środa, 2 kwietnia 2014

Chyba, że lubi się być błaznem.




Zapewne niektórzy z Was, mimo moich przestróg, wybierają się na studia dziennikarskie. Inni chcieliby pracować w ramach szeroko pojętej publicystyki. Kolejna grupa, stawiam, zwyczajnie lubi pisać i zapełnia kolejne szuflady ryzami swojej twórczości. Nie mogę też nie wspomnieć o ścisłowcach, dla których prawidła popełniania tekstów są równie interesujące, co dla mnie wyższa matematyka. 
Pokażę Wam więc dzisiaj, jak pisać artykuły. A raczej - jak ich nie pisać. Przy okazji dowiecie się czegoś więcej o pogaństwie. A wszystko to w mojej ulubionej, łatwo przyswajalnej formie: cytat - komentarz.

Pisaniu artykułów towarzyszą dwie proste zasady. Jedna z nich nakazuje, by wiedzieć, co się pisze. Oznacza to, że każde zdanie musi mieć sens, nie może brzmieć absurdalnie. Co za tym idzie, należy też znać znaczenie słów, których się używa. Nie tak dawno temu na przykład widziałem gdzieś artykuł mówiący o zakończonym przesłuchaniu ulicznic i uliczników. Chodziło o artystów ulicznych. Mam nadzieję, że nie czyta mnie nikt, komu musiałbym wyjaśniać ten błąd w sztuce. Druga z zasad wymusza natomiast, by wiedzieć, o czym się pisze. To już trudniejsze, bo wymaga starannego opracowania tematu, wręcz badań nad nim. Inaczej można napisać stek idiotyzmów, podpisać się pod nim i wyjść na klauna. 

Większość z Was, jeśli nie wszyscy, zna portal Racjonalista. Jest to bardzo przyjemne miejsce w sieci, gdzie można odnaleźć masę ciekawych artykułów z różnych dziedzin. Z jednymi miło się zgodzić, z innymi miło polemizować. Jeden z moich czytelników znalazł tam jednak artykuł, którego nie można nazwać inaczej niż gniotem. Nie mogę sobie odmówić przyjemności rozkrojenia na kawałki tego gniota. Jego autorem jest Paweł Bielawski, artykuł nosi tytuł Pogaństwo a racjonalizm  i możecie w całości przeczytać go tutaj.
A ja, nie przedłużając już wstępu, zapraszam do zabawy.

W polskiej debacie publicznej często pojawia się binarna opozycja: „wierzący" kontra „niewierzący", „ateiści" kontra „katolicy". Wydaje się jakby między tymi dwiema alternatywami nie było niczego. Tak jednak nie jest.
Samemu wstępowi niewiele mogę zarzucić. Co prawda znam trochę więcej wyznań i koncepcji niż dwie przedstawione, niemniej są one - jakby nie patrzeć - dominujące w świadomości publicznej. 

Od pewnego czasu w Europie, na znaczeniu zyskuje bowiem pogaństwo. Pogaństwo nie tylko jako zabawa w Halloween, przebieranki i tańce przy ogniskach, ale jako religia i idea. Jako religia, w zależności od ethnosu może to być grecki/rzymski politeizm, nordyckie Asatru, czy słowiańskie rodzimowierstwo. Jako idea, czy filozofia swoją reprezentację ma obecnie w nurcie tzw. Europejskiej Nowej Prawicy.
Tu jednak robi się już zabawnie. Zacznijmy od podstawowego błędu. Pogaństwo jako religia nie zależy od - jak to autor ładnie nazwał ethnosu - czyli narodowości, a zwyczajnie od wyboru wyznawcy. Doceniam również próbę szukania synonimów dla słowa pogaństwo, niemniej jednak politeizm to nazwa dla każdego systemu wyznającego wielu bogów, nie tylko dla tych z Rzymu czy Grecji. Podobnie rzecz ma się z rodzimowierstwem, które również nie jest nazwą zarezerwowaną wyłącznie dla rekonstrukcji wierzeń Słowian. Jeśli zaś mowa o Asatru - tutaj mogę dodać, że nie wszystkich wyznawców bogów z Północy można nazwać Asatru. Jest to jednak detal. Dużo bardziej ciekawi mnie jednak, dlaczego autor pominął kult bogów celtyckich, również niezwykle popularny albo twór o nazwie Wicca, który mimo wszystko należy zaliczyć do ruchu neopogańskiego. Co do ostatniego zdania... to, że Europejska Nowa Prawica propaguje pogaństwo, nie znaczy, że pogaństwo widzi w niej swojego reprezentanta. Nie mówiąc już o tym, że absurdem jest mówić o pogaństwie jako o monolicie poglądowym. 

Co do pogaństwa, panuje w Polsce sporo niezrozumienia. Jedni (bardziej liberalno-lewicowi) zaliczają go nieraz go do „brunatnej fali", inni (prawicowo-katoliccy) zaliczają nieraz do „lewactwa", „rewolucji obyczajowej" itd. W moim artykule, chciałbym się skupić na porównaniu szeroko pojętego pogaństwa i racjonalizmu w kwestii typu psychicznego i społecznego, jaki jeden i drugi nurt wytwarza.
Tu się zgodzę. Autor dobitnie pokazuje swoim artykułem sporo niezrozumienia. Skądinąd, mam dziwne wrażenie, że to zdanie jest niepoprawne. Jeśli chodzi o kwestie polityczne - pogaństwo przyciągnęło do siebie nieco elementu faszystowskiego, który kisi się we własnych kółkach wzajemnej adoracji. Dlatego też środowiska liberalno-lewicowe mogą zaliczać je (a nie, swoją drogą, go) do brunatnej fali, a prawicowo-katolickie do lewactwa. Z naciskiem na katolickie. W praktyce pogaństwo jest apolityczne, przeciwne radykalizmowi i powiedzenie, przykładowo, wyznawcy Asatru, że jest częścią brunatnej fali przypomina powiedzenie Czechowi, że szuka się jego siostry. Rozgraniczenie to jest niezwykle istotne i jestem pełen podziwu, że autor artykułu nie dotarł do niego. 

Jeśli miałbym możliwie najprościej, używając jak najmniejszej ilości słów, opisać pogańską mentalność, to ujął bym to w ten sposób: instynkt ponad rozum, wspólnota ponad jednostkę, konkret ponad abstrakcja, hierarchiczność ponad równość.
Jeśli miałbym możliwie najprościej opisać ten cytat, to ująłbym to w ten sposób: bzdura.
Instynkt w żadnym wypadku nie funkcjonuje wyżej niż rozum. Jest on jedynie doceniany, jednak impulsy instynktu podlegają filtracji rozumu. Nie wiem, kto powiedział autorowi, że wspólnota jest postawiona wyżej niż jednostka. Jakkolwiek pogaństwo to religia grupowa, tak wyraźnie skupia się na jednostce. Ba, są politeiści, którzy w ogóle preferują samotność i z innymi poganami kontaktują się czysto towarzysko, w celu powiększenia swojej wiedzy, lub w ogóle tego nie robią. Konkret ponad abstrakcją? Jak najbardziej. Lubimy konkretne słowa i możliwie konkretne fakty. Mam wrażenie, że tu autorowi przestawiły się słowa w szyku. Za to nie mam pojęcia, skąd wziął hierarchiczność ponad równość. Czegoś równie głupiego dawno już nie widziałem. Politeizm z góry zakłada równość wszystkich wyznawców. To już nawet nie jest niedoinformowanie, to jest jawny błąd. 

(...) Jeśli by popatrzeć syntetycznie na odradzające się europejskie religie etniczne i na ich przedstawicieli, można dostrzec, iż bardzo ważną, jeśli nie centralną rolę, odgrywa kategoria „instynktu". Mówiąc to, mam na myśli bycie „bliżej natury". Współcześni poganie, niezależnie od różnic między nimi, uznają Naturę i jej prawa za autorytet i czują się jej częścią. Nie chodzi tutaj wcale o quasi-hippisowski zachwyt śpiewem ptaszków, czy odpływanie do „pól malowanych zbożem rozmaitem". Idzie tutaj raczej o przekonanie, iż Natura będzie zawsze mądrzejsza od ludzkich wymysłów.
Pogaństwo opiera się na stwierdzeniu, że Natura ma swoje nadrzędne zasady działania, których się nie przeskoczy. Mam dziwne wrażenie, że racjonalizm również, gdyż jest to oparte na empirii. Chyba że ktoś tutaj umie zatrzymać czas. Albo jest nieśmiertelny. Ktoś jest? Nie widzę, nie słyszę. Skądinąd, racjonaliści nie czują się częścią Natury? 

Stąd m.in. bierze się sceptycyzm wobec tzw. rewolucji obyczajowej. Większość polskich rodzimowierców ma raczej konserwatywne (choć nie pruderyjne) podejście do obyczajów, modelu rodziny i seksualności. Zanim ktoś tutaj zaoponuje argumentem typu „homoseksualizm występuje u zwierząt", to kontrargumentem poganina będzie pewnie: Tak, występuje. Natomiast nie jest to w żadnym wypadku norma.
Pomijając już fakt, ze nie widzę związku między uznawaniem Natury za bezwzględną, a powyższym fragmentem, nie wiem skąd autor wziął koncepcję, że poganie są sceptyczni wobec rewolucji obyczajowej. Pogaństwo optuje za całkowitą wolnością, o ile nie krzywdzi ona innych. Chcesz mieć jedną kobietę? Masz jedną. Chcesz sześć? Masz sześć, o ile żadna nie czuje się tym krzywdzona. Podobnie jak nie słyszałem nigdy o dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. A politeistą jestem od kilku lat. Pomijam już fakt, że nasi przodkowie przed chrystianizacją nie byli zbyt monogamiczni, a i orientacja seksualna bywała różna.

Rozumo-centryczny racjonalizm często powoduje skupianie się człowieka wyłącznie na sferze rozwoju intelektualnego. Poganie w dużo większym stopniu i częściej zwracają uwagę również na fizyczność. Chodzi mi zarówno o dbanie o kondycję, czy tężyznę fizyczną (i uważanie jej za wartość samą w sobie), jak i na gotowość na fizyczną konfrontację (widoczna np. w popularności rekonstrukcji historycznej). Etos racjonalisty to etos mieszczanina. Etos poganina to etos wojownika. Mówiąc bardzo ogólnie, pogaństwo do racjonalizmu ma się właśnie jak wojownik do mieszczanina.
Czuję się lekko niedouczony, ponieważ nie wiem, jakim cudem istota rozumo-centryczna mogłaby ignorować tężyznę fizyczną. To wbrew jakiemukolwiek rozumowi. Natomiast stwierdzenie, że poganie inwestują jedynie w tężyznę fizyczną i jest dla nich ona istotniejsza od umysłu, to kolejny wymysł autora. Jestem ciekaw, skąd w ogóle wziął tę informację. Na koniec dodam jedynie, że nie widzę związku między popularnością rekonstrukcji historycznej i pogaństwem. Nie widzę go, gdyż okładanie się tępymi toporami to hobby jedynie pewnej grupy, niezbyt licznej, a spora część rekonstruktorów z jako takim wyznaniem ma niewiele wspólnego. 

Współczesny, post-oświeceniowy, racjonalizm, jak również liberalizm bazuje na indywidualizmie, uważa jednostkę ludzką za pewien absolut i punkt wyjścia wszelkiej debaty moralnej i społecznej. Pogaństwo go programowo odrzuca. U pogan miejsce centralne refleksji moralnej i punkt startowy rozważań etycznych zajmuje wspólnota. Człowiek nie jest uważany za abstrakcyjną, oderwaną od więzów konkretnej kultury i tradycji monadę, ale integralną część społeczności - nie ma „człowieka w ogóle".
Kolejna bzdura. Dla pogan najbardziej istotna jest jednostka, a dla jednostki najbardziej istotna jest ona sama i jej rodzina. Dosłownie rodzina. 

Racjonalizm, podobnie zresztą jak chrześcijaństwo, jest z gruntu uniwersalistyczne, znoszące wszelkie bariery, uniformizujące i roszczące sobie prawo do „jedynie-słuszności". Wszelkie inne metody rozumowania i oceniania, uważane są za fałszywe. Pogaństwo jako idea, jak i europejskie religie etniczne, są ekskluzywne, tzn. nie są uniwersalistyczne. Rodzimowierstwo słowiańskie jest dla Słowian i tylko dla Słowian. Asatru jest dla Skandynawów i tylko dla Skandynawów itd. Pogaństwo nie jest misyjne. Nie rości sobie prawa do jedynie-słuszności. Wiara etniczna istnieje w obrębie danego etnosu i nie wykracza poza niego, jest tylko dla niego przeznaczona i przez niego kultywowana. Wartością tutaj jest zachowanie unikatowej tożsamości. Z daleko idącym sceptycyzmem traktowane są przez pogan wszelkie ideologie, czy nurty, które roszczą sobie prawa do uniwersalizmu — jeśli coś jest dla każdego, to jest do niczego. Pochodzenie i pokrewieństwo cieszą to dla pogan ważne kategorie. Racjonalizm wykorzenia, pogaństwo zakorzenia.
A tutaj już nie ma nawet bzdury, a jedynie czysty idiotyzm. Pomijając fakt, że przed Słowianami i w trakcie Słowian na ziemiach polskich było od cholery innych kultur, w tym germańska (co dla ułatwienia nazwijmy Asatru), pomijając fakt, że Asatru nie stawia żadnych ograniczeń etnicznych, to zwyczajnie nigdzie i nigdy nie były to religie przypisane do terytorium. Ani dawniej, gdy wikingowie dopłynęli do dżungli, ani obecnie. Nie wiem skąd autor wziął te idiotyzmy o obrębie danego etnosu, ale zrobił z siebie klauna. Podobnie nigdy nie było piętnowania żadnych ideologii (poza nazizmem).

(...)Hierarchia, z perspektywy liberalno-racjonalistycznej, wydaje się czymś niestosownym, staroświeckim i démodé. W pogaństwie, za to, to podstawa. Tyczy się to wielu rzeczy. Na przykład, za całkowicie normalne i naturalne jest uważanie swej kultury za lepszej od innych — to nie jest dyskryminacja, to jest duma i poczucie własnej wartości. Politeistyczne religie europejskie uważane są za lepsze od religii monoteistycznych. Tutaj nie ma równości. Hierarchia istnieje także w obrębie samych pogańskich wspólnot. Hierarchia uważana jest za synonim porządku, podobnie jak to jest w przyrodzie, jak np. u wilków. Na czele watahy stoi basior i wadera lub jedno z nich, a członkowie stada się temu podporządkowują i w ową hierarchię się wpasowują. Hierarchia jest oficjalna, realna i czytelna. Stanowi podstawę ładu. Jest warunkiem ładu.
Tak to już jest, gdy autor artykułu opiera się na... nie wiem czym. Nie wiem skąd wzięła się ta umiłowana przez niego hierarchia. Podobnie jak wataha czy cokolwiek innego. Jak czytam ten fragment przed oczami staje mi od razu 'ten gruby z brodą, wiecie który', z Kac Vegas, który tłumaczy reszcie, że są watahą, a reszta patrzy na niego jak na imbecyla. Tak czy inaczej, w pogaństwie istnieje jedna hierarchia - pozioma. Wszyscy są zrównani, a cała reszta to prywatne, ludzkie sympatie czy szacunek jednostek wobec jednostek.

Jeśli miałbym, w celu porównania, nazwać „kulturę" jaka wynika z racjonalizmu i pogaństwa, to pierwszą nazwałbym kulturą mieszczańską, a drugą — kulturą grodową. Kultura mieszczańska jest: liberalna, egalitarna, burżuazyjna, indywidualistyczna, hedonistyczna, konsumpcyjna, handlowa, materialistyczna, scjentystyczna, oświeceniowa, laicka, prawo-człowiecza, uniwersalistyczna. Społeczną obsesją jest emancypacja. Społecznym wzorem jest biznesmen/przedsiębiorca. Kultura grodowa jest: komunitarystyczna, (neo)plemienna, rodowa, hierarchiczna, żołnierska, honorowa, prawno-naturalna, tradycjonalistyczna, mityczna, sakralna, zakorzeniona. Społeczną obsesją jest honor/sława. Społecznym wzorem zaś, jest bohater.
Tłumacząc na ludzki, autorowi się wydaje, że żyjemy w grodach, uważamy się wszyscy za jedno plemię, na ścianach mamy rozrysowane drzewa genealogiczne, wybieramy sobie jarla, który nas prowadzi na bój, do kibla i do sklepu, chętnych do dołączenia rozpytujemy o ich stosunek do życia, orientację seksualną i poglądy polityczne, a później bijemy się toporami i jeśli wytrzyma dziesięć minut - może wejść w towarzystwo. Wtedy nazywamy go członkiem plemienia, przetaczamy sobie nawzajem wszystkie płyny ustrojowe, a basior - jarl wyznacza mu miejsce w szeregu. Przed wyjściem z domu składamy ofiarę, by Thor dmuchnął w żagle naszego autobusu, inaczej nie dotrzemy bezpiecznie na uczelnię. W wolnych chwilach siadamy w kręgu, opowiadamy sobie jak uratowaliśmy kotka, zabiliśmy smoka, albo jak podnieśliśmy 3 tony jedną ręką i to inaczej niż zakłada ruchomość ludzkich stawów.
A. I jeszcze matki budzą swoje dzieci bawolim rogiem. Jak nie chcą wstać na sygnał, to zaczynają nim tłuc po głowach - wtedy na pewno wstają, a do tego nabierają siły, krzepy i odporności.


Autor jest młodym twórcą, na Racjonaliście opublikował póki co pięć tekstów. Niemniej jeszcze długo, o ile w ogóle zniknie, będzie się za nim ciągnął odór przytoczonego wyżej tekstu. Nie wspominając już o tym, że - zgodnie z naszą obsesją na punkcie sławy - na zawsze zapisze się w naszej pamięci jako 'błazen z Racjonalisty'.






0 komentarze:

Prześlij komentarz