i koszulkach polo, wygląda jak diabeł na wakacjach i w tym biednym, skrzywdzonym umyśle rodzi się myśl, że jeśli kupi jakieś pedalskie wdzianko w ciemnym kolorze, to się nie zorientuję, że to genderowy atak na moją nieelegancką stylówę. A noszę się tak, że Mr Vintage na mój widok przepociłby z niesmaku swoje casualowe mokasyny. Druga strona medalu, to próby kupowania pod gust. Ja nawet nie zliczę, ile mam koszulek, które noszę, bo istnieją. Tych zakładanych, kiedy wiem, że nie będę się rozbierać. I lęku, że jednak mam je na sobie. Zimno mi, jak pomyślę, że gdzieś na dnie szafy leży ten pieprzony Slipknot. Niektóre z nich są niezniszczalne, na Woodstocku szlag trafił od samego stania mój ulubiony t-shirt, a wspomnianego Slipknota nie wykończył ani remont generalny ani przewożenie gruzu. Nawet wcisnąć tego żadnej kobiecie nie mogłem, bo wstyd. Potem leży to gówno gdzieś, gdzie światło nie dociera i tylko przy przeglądzie zaczyna się wyrzut to takie ładne i nie nosisz. Stare typy, te wszystkie Janusze pewnie tak mają z koszulami. Zwłaszcza, że większość ciotek uwielbia kupować te gówniane, burackie, będące gwałtem na poczuciu stylu nawet w moich oczach, koszule z krótkim rękawem. 
Człowiek ma dwadzieścia pięć lat i głupio mu w czymś takim remont robić, bo się z niego drabina i farba śmieją. 
4. Książki. 
Zaskoczeni? Zawsze polecałem książki jako prezent. I wciąż polecam. Sęk w tym, że to jednocześnie najlepszy i najgorszy pomysł. Jestem żywym dowodem na to, męczennikiem. Książka jest najczęstszym giftem, jaki otrzymuję. Wszyscy wiedzą, że zboczeniec ze mnie i bibliofil, więc idą na łatwiznę. Zapominając, że zboczeniec ze mnie i bibliofil. Do dziś pamiętam święta w 2013 roku, kiedy dostałem siedem książek, które już czytałem, z czego trzy miałem na półce. I dwutomowy Klub Pickwicka, będący pozytywistyczną, angielską breją, której czytanie przypominało piłowanie fiutem nieheblowanej deski. Jasne, że Pratchett jest świetnym rozwiązaniem, jeśli nie chce Ci się kombinować. Tyle, że sam już się gubię, które tomy czytałem, a które nie. Trzeba cholernie znać gust drugiej osoby, by nie kupić jej gówna, którego nie chce. Inaczej kończy się to kupowaniem pod własny, co jest głupie albo dobrymi radami pana z księgarni, co jest jeszcze głupsze. Nie mówiąc już o wszystkich chujowych biografiach i poradnikach.
Dzięki mamo, zawsze o tym marzyłem. Zrobię z tego magisterkę. 
5. Płyty
Krótko w temacie. Czasy zdychającego eMule mamy już za sobą i kupowanie płyt mija się z celem. Chyba, że ktoś jest hobbystą. Tak, jeśli Twój facet namiętnie zbiera winyle Led Zeppelin, to dorwanie rzadkiego wydania na allegro jest świetnym pomysłem. Jeśli Twój facet po prostu umie obsługiwać Spotify i Youtube, to na cholerę mu płyta? Nawet nie wspomnę o kupowaniu płyt pod swój gust, już widzę Andrzeja szczęśliwego, że ma dyskografię Amon Amarth. Gdzieś w rodzinie znajomych była akcja, gdzie kumpel dostał od swojej babki krążek z jakimiś wsiowymi piosenkami. Tak, zgadliście - babcia co 5 minut i siedem sekund podchodziła, by włączyć jej jakieś gówniane baju baj, dwie morgi słońca, śpiewaj swe baju baj. 
Karny Cierniewski za chujowe morgi Słońca.

6. Maszynka do golenia.
Nie wierzę, że mogłem o tym zapomnieć. Instynkt uratował moje święta w 2014 roku, kiedy rzekłem nagle Tylko żadnej maszynki do golenia, na litość, wolę już gorzałę. Serio, jeśli Twój facet chodzi niestarannie ogolony i ciągle narzeka, że ma tępą jednorazówkę, to po prostu nie cierpi się golić i ma to w dupie. Kupowanie mu maszynki to już perwersja, wolałby chyba, żebyś sobie sprawiła tego gumowego donga na pasku. Jeśli zaś obiekt Twych uczuć wygląda jak pirat Barnaba po rejsie i chcesz w ten sposób zmienić go w metroseksualną cipkę, to dostaniesz na urodziny tubę kremu do wybielania odbytu. I aplikator w poręcznym kształcie kaktusa.
Może Grey miał 50 twarzy mała, ale ja mam dwe łodygi.
7. Wszystkie te zabawne, geekowskie gówna.
Budzik z wbudowanym czajnikiem. Kaszląca popielniczka. Gówniana figurka przedstawiająca cośtam. Wszystkie te geekowskie zabawki. Antystresowe cycki do zgniatania. Dzwonek na piwo, pilot do seksu. Śmieszne poduszki. Kapcie w kształcie łap potwora. (ja w sumie swoje noszę i wszyscy mi zazdroszczą, ale to tylko, gdy przypomnę sobie o zdjęciu butów). Wszystkie pierdoły, którymi można zaśmiecić półki człowiekowi. Robot z gwiezdnych wojen działający pod kontrolą telefonu. Gówniane figurki. Nie dotyczy drakkarów i galeonów, ale to już wyższa szkoła, bo kto na litość chce jakiś pierdolnik z plastiku?
No kurwa, jak śmiesznie. 
8. Gówniane podróbki rzeczy fajnych.
Chcesz kupić zapalniczkę? Kup Zippo. Wymęcz tę stówę albo kup używaną na bazarze staroci i wyślij im zawczasu do odrestaurowania. Albo daj używaną, z duchem. Podróbka za dwie dychy nie tylko jest podróbką, ale prawdopodobnie nie działa lub ledwo działa i szybko przestaje. Chcesz kupić nóż? Rozejrzyj się, popytaj. Nie bądź cipą, która kupuje Columbię albo Kandara. Zrozum, że nam potem głupio, gdy musimy powiedzieć Nóż od Ciebie złamał się przy krojeniu kiełbasy albo pakować po kryjomu starą kosę. Chcesz kupić coś adekwatnego do naszej pasji? Dopytaj, doucz się. My wszyscy pomagamy, zawsze, potrafimy doradzać godzinami, szczególnie gdy pyta kobieta. Bo robimy w ten sposób dobrze jednemu  z nas. Mam kumpla, który kolekcjonował modele samolotów z II Wojny Światowej. W pewnym momencie miał kolekcję samolotów z II Wojny Światowej + łódź podwodną. Inny znajomek dostał Mjolnir, bo jest - jako i ja - poganinem. Sęk w tym, że obdarowująca go niewiasta słabo ogarniała temat, więc dostał wersję z napisem Amon Amarth. To coś, jak kupić księdzu koszulkę z Jezusem i nie ogarniać napisu Kill your idols
Jeśli widzisz tu nóż, a nie gówno,  to skonsultuj profilaktycznie swój prezent z kimś, kto się zna.
9. Ty.
Kiedyś o tym wspominałem. Przykro mi mała, ale nie jesteś prezentem. Jeśli zawiążesz na sobie kokardę, to nie zmienisz się w najlepszy gift świata, tylko babę z kokardą. Skoro pieprzę Cię noc w noc od x czasu, to czym miałoby się to teraz różnić? Bielizną która z Ciebie zdejmę w ciągu minuty? Jeśli myślisz o możesz ze mną zrobić dziś wszystko, to daruj sobie. I tak wiem czego nie lubisz i tego nie zrobię, a gdybym chciał - zrobiłbym to wcześniej. Do dziś pamiętam, gdy pewna koleżanka koleżanki pokazała nam jakiś strój z sexshopu pytając o opinię, bo facet ma urodziny i chce mu zrobić prezent. Nieopatrznie powiedziałem, zgodnie z prawdą, że będzie w tym wyglądać jak dżem ze świni przeciskany przez dziurawą sieć do połowu tuńczyka. Cóż, moją koleżanką nie została...
Sieć musicie wyobrazić sobie sami.

0 komentarze:

Prześlij komentarz