wtorek, 24 grudnia 2013






Kuc Filolog. [TL : DR]




NIEPOKÓJ

Różne są oblicza niepokoju. Czasem budzi się na tyle wcześnie, by ostrzec przed nadchodzącymi wydarzeniami, czasem znów odczuwalny jest zbyt późno. Najgorsze są jednak dni, kiedy pojawia się bez przyczyny. Wszelka logika jest wtedy bezsilna wobec pierwotnych instynktów nakazujących czujność, a brak zagrożenia w zasięgu wzroku jedynie potęguje bezkształtne obawy. W takich chwilach człowiek wykonuje dziesiątki rozmów i czynności byle tylko go zdławić, a gdy te zawodzą sięga po ostateczną i największą broń do walki z samym sobą.
Po broń tę właśnie sięgnął Kuc, co w pełni wyjaśniało, dlaczego w noc poprzedzającą wigilię Bożego Narodzenia wracał do domu krokiem mającym w sobie nieco z ułana, nieco z Sarmaty i całkiem sporo z wilka morskiego podczas sztormu. Złe przeczucia nie zgasły w nim wprawdzie, jednak otumaniony umysł całkiem nieźle radził sobie z ignorowaniem ich, zajęty trzymaniem reszty ciała w pionie i wypatrywaniem właściwego budynku.  Kilkaset kroków, jedno piętro i trochę czasu później Kuc wydostał się spod prysznica licząc, że kilkadziesiąt litrów gorącej wody jakie spadły mu na głowę skutecznie zniechęcą wszelkie helikoptery do wzbicia się w powietrze wraz z zawartością jego żołądka. 
Uszkodzony zegar wybijający godzinę wcześniej niż powinien obwieścił trzy kwadranse na trzecią. Z tą świadomością Kuc westchnął po raz ostatni i zasnął. Piętnaście minut później otworzył nagle oczy. I zgłupiał.

DIABEŁ

Z natury starał się niczemu nie dziwić. Bywało, że szedł na jedno piwo i budził się w zamkniętej po imprezie knajpie. Bywało też, że szedł na zamkniętą imprezę, a budził się w łóżku i to cudzym. Natomiast nigdy jeszcze nie szedł spać do własnego łóżka, by obudzić się na rozstaju wiejskich dróg naprzeciw zakapturzonej postaci. 
Po dłuższej chwili uspokoił się jednak, co zaniepokoiło z kolei stojącą dotychczas bez ruchu sylwetkę.
- Nie powinieneś być chociaż odrobinę przerażony? - Spytał z pewnym wyrzutem nieznajomy.
- Dlaczego miałbym być przerażony? - odparł beznamiętnie Kuc - Zmieszałem dziś ze sobą miód pitny, wyborową oraz wszystkie możliwe odmiany piwa, z moimi ukochanymi porterami na czele. Jestem pełen podziwu dla swojego organizmu, że mam tylko omamy.
- Tyle razem interesów zrobiliśmy, a ty nie poznajesz starych znajomych. Eh, Kucu, Kucu. Skądinąd, dlaczego za każdym razem, gdy się widzimy nosisz inny pseudonim? Masz problemy z jaźnią?
- Nie, mam wielu znajomych. Dlaczego nie wysłałeś nikogo po mnie? Żadnych ruszających się przedmiotów, głosów w głowie.
- Niech pomyślę. Może dlatego, że gdy poprzednim razem zostałeś strzelony w czoło przez mojego wysłannika wstałeś i wziąłeś do rąk siekierę? Do dziś się z niego śmieją, ale ja się nie dziwię. Uczymy ich jak reagować na strach, desperackie próby ignorowania i machanie krzyżem, ale nasz program nie przewiduje ludzi z siekierami.
- Macie nauczkę, żeby nie wysyłać do mnie praktykantów - uśmiechnął się po raz pierwszy Kuc - Musimy utrzymywać tę posępną i mistyczną formę z rozdrożem, czy możemy się przenieść w jakieś milsze miejsce?
- W sumie..nie mamy zbyt wiele czasu, ale niech będzie - wymruczała zakapturzona istota.
Obraz nie zafalował, nie rozmył się. W mgnieniu oka Kuc poczuł jedynie, że siedzi opierając łokcie o bar. Rozejrzał się z zainteresowaniem w oczach po przepełnionej dymem sali. Niemal na każdej ścianie wisiały plakaty lub mętne, dziwnie przytłumione neony. Z absolutnie każdej kanapy zwisały kobiety w różnym stopniu negliżu. Wszystko spowite zaś było czerwonym, ciepłym światłem przywodzącym na myśl wytworny burdel. Kuc westchnął ciężko i odwrócił głowę w stronę swojego towarzysza. Czterdziestoletni brunet bez śladu zarostu obdarzył go ironicznym spojrzeniem unosząc w uśmiechu nieco krzywe usta. Strzepnął niewidoczny pyłek z klapy drogiego szarego garnituru unosząc przy tym i tak umieszczoną niesymetrycznie wysoko brew. Dopiero wtedy Kuc dostrzegł, że jego kompan ma jedno oko czarne, a drugie zielone.
- Co teraz? Przyjdzie Annuszka i rozleje olej?
- Nie dramatyzuj - odrzekł wciąż irytująco uśmiechnięty diabeł - napij się lepiej, jesteśmy w końcu w pubie.
Kuc pokiwał jedynie głową i przeniósł wzrok na butelkę z piwem. Zabębnił palcami w szkło z wyraźnym niesmakiem.
- Niepasteryzowane, niefiltrowane. Niedługo człowiek będzie dostawał w barze butelkę z wodą, dwie szyszki chmielu, garść słodu i etykietę "Niezrobione" do samodzielnego naklejenia.
Poszukał wzrokiem barmana licząc, że urojony bar w którym się znajdował ma na stanie urojonego Black Bossa w lodówce. Wyłowiwszy go wzrokiem zrozumiał dlaczego knajpa wydawała mu się od początku dziwnie znajoma.
- Diable.
- Mhmm? -pytająco burknął szatan.
- Barmanem tutaj jest Lew Ashby. Dlaczego siedzimy w barze z Californication?
- Mimo wszystko muszę korzystać z zasobów twojej pamięci, widocznie to miejsce w niej utkwiło. Poza tym lubię ten serial. Zapomniałbym. Wyczyściłem ci organizm z toksyn. Obudzisz się bez kaca i dość przytomny.
Kuc nie byłby sobą, gdyby nie dotknął dyskretnie miejsca, gdzie miał swą duszę. Diabeł nie byłby sobą gdyby tego nie zauważył.
- Spokojnie. Tym razem na koszt firmy, nie płaciłeś.
- Tęsknisz za naszymi małymi interesami, co? - odpowiedział jedynie Kuc. Z natury obydwaj mieli duży opór przed używaniem słowa 'dziękuję'. Kuc używał go niezmiernie rzadko, diabeł nie robił tego nigdy.
- Zastawiałeś i odbierałeś swoją duszę tyle razy, że uczyniłeś z piekła jakiś podrzędny lombard. Sam nie wiem dlaczego ci na to pozwalałem.
- Ponieważ uwielbiałeś grać w pokera z moją duszą, tylko moja dusza zna żarty, których ty jeszcze nie słyszałeś, a poza tym zawsze płaciłem w terminie i dobrą walutą.
- Fakt. Właściwie czemu przestaliśmy robić interesy? Skończyły się młode chrześcijanki do deprawowania?
- Też. A poza tym zmieniłem wyznanie.
- Trochę szkoda. Nieźle byśmy się razem bawili - diabeł spojrzał dyskretnie na zegarek - No, ale do rzeczy. Odwiedzą cię dziś trzy..
- Duchy - wpadł mu w słowo Kuc.
- Jakie znowu duchy? - diabeł zamrugał zaskoczony.
- Jutro wigilia. Zgodnie z kanonem powinny mnie odwiedzić trzy duchy.
- Chyba kanonem lektur szkolnych - kwaśno uśmiechnął się szatan - ciebie odwiedzą... Cóż, powiedzmy, że odwiedzi cię istota życia w trójcy jedynej prawdziwa. Na upartego możesz uznać, że to te twoje duchy.
- Kiedy?
- Jak tylko dopijesz piwo.
Na chwilę zapadła cisza. Można było pomyśleć, że Kuc rozmyśla nad czekającymi go spotkaniami. Diabeł jednak wiedział, że tak nie jest. Znał Kuca jak własną kieszeń. Zresztą, w przeszłości często w owej kieszeni przechowywał pewien istotny fragment swojego rozmówcy.
- Jeśli to bar z Californication..to mógłbyś na przykład.. - Kuc przerwał milczenie- podstawić tu Karen. Albo chociaż Nataschę McElhone we własnej osobie.
- Mógłbym. Ale nie widzimy się dzisiaj dla rozrywki i nie mam chęci spełniać twoich fantazji, w dodatku perwersyjnych jak się domyślam. Zresztą, jesteśmy poniekąd w świecie, który współtworzysz przebywając w nim. Możesz na przykład wybrać muzykę.
- Łaskawca - Kuc spojrzał na wiszące przy suficie głośniki pukając rytmicznie palcem w bar.
Sympathy for the devil. To miło z twojej strony.
- Są święta w końcu, a my znamy się tyle czasu, warto być sympatycznym.
- Zaraz...czemu to jakiś cover?
- Sympatia też ma swoje granice.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Szatan rozważał słowa Kuca, Kuc natomiast..cóż. Rozważał co innego.
- Diable.
- Mhmm?
- Hmm..mówisz, że ja również współtworzę ten świat?
- Tak. Ale spróbuj to zrobić, a obiecuję, że będzie miała ogromnego fajfusa.
Kuc westchnął jedynie i dopił piwo. Spojrzał pod światło na pustą butelkę i postawił ją na barze.

PIERWSZA ZJAWA

Nocną ciszę rozerwał odgłos stłuczonej o chodnik butelki. Kuc rozejrzał się wokół siebie. Po krótkim namyśle stwierdził błyskotliwie, że siedzi na ławce w parku. Odwrócił się gwałtownie przez ramię i ujrzał kępę krzaków. Zrobiło mu się zimno.
Jakaś dłoń szturchnęła go w ramię butelką. Przyjął ją odruchowo i pociągnął spory łyk. W ustach poczuł smak słodkiego alkoholu, chyba wermutu. Chłód niemal wyparował z niego zastąpiony falą gorąca. Odwrócił gwałtownie głowę w stronę właściciela wina i nagle poczuł, że bardzo potrzebuje papierosa.
Patrzył na błazna. Mężczyzna miał kręcone włosy, brodę i złączone z nią wąsy. Ubrany był w przybrudzony trykot, którego lewe ramię i prawa nogawica były czerwone, podczas gry prawe ramię i lewa nogawica uszyte zostały z żółtego materiału.
- Widzę, że chętnie byś zapalił - błazen uśmiechnął się wyciągając zza pleców wymiętą paczkę Lucky Strike'ów. 
- Nawet bardzo - odpowiedział Kuc. W myślach natomiast dokonywał cudów by zachować spokój. Miał wrażenie, że próbuje wzmocnić pękającą tamę workami z piaskiem.
- Piękna noc dzisiaj - brodaty trefniś niemal od razu wypełnił ciszę jaka nastąpiła, gdy Kuc zachłannie tłoczył w siebie nikotynę.
-  Wystarczająco piękna, byś odpowiedział na jedno, małe pytanie?
- Wystarczająco piękna na wiele pytań - natychmiast odparował błazen. Człowiek słuchający go miał wrażenie, że odpowiada na pytania nim wysłucha ich do końca.
- Kim ty w ogóle jesteś, pajacu? - spytał Kuc z największą beznamiętnością w głosie na jaką było go stać.
- Obawiam się, że nie mam imienia. Jestem sumą wszelkich nieszczęść, błędów i kłód umiejętnie rzuconych pod nogi. Dla ułatwienia konwersacji możesz jednak mówić mi Janek - błazen z lubością pogładził się po brodzie. Niemal od razu, jakby obawiając się ciszy, dodał - Uwielbiam noce takie jak ta.
- Nietrudno się domyślić - padła odpowiedź, której towarzyszyło pstryknięcie niedopałkiem w trawnik.
Kuc czuł, że worki z piaskiem jakimi łatał swoją tamę zaczynają być dziurawe.
- Ktoś się robi na starość cyniczny. Czuję bratnią duszę - rzekł błazen próbując utrzymać w równowadze kaduceusz położony na palcu.
- Faktycznie, coś cuchnie - Wyjął gwałtownym ruchem laskę z dłoni trefnisia i rzucił za siebie. Drobne rozładowanie irytacji odczuł niemal jak fizyczną ulgę. Gra w pozorowany spokój zaczynała go męczyć.
- Słuchaj klaunie, mam wysokie mniemanie o sobie i prędzej spodziewałbym się na twoim miejscu Stańczyka, niż pierrota o wyglądzie kloszarda. Skoro już jednak jesteś, to przejdźmy do meritum naszego spotkania i miejmy je za sobą. Zwłaszcza, że nie przypominam sobie ani jednego numeru z błaznami, która by mnie bawił.
Ku jego zaskoczeniu pstrokaty bęcwał zaczął bić dłońmi po udach porykując wręcz z uciechy.
- Właśnie o to chodzi Kucu, o to chodzi. Wciąż próbujecie ze mną rywalizować, walczyć. Wyprzedzać mnie. Tymczasem ja jestem sumą wszystkich nieszczęść i każdej tragedii jaką przeżywacie.
- Nie sądzę. Poza zwykłą losowością są jeszcze nasze błędy.
- A myślisz, że kto wam wkłada te głupie pomysły do głowy? Kto zagłusza w was rozsądek, albo niezdrowo zagłusza jednymi emocjami inne? Jestem częścią waszego życia.
- Zawsze?
- Zawsze. Na pocieszenie mogę ci pokazać jakąś zabawną sztuczkę. Siedź i pomyśl czy coś cię może rozbawić, a ja idę odnaleźć moją zgubę - pajac spojrzał na Kuca z teatralnym wyrzutem w oczach i odszedł w stronę kępy krzewów. Po kilku chwilach usłyszał za sobą rytmiczne, coraz szybsze kroki.
- Natura się domaga? - dźwięcznie wypowiedział pochylony błazen wciąż rozgrzebując krzaki.
- Nie. Po prostu przypomniałem sobie co mnie jednak śmieszyło w spektaklach z trefnisiami - odrzekł Kuc wkładając cały impet w kopnięcie napiętego szwu na stroju klauna. Szwu, który łączył czerwoną i żółtą nogawicę. 

DRUGA ZJAWA

Czuł, że traci równowagę. Instynktownie wyciągnął rękę przed siebie i - ku własnemu zaskoczeniu - złapał jakąś gałąź. Wokół niego roztaczała się pusta przestrzeń jeśli nie liczyć widocznych w oddali drzew i dwóch prostopadłych dróg, z czego ta bliższa, wydeptana w piachu wiodła na szczyt wzniesienia. Wiedział gdzie jest, ale jeszcze nigdy to miejsce nie było tak przejmująco puste. Ta pustka miała wręcz..
- Zastanawiam się czy wszyscy ludzie mają taką tendencję do szukania alegorii na każdym kroku, czy też one faktycznie tam są, ale widoczne jedynie przy waszym rozumowaniu - rozległ się cichy i spokojny głos.
- Jest jakaś nadzieja, że odwracając się nie zobaczę czarnego kota z prymusem pod pachą, Szalonego Kapelusznika ani niczego w tym guście?
- Nawet całkiem spora.
Musiał przyznać, że po raz kolejny został zaskoczony. Zobaczył pniak wystarczająco duży by dwie osoby mogły spokojnie siedzieć opierając się o siebie. Co więcej zobaczył też  niezbędne w takim układzie plecy i to kobiece. Największe osłupienie spotkało go jednak w chwili, gdy zbliżył się do pnia na tyle blisko, by dostrzec stojącą na nim butelkę. Mimo zapadającego zmroku odczytał litery układające się w jedno proste i przyjemnie brzmiące słowo. Odetchnął z wyraźną ulgą.
- Porter - powiedział.
A czego się spodziewałeś? Kenigera?
- Nie uwierzyłabyś.
- Wydajesz się strasznie nerwowy.  Możemy zagrać w grę, jeśli cię to uspokoi. Będziemy wymieniać nazwy wszystkich alkoholi jakie znamy. Alfabetycznie. - jednostajne brzmienie jej głosu przypominało jak regularnie uderzające o brzeg fale. Wyczucie w nim szyderstwa wymagało chorobliwie wyczulonego słuchu.
- Chyba inaczej interpretujemy słowo 'uspokoić' - odrzekł po chwili Kuc - Z całą pewnością natomiast zaczynam być zły.
- Zły? Na co? 
- Nikt Wam chyba nie powiedział, że od..mieszania można się pochorować.
- Rozumiem. 
-  Wątpię - Kuc westchnął zmieniając temat -Właściwie kim ty jesteś?
- Możesz mi mówić Hedone.
- To by wiele wyjaśniało.
- Prawda?
- Nie lubię zadawać przewidywalnych pytań, ale dlaczego siedzimy plecami do siebie?
- Bo tak jest wygodniej i zabawniej. Znajdziesz lepszą definicję hedonizmu?
Nie odpowiedział. Liczył tylko na to, że ona nie przegląda jego myśli. Albo chociaż nie zdążyła dojrzeć tej, która - choć nie znalazła lepszej definicji - znalazła dużo ciekawszą pozycję. Milczenie znów zaczynało się przedłużać. Do świadomości Kuca powoli docierało, że w towarzystwie Hedone czas płynął jak w knajpie - nieodczuwalnie.
- Właściwie jaki jest powód naszego spotkania? - Musiał przyznać, że pień robił się coraz wygodniejszy. Z barku zniknął uporczywy ból, plecy nie domagały się zmiany pozycji. Kuc dochodził do wniosku, że bardzo przyjemnie jest tak siedzieć
- Nie spotkaliśmy się w żadnym celu, zrobiliśmy to dla przyjemności.
- Rozumiem - Odpowiedział o wiele ciszej i spokojniej niż zamierzał.
- Tak działa hedonizm. Kontakt ze mną jest niezwykle przyjemny, ale w gruncie rzeczy nie daje niczego stałego. Nie da się wypełnić życia samą rozrywką. 
- Niektórym wyszła taka sztuka. - zauważył dość przytomnie Kuc.
- Owszem. Ale z życiem ma to niewiele wspólnego.
- Innymi słowy mogę cię teraz zostawić i iść dalej? - po chwili namysłu dodał - Przynajmniej w teorii?
- To chyba oczywiste.
- Chyba jednak zostanę jeszcze przez chwilę. - Ostatnie o co można było posądzać Kuca w tym momencie to chęć wstawania w jakimkolwiek celu.
- A to z pewnością było oczywiste.

Nie wykrzyczał 'trwaj piękna chwilo!'. Nie próbował też przedłużać w nieskończoność. Cieszył się przyjemnością przez czas jaki uznał za chwilę. A później wstał zaskakując nie tylko siebie, ale i własny hedonizm.
- Całkiem zgrabnie się przełamałeś z powrotem do życia - przyznała z odcieniem podziwu w głosie.

- Wiesz..- westchnął nieznacznie Kuc - W ciągu jednej nocy diabeł wyssał alkohol z mojej krwi tylko po to, by później pić ze mną piwo w knajpie, która nigdy nawet nie istniała. Piłem również wermut na pewnej feralnej ławce z obszarpanym błaznem przedstawiającym się jako Jan - patron błędnych decyzji i wypadków losowych a na pożegnanie kopnąłem go prosto w dupę. Chwilę temu siedziałem natomiast z uosobieniem hedonizmu na pniaku, który jest równie prawdziwy jak i tamta knajpa. Powoli przestaję wierzyć w to, że cokolwiek jest niemożliwe. 
- To co, strzemiennego? - Hedone kompletnie zignorowała monolog Kuca.
- Rozchodniaczka nie odmówię. Byle nie pigwowa. 
- Będzie nietaktem jeśli powiem, że gruszkowa?

- Będzie. Ale i tak nalej. Bywało w życiu, że alkohol wydobywał koncepcje, ale jeszcze nigdy w moim życiu koncepcja nie wyjęła alkoholu. 
Rozlała. Wypili, wciąż plecami do siebie. 
- Na drugą nóżkę? - Kuc nawet niespecjalnie zdziwił się słysząc te słowa. Ostatecznie rozmawiał z hedonizmem.
- A może brudzia? - Hedone kompletnie nie zdziwiła się odpowiedzią. Ostatecznie rozmawiała z Kucem.

- Ale na moich warunkach. Najpierw pijemy, później otwierasz oczy.
Kuc jedynie skinął głową akceptując warunki. Rozlała. Zamknął oczy. Poczuł, że odwraca się do niego przodem. Wypili. Otworzył oczy.

TRZECIA ZJAWA

Zobaczył tory kolejowe i wyjątkowo brudne miasto. Siedział na cementowym podeście wciąż z kieliszkiem w ręku. Mimo wszystko musiał docenić finezję na jaką wysiliła się Hedone. Spojrzał rozbawiony na szkło i z fantazją rzucił nim w ścianę. Bardziej wyczuł niż usłyszał obecność kogoś za sobą.
- Przykro mi, z tobą nie wypiję - powiedział nie odwracając się.
- To akurat wiem, ja z gówniarzami nie piję - zagrzmiał w odpowiedzi nawykły do wydawania rozkazów głos.
Kuc odwrócił się gwałtownie i zdębiał. Stał przed oficerem; generałem brygady Wojska Polskiego. W dodatku pilotem z okresu drugiej wojny światowej sądząc po mundurze.
- Cóż chłopcze, czyżbyś wystraszył się generała Ujejskiego? - mężczyzna uśmiechnął się nieoczekiwanie.
- Nie spodziewałem się, prawdę mówiąc, spotkać oficera lotnictwa, który służył podczas kampanii wrześniowej. A przynajmniej nie spodziewałem się, że dostąpię tego zaszczytu w wieku 22 lat. A już z całą pewnością nie spodziewałem się, że do spotkania dojdzie na dworcu, którego nie ma od kilku lat.
- Święta to czas cudów. Przez jedną noc wiele może się wydarzyć. A Ty często powtarzasz, że żal ci Brutala.
- Jak powtarzałem, że piersi Jolie mi żal, to nikt nie raczył słuchać. - Kuc westchnął z desperacją - Tak czy inaczej..czemu zawdzięczam osobistą wizytę pana generała?
- Jakby ci to powiedzieć.. bo się opierdalasz chłopcze. - Kuc z racji przynależności do rocznika nie objętego zasadniczą służbą wojskową nie wiedział jak interpretować nagle poufały, wręcz tatusiowaty ton oficera. Szczęśliwie miał wysoko rozwinięty instynkt samozachowawczy, więc postanowił nie interpretować go wcale.
- Panie generale, protestuję przeciwko pomówieniom o opierdalanie - nie wiedząc czy powinien odpowiadać dowcipnie czy formalnie, postanowił użyć dwóch metod jednocześnie - melduję, że jestem studentem, mam rozległe zainteresowania i prowadzę...
- Dobra, dobra. Twoje studia polegają głównie na gniciu do późna w barłogu, opierdalaniu się i udawaniu, że masz pojęcie o czym mówisz, gdy ktoś cię zapyta o cokolwiek ze studiowanej dziedziny. Byłbyś idealnym wachmistrzem ułańskim..
Kuc jedynie wrócił myślami pomiędzy strony książek Meissnera i niemal uśmiechnął się do opowieści o niechęci między ułanami i pilotami. Tymczasem generał Ujejski kontynuował tyradę.
..co do zainteresowań, to wyłączając nagłą miłość do epoki wikińskiej interesuje cię wyłącznie jak się nażreć i uchlać. Gdy ten zestaw zamiłowań jest już nasycony nagle pojawiają się te rozległe. A raczej uległe albo chociaż leżące. I nie chcę nawet słyszeć o tym co prowadzisz, bo wszystko co tam znalazłem można podzielić w gruncie rzeczy na dwie kategorie: Dupy i pierdoły! Istny ułan! - dokończył generał z emfazą.
Kuc w tym czasie zaczynał rozumieć niepojętą dotąd dla niego miłość żołnierzy do oficerów. Jeszcze nigdy nie słyszał tak zwięzłego i pełnego polotu podsumowania swojego życia. Niestety podziw jaki bił z jego spojrzenia nie zdołał zamaskować faktu, że całe to przemówienie odebrał jako niespecjalnie zawstydzające.
- Eh.. znałem już takich jak ty - powiedział zdumiewająco spokojnie Ujejski.
Instynkt samozachowawczy Kuca po raz kolejny pokazał się z bardzo dobrej strony sugerując mózgowi milczenie. Ujejski tymczasem kontynuował.
- Widziałem już wielu takich jak ty. Ludzi, którzy potrafią zepsuć żelazną kulkę.
- I jak kończyli? - tym razem Kuc nie wytrzymał.
- Szczerze mówiąc  różnie. Jedni zaszli wysoko, inni jeszcze wyżej zawisnęli. Jeszcze inni zatrzymywali się na pewnym etapie rozwoju by dalej już tylko go pogłębiać. A niektórzy kończyli jeszcze gorzej..
- To znaczy?
- Żenili się - Ujejski na chwilę zamilkł wpatrując się w Kuca i parsknął śmiechem - Spokojnie, z tymi żonami to taki lotniczy żart. Ale teraz poważnie. Życie nie składa się tylko z problemów i zabawy. W ten sposób to jedynie wegetacja oparta na omijaniu jednego i poszukiwaniu drugiego. W życiu musi pojawić się cel. Rozumiesz? Duży, istotny i wartościowy cel. Dopiero wtedy życie jest kompletne, kiedy wymijasz problemy, poszukujesz przystani z miską żarcia i kuflem piwa, ale cała Twoja droga idzie do celu, w jednym kierunku.
A teraz..nie róbmy teatru, bądźmy mężczyznami. - Ujejski wyciągnął rękę. Uścisnęli sobie dłonie; pilot martwy od trzydziestolecia i honorowy ułan w randze studenta. Kuc po raz ostatni rozejrzał się po Brutalu - dworcu, którego już nie ma, spojrzał w oczy generała i mrugnął.

JAWA



Jego oczy z trudem przyzwyczajały się do mroku. Za oknem wciąż trwała noc, jednak Kuc nie planował z niej korzystać. A przynajmniej nie planował zużyć jej na sen. Wyjął zza głośnika schowaną na specjalne okazje butlę miodu. Wkrótce ciemność rozjarzyła się szarym blaskiem edytora tekstu, a ciszę zastąpiły odgłosy uderzanych coraz szybciej klawiszy i sporadyczny trzask pożeranego ogniem tytoniu.



Życie wiele razy kopnie Was w dupę, ale życie również nie jest nietykalne. Kopnijcie je w dupę i Wy. Niech wie z kim zadziera.
Oddawajcie się z radością hedonizmowi, lecz zawsze trzymajcie w sobie  rezerwę siły, by móc się na czas wyrwać z jego narkotycznych objęć. 

I nigdy nie odpuszczajcie, czegokolwiek byście chcieli.
Tego z okazji Jul życzy Wam
Kuc Filolog




13 komentarze:

  1. Kucu,przyznam,że jeszcze żaden tekst nie dał mi tyle do myślenia jak ten. Serdeczne dzięki za twe wypociny w ten świąteczny czas :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebiście motywujące. Każdy to powinien przeczytać, bo to naprawdę dobry i mądry tekst. Aż chce się powiedzieć „Dobrze gada, polać mu!”, ale oddawanie się hedonizmowi to, jak już dobrze wiemy, stracony czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Motywujące, ale chyba nie aż tak, żebym dzisiaj wyrwała się z ramion hedonizmu. ; )

      Usuń
  3. Jaram się jak Rzym za Nerona. Dobra robota Kucu, miło się czyta Twoje wypociny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Warto było poczekać. Świetny tekst Kucu. Nie wiem co jeszcze mogę napisać. Twórz dalej. Spełnienia marzeń!

    OdpowiedzUsuń
  5. Trochę takie rozliczenie się ze sobą, swoista spowiedź, trochę przypowieść - na dobrą sprawę bohaterem mogłaby być każda osoba czytająca. Oniryczne, kojarzące się ze świadomym snem. Odświeżające starą, znaną historię. Dające do myślenia, motywujące. I wszystko z przemyślaną konstrukcją, dobrym, ciekawym stylem.
    Super.

    OdpowiedzUsuń
  6. Interesujące, dużo aluzji, polecasz Meissnera? Mimo wszystko miałem nadzieje na jawniejsze odwołanie się do chrześcijańskich wartości, zastanawia mnie czy jesteś ateistą :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Wartało tu zajrzeć i przeczytać, mimo kompletnego braku sił życiowych, po rodzinnym spędzie. Perfekcyjne podsumowanie. Nic dodać, nic ująć. To zdecydowanie Twój najlepszy tekst.

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudownie! Brak słów, a generalnie jestem osobą posiadającą spory ich zasób.
    No i post na fb odebrany jako osobisty wjazd na ambicję zaowocował dokończeniem pewnego epizodu. Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo spodobał mi się ten tekst. Nawet mój ograniczony, hedonistyczny umysł starał się wyciągnąć z tego jakiś morał.

    OdpowiedzUsuń
  10. No nie, Kuc moralizuje, świat się chyba wali. Choć ilosci zużytego w opowieści alkoholu przeróżnej maści upewniają mnie, że to na pewno ten Kuc i tak źle jeszcze nie jest.
    Morały i ukryte prawdy ukryłeś z gracja, ale i tak je tam gdzie chcę widzę i czuję.Główny jest prosty: czyżby komus tu zachciało coś zrobić ze swoim życiem? A drugi mniej skomplikowany: temu komuś też wszystko, co diabelskie kojarzy sie z "Mistrzem i Małgorzatą". Przyznasz, że Bułhakow odwalił kawał dobrej roboty.
    Całość cacy. Dobrze sie czyta. To że nie rozpływam sie w zachwytach wynika tylko z tego, że nie lubię wtracać ludzi w samozachwyt.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiem, że trochę za późno na komentarz, ale nie mogę się powstrzymać. Sympathy oznacza współczucie, a nie sympatię. Tak wiem, czepiam się, ale tekst jest naprawdę na najwyższym poziomie, gratuluję Kucu.

    OdpowiedzUsuń