wtorek, 4 lutego 2014





Jak blogowanie wpływa na życie. Kuca.




















Wiecie o mnie zdumiewająco wiele. I siłą rzeczy będziecie wiedzieć więcej. Dlatego dzisiaj pogawędzimy o blogach, blogowaniu i genezie Kuca.

Kuc - Geneza
Wszystko zaczyna się od impulsu. Tej nagłej myśli, że czas założyć bloga. W moim wypadku jednak impulsów było tyle, że mogłaby z nich wyjść dziesięciominutowa rozmowa międzymiastowa. Na przestrzeni roku sugerowało mi to kilkanaście osób, których zdanie ( i same osoby) były mniej lub bardziej, ale jednak istotne dla mnie. Ponadto pamiętałem, że podczas studiowania  pierwszego kierunku (uprzedzając pytania, dziennikarstwo) bardzo często przynajmniej kilka osób chciało moje zaliczeniowe teksty albo przeczytać, albo w ogóle skserować. Co było dość dziwne, zważywszy na fakt, że były to przykładowo dwa reportaże napisane w półtorej godziny przy za niskim stoliku, w cuchnącej starą zapiekanką piwnicy, którą ktoś dowcipnie nazwał studencką kawiarnią. Kolejny impuls - mogę Was zapewnić, że w całym polskim Internecie nie ma drugiego takiego Kucyka jak ja. Właśnie dlatego nie lubię słowa lifestyle - to co zobaczyłem w ramach lifestyle'u na blogach nakłoniło mnie do założenia własnego. Przewijając nieco tę historię, przejdźmy do etapu powstawania nazwy.

Dlaczego Kuc?
Pierwszym problemem blogera jest znalezienie nazwy. Człowiek kombinuje, namyśla się. Jakby nie było, stanie się ona częścią jego osobowości, musi być niepowtarzalna i dobrze brzmiąca. A przy tym krótka i prosta do zapamiętania. Wreszcie zbawczy pomysł świta w umyśle, drżące z ekscytacji dłonie wypełniają formularz..i wał. Nazwa zajęta. Przez jakiegoś trzynastolatka, który pięć lat temu napisał post "Cześć, jestem Maciek, lubię frytki, strzelanki i jeździć na kolonie do Wypizdówka". I od tej pory tyle go widzieli. Trudno, wymyśli się kolejną. Gdzieś po dwóch godzinach człowiek zaczyna się śmiać, bo nawet nazwy dewiacji seksualnych są zajęte. W tym momencie szczęście przyniosła mi Revv. Z okazji gościnnych występów w jej komiksach obdarzała mnie mnogością tytułów. W pewnym momencie wyklarowało się tam określenie 'Kuc Filolog'. Revv je pobłogosławiła słowami ,,lepiej i tak już nie będzie'', a urząd stanu Google zatwierdził akt narodzin przepuszczając rejestrację nazwy. W tym momencie pozostaje tylko wybrać najmniej szkaradny szablon i można wziąć się za blogowanie.

Ciężko jest być blogerem
Prawdę mówiąc nie chce mi się opisywać początków blogowania. Nie byłoby w tym niczego odkrywczego, czego byście nie wiedzieli. Jest entuzjazm, masa pomysłów, kompletny brak wprawy (osobiście nie napisałem niczego przez dwa lata poprzedzające bloga) i porywający tłum kilkunastu osób, które ów tekst przeczytały. Skupmy się więc na teraźniejszości. Przede wszystkim, w pewnym momencie pomysły się kończą. Wielu blogerów chwali się, że mają setki niewykorzystanych jeszcze pomysłów. Większość z nich dodaje co 3-4 dni 'tekst' opisujący śniadanie, albo to, że rano wstali. W ten sposób nawet średnio rozgarnięta małpa mogłaby blogować informując we wtorek, że zjadła banana, w czwartek, że bujała się na zawieszonej oponie, a w piątek, że chyba się sfajdała w świeżą stertę liści. Moi drodzy, co uk o tym myślicie, uuuk? 
Z tego powodu blogerem jest się praktycznie całodobowo. Pewna część świadomości mieli absolutnie wszystko w poszukiwaniu tematu i wypluwa albo gotowy pomysł, albo jakiś półprodukt, który trzeba dopiero dopracować. A to dopiero początek drogi krzyżowej - tekst trzeba jeszcze napisać. Jeśli chodzi o tworzenie nowych wpisów na blogu istnieją dwa żelazne prawa:
1. Zawsze zatniesz się na początku i zanim ten wstęp wydłubiesz umknie Ci z pamięci cała reszta tekstu.
2. Zawsze kiedy weźmiesz się do pracy, wszyscy muszą mieć do Ciebie sprawę, albo chociaż rozmawiać nad Twoją głową.
Kilkanaście wulgaryzmów później tekst jest gotowy. Teraz tylko trzeba go opublikować, wrzucić zajawkę na Facebooka i co jakiś czas sprawdzać komentarze. Oczywiście bywają sytuacje ekstremalne. Wkopałem się tak na przykład z Opowieścią Wigilijną. Pomysł wydawał się świetny dopóki nie zacząłem go realizować. Gdzieś po ósmej czy dziewiątej godzinie pisania zaczynałem dostawać cholery. Zwłaszcza, że obiecałem go przed wigilią. Około trzynastej albo czternastej godziny pracy nad tekstem odczuwałem oznaki obłędu, czas uciekał coraz szybciej, a cholera zamieniła się w wycieńczenie. Wierzcie mi, to nie był prosty tekst - chyba raptem kilka osób jest w stanie rozszyfrować iście masońską symbolikę jaką w nim poupychałem. Ostatnie słowa dopisywałem żując pierogi, ale zdążyłem - publikacja miała miejsce w wigilijny wieczór.
I tak co dwa - trzy dni. Nie ma litości. Blogowanie wyrabia regularność, zwłaszcza w momencie, gdy żywi ludzie domagają się tekstów niczym Rzymianie chleba i flaków wyprutych z gladiatorów.
Właśnie. I tu przechodzimy do deseru.
Najlepszy aspekt posiadania bloga
Kiedyś napisałem, że nikt nie prowadzi bloga dla siebie. I taka jest prawda. Bloga tworzy się dla reakcji. Nie ma przyjemniejszego momentu niż zobaczenie pomarańczowego 'x komentarzy oczekuje na moderację', co czasem kończy się dyskusją już tylko między czytelnikami. Skłamałbym mówiąc, że nie cieszą mnie kolejne polubienia na Facebooku, gdzie w ciągu pół roku jest nas już prawie tysiąc (i chyba obiecałem, że z okazji tysiąca strzele sobie zdjęcie w koszulce z Myszką Miki). Podobnie jak radość budzi we mnie ta część z Was, która jest już wręcz stałą społecznością, których nazwiska i pseudonimy pamiętam i umiem dopasować do twarzy czy wypowiedzi...
...a poza tym, tak zwane dary losu:

9 komentarze:

  1. Co was wzięło wszystkich na te wspominki :D? Co do pomysłów to zawsze jest możliwość napisania posta tematycznego. Kuc na propsie zawsze (y). Na walentynki co napisz, he.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, czy mój komentarz się opublikował i nie zatwierdziłeś, czy poszedł w cholerę, a głupio mi pisać drugi raz to samo D: Jeśli jest, to tego nie zatwierdzaj ;_;

    OdpowiedzUsuń
  3. Albo i napiszę, niech to szlag.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do korzyści płynących z blogowania, myśle że swoim ostatnim wpisem prawdopodobnie zapewniłeś sobie grono samic miłosiernych, gotowych poczęstować Cię na obiadem lub innymi kulinarnymi wytworami :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Haha, teraz wszyscy wiemy jak masz na imię! Strzeż się, mam wtyki na UŚ-u. Wyślę koleżankę z historii po autografy, sprzedam je na allegro i zbiję fortunę. Albo będę wystawać pod Twoim oknem. Albo wyślę prywatnych detektywów. Brace yourself, stalkers are coming *śmiech złoczyńcy*


    Tak serio, to żartuję. Chociaż kto wie...

    OdpowiedzUsuń
  7. Taaak :D Fajnie jest mieć bloga ^^ Fajnie odkrywać dobrych blogerów... w ogóle świat jest piękny i aż rzygam tęczą :D:D ...ale właśnie złapałam się na myśli, że z dupy jej ten blogspotowy system komentarzy - disques zmonopolizował mi umysł, może też kiedyś pomyśl nad czymś 'profesyonalnym' :D

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja niedawno zastanawiałam się jak to z tymi Waszymi blogowymi pomysłami na tematy jest ;) Nie będę ukrywać, że kilka cennych wskazówek uzyskałam z tego wpisu. Nie zmienia to faktu, że ja chyba zawsze będę tą niesystematyczną :P Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. blogujże dalej!

    OdpowiedzUsuń