środa, 11 grudnia 2013







  Uchroń się przed traumą z Kucykiem.












Druga połowa grudnia to magiczny czas pełen radości i szczęścia. Świąteczne zakupy, wspólne gotowanie i powszechna atmosfera życzliwości, tym są właśnie święta. Na filmach.
W rzeczywistości to pieprzony Wietnam. Koszmar przed którym może uchronić Cię tylko Kuc Filolog.

Każdego roku jest tak samo. Nawet w tureckim kebabie stoi gigantyczny Mikołaj, stacje radiowe katują piosenki o odrzuconym przeszczepie serca, a wszyscy podliczają stan konta i liczą, że z okazji świąt wpływy pojawią się przynajmniej kilka dni wcześniej. Święta wypływają z każdej strony, ale przy odrobinie dobrej woli można ignorować fakt, że się zbliżają. Do momentu, kiedy zauważy je Twoja rodzina.
Tu właśnie zaczyna się nasza szkoła przetrwania.

Proces świąteczny składa się z sześciu kroków. Są to odpowiednio prezenty, zakupy, przetwarzanie produktów, drzewo, wieczerza i  dwa dni agonii. Trzymajcie się blisko mnie, a wszyscy wyjdziemy żywi z tej dżungli.

1. Prezenty
O prezentach pisałem czas temu. Edycja świąteczna nie ma większego sensu, zwłaszcza, że wszyscy macie inne rodziny. Unikajcie skarpet, krawatów i dezodorantów. To naprawdę gówniane prezenty. Jeśli chcecie naprawdę kogoś ucieszyć choinkowym szrotem przyjmijcie jedną zasadę - gift musi być taki, żeby obdarowany był w stanie się nim pobawić w jakikolwiek sposób. Niezależnie czy będzie to książka, nóż sprężynowy, wiertarka czy alkomat. Z tego powodu bon do Empiku jest fajny jako wyjście awaryjne, ale warto dorzucić do niego cokolwiek. Taki Matras na przykład posiada w asortymencie książki za dziesięć złotych. Wiem, że nie wymieniłem przykładowych prezentów dla kobiet. Liczę, że kobiety zrobią to za mnie pod tekstem. A teraz najważniejsze. Nigdy nie zostawiajcie prezentów na ostatnią chwilę. Rok temu jakoś mi zeszło i odkryłem, że muszę zrobić zakupy w wigilijny poranek. Po czym, zgodnie ze swoją naturą, poszedłem spać o świcie. Jak sobie przypomnę tempo w jakim szedłem do hipermarketu i konieczność znalezienia, pośród wyczyszczonych do zera półek, prezentów w ciągu piętnastu minut, to dostaje dreszczy.

2. Zakupy
Jeden z największych etapów świąt. Wbrew pozorom najbardziej opłaca się go wziąć na swoje barki i zostawić innym gotowanie. Chcecie wiedzieć co zrobić by wizyta w hipermarkecie przeszła gładko jak gówno przez gęś? Słuchajcie Kuca.
Przede wszystkim upewnijcie się, że macie słuchawki i naładowaną baterię w telefonie. Następnie zróbcie małą rewolucję w słuchanej muzyce. W miejscu do którego się udajecie nie ma miejsca na We found love in hopeless place (mała dygresja: Ten tytuł cholernie mi się kojarzy z przypadkiem kiedy otworzyłem toi toi'a na Woodstocku i zobaczyłem konsumującą związek parę). Tak czy inaczej - potrzebujecie muzyki do walki. Zachęcam do wszelkich form rocka i metalu przeplatanych muzyką filmową. I tu znów uczulam - żadnego Króla Lwa. Następnie zróbcie sobie wielką kartkę z listą niezbędnych zakupów. Kropnijcie setkę lub dwie dla animuszu i ruszajcie na pole bitwy. Przed wejściem do hipermarketu załóżcie słuchawki. Szczelnie. Jeśli jesteście palący wypalcie od razu ze dwa papierosy - trochę czasu w środku spędzicie. Wybierzcie wózek - tu nie ma marginesu błędu, koła muszą się ruszać jak murzyni w MTV. Wszystko gotowe?

Wejdźcie do środka i ruszajcie w stronę bramki wejściowej. Nie zatrzymujcie się i nie patrzcie w oczy tym wszystkim damskim wersjom Mikołaja i anielicom. One tylko na to czekają, żeby wcisnąć Wam Colę, Snickersa albo worek cementu i kielnię. Bramka za Wami? Czas powiedzieć Good Morning Vietnam.
Robiąc świąteczne zakupy trzeba liczyć się z tym, że ktoś w nocy przestawił wszystkie regały. Nie ma więc większego sensu przeszukiwanie pamięci przy użyciu frazy "Gdzie jest psia karma?" I tak będzie w innym miejscu. Musicie metodycznie przesuwać się z jednego krańca na drugi próbując - w miarę możliwości - ściągnąć z półek wszystkie potrzebne Wam rzeczy. Pod żadnym pozorem nie ściągajcie słuchawek. Gdy zrobiłem to rok temu w moje ucho wdarł się wizg Nazgula obwieszczający "Jaaaaanusz, rodzynek tych dużych już nie ma!". No i przesrane. Świąt nie będzie, trzej królowie mogą zawracać. Rodzynki wyszły. 
Nie wspominając już o Wham! z piosenką o przeszczepie i niezatapialnej Maryli Rodowicz. 
Jednym z plusów Waszej decyzji jest to, że kto pojechał po zakupy ten pojechał po alkohol. To od Was zależy ile go będzie i w jakim kształcie - macie niepowtarzalną okazję wyrwać się z koszmarnego ucisku Kadarki. Ze swojej strony polecam Porto Tawny. I wszelkie japońskie wynalazki pędzone na śliwkach. Sami wiecie najlepiej ile litrów wziąć. Dodam, że na ogół nawet najwięksi abstynenci podczas wigilii lubią w siebie pompować alkohol, więc 'jeszcze jedna butelka' to dobry pomysł. Niezależnie od tego ile razy już na niego wpadliście w ciągu kwadransa. W ten sposób po drugiej rundzie w teorii macie komplet zakupów i można udać się do kasy. Nie zapomnijcie jednak po drodze zgarnąć czasopismo albo dwa. Trochę tam postoicie. Ustawcie wózek w kolejce i stańcie plecami do niego. To powinno Wam zaoszczędzić technicznych uderzeń pod kolano. Pozostało już tylko zostawić w kasie majątek, załadować zakupy na wielbłąda i wrócić do domu. Gdzie jesteście zwolnieni z robienia czegokolwiek. Uniknęliście własnie takich rozkoszy jak..


3. Przetwarzanie produktów
...no właśnie. Prawdę mówiąc jedynym znanym ludzkości rozwiązaniem jest wyjście z domu. Nawet facet nie ma spokoju - zawsze się znajdzie coś do ukręcenia, czy coś do ubijania. Własnej kobiety nie wypada zostawić. W innych wypadkach - zbierać się w grupy i wycofywać do najbliższego pubu. 

4. Drzewo

Tu farta i handicap mają ci, którzy posiadają młodsze rodzeństwo. Wtedy problem choinki spada im z barków, dzieciarnia ją okleja łańcuchami i lampkami - wszyscy się cieszą. Gorzej mają jedynacy. Muszą zejść do piwnicy, znaleźć sztuczną sosnę spod której prezent wyjmował jeszcze Mieszko I, otrzepać ją z martwych szczurów i zanieść do domu. A później objechać bombkami. Rozwiązania swą dwa. Albo możemy zasłonić się zakupami albo..tak. Wycofać do najbliższego pubu.

5. Wieczerza


Chyba najtrudniejszy punkt programu. I najbardziej złożony. Inaczej wygląda wigilia w gronie rodziny..codziennej, inaczej spędy wszystkich możliwych ciotek. A jeszcze inaczej ma się kwestia gdy jeszcze ściągnięto Wasz obiekt uczuć, który będzie maglowany i wałkowany ze wszystkich stron. 
Pewne barykady warto postawić zaraz na początku. Jako siedemnastolatek zagroziłem, że za życzenie mi 'żebyś był grzeczny' wychodzę i idę do knajpy. Rok temu odmówiłem spożywania sprasowanego Jezusa i związanej z tym pseudo-życzeniowej szopki. W tym roku zamiast karpia wyartykułowałem zapotrzebowanie na dzika. Druga kwestia to plan awaryjny. Jedni z Was lubią się napić wódki z wujkiem Zdzichem. Inni dostają cholery siedząc przy stole. Tym drugim proponuję wymówić się jakąś randką, spotkaniem z kolegą co w Grecji mieszka, albo czymkolwiek podobnym. I emigrować do przytulnej knajpy. Pamiętacie nadmiar wina jaki przynieśliście do domu? Jedną butelkę profilaktycznie schowajcie na własny użytek. A resztę pacyfikujcie. Każdy alkohol nieco inaczej wpływa na człowieka. Wino rozwesela i pozwala znieść cały ten cyrk spokojnie. Unikajcie drażliwych dla siebie tematów, ale nie wahajcie się - w razie potrzeby - twardo zaznaczyć, że danej kwestii nie chcecie dotykać. Jeśli tego nie zrobicie i tak Was cholera strzeli. Ustalcie, które puby są otwarte. I od której. Wigilijne spektrum jest naprawdę szerokie. Inne wady ma wigilia w trzy osoby, a inne w osób dwadzieścia. I - na litość - nie żryjcie tyle, żeby Was musiało pogotowie reanimować. Wbrew pozorom ten wieczór da się przetrwać. Przynajmniej dopóki nikt nie próbuje śpiewać kolęd. Nie wiem jak to wygląda w wypadku spędów rodzinnych, gdzie nagle wszyscy pytają Was o absolutnie wszystko, albo słuchacie debat politycznych w wykonaniu dwóch wąsatych wesołków. Znacie jednak zasadę - plan ucieczki w głowie, alkohol w żołądku i utrzymujcie spokój. 

6. Dwa dni agonii
Okres następujący po wigilii. W teorii są to właściwe święta. W praktyce - wszyscy wiedzą, że już po imprezie i zaczynają myśleć o sylwestrze. Trawiąc. Pijąc. I narzekając na koszt świąt. 
Tutaj obowiązków właściwie nie ma i trwa pełna samowola. Nie ma sensu doradzać czegokolwiek. 
Chyba, że jesteście na wigilii wyjazdowej. W takim wypadku możecie wracać wieczorem do domu i odetchnąć świętym spokojem i niezakłóconą niczym ciszą. 

A jeśli...


A jeśli spędzicie te święta tylko z rodziną, którą sami zbudowaliście, względnie ze swoim obiektem uczuć, to po prostu bawcie się dobrze. I wypijcie za tych, którzy moich porad będą potrzebować. 












14 komentarze:

  1. Doskonałym prezentem zawsze jest książka. oczywiście taka, która leży w kręgu zainteresowań. Osobiście skrzywieniem skwitowałabym jakieś czytadło ze stajni romansideł Harlequina albo coś w stylu Wielki Atlas Wiedzy o Czymś, Co Zupełnie Cię Nie Interesuje. Miłym prezentem są też, jesli o mnie chodzi, skromna biżuteria albo coś z elektroniki czy akcesoriów (za dobre słuchawki po rekach wycałuję). Żadnych perfum, bo te wolę sobie sama od biedy kupić (chociaż nie lubię), ani balsamików czy innych mazideł zwalczających zmarszczki/sińce/cellulit/inne dziwne rzeczy. Żadnych bibelotów i absolutnie ciuchów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kobiecy punkt widzenia prezentów. Książka tak, pod warunkiem że wcześniej trułam o niej od dłuższego czasu lub chociaż zna się gust. Żadnych kosmetyków i perfum, i tak w życiu się nie "trafi", próbowałam - bez skutku. Słuchawki to dobre wyjście awaryjne, tak jak ulubiony alkohol - działa zawsze. Ciuchy nie, bo tak jak przy kosmetykach - nie trafi się, chyba że idziemy razem sama wybieram i to dostaję, wtedy tak - ale to wyjątek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie nastąpił ten moment kiedy po raz kolejny z pełną radością mogę stwierdzić, że nadal pozostanę ateistką i kolejne święta spędzę szczęśliwie przy własnym laptopie z dala od całego tego wielce rodzinnego jazgotu,prezentów itp itd cóż nie jestem grzeczną dziewczynką więc prezent kupie sobie sama.Jeśli już ktoś koniecznie uparcie pragnie mnie obdarowywać to litości ale naprawdę nie przyda mi się książka polecona przez wnuczkę,córkę itp Pani Iksińskiej,Mazurskiej czy innej Kowalskiej(chyba,że są fankami filozofii,seryjnych morderców, horrorów psychologicznych itp), pomimo panującego mrozu nie potrzebuje również ciepłych gaci,skarpet itd. Dobre są kubki,notesy,świeczki,zapalniczki, rzeczy które są praktyczne, jeśli masz problem z wyborem kup po prostu czarne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oh, ja muszę się wyłamać, o Wigilii marzę od połowy listopada, uwielbiam święta :3 wracam do domu 3 razy w roku, także przeważnie jestem traktowana po królewsku, poza tym mama z babcią są definitywnie nadpobudliwe w kwestii przygotowań, więc nie wiszą mi nad głową już żadne obowiązki :) choinki nikomu nie chce się ubierać, więc problem rozwiązuje się sam, a co do ostatnich przedświątecznych zakupów - dwie pieczenie na jednym ogniu: idziemy we trzy i kupujemy sobie nawzajem prezenty nie strzelając przy tym żadnego faila :) a potem już tylko wyżerka, wyżerka, wyżerka, jak dla mnie żyć nie umierać :>

    OdpowiedzUsuń
  5. U nas się prezentów pod choinkę nie daje, ale na urodziny niedawno dostałam książkę o zombie i się jaram bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tam lubię przetwarzanie produktów akurat... Może dlatego, że generalne porządki i zakupy to dla mnie koszmar, na równi z sagą Zmierzch, lub Justinem Bieberem, jeśli nie gorszym (btw, zauważyliście, że kolejki w sklepach drastycznie się wydłużyły od jakichś dwóch tygodni? nosz kurde...)
    Co do prezentów- to najgorszym co można komuś wręczyć według mnie, to zestaw kosmetyków z marketu. Po pierwsze- naturalnie nasuwa się sugestia, że obdarowany się nie myje. Po drugie- udowadnia się obdarowanemu, że ma się go kompletnie w dupie, bo nawet nie zainteresowało się wcześniej, co też chciały dostać. Po trzecie- już lepsze są skarpetki. Serio.
    Poza tym, na litość boską, nie można zwyczajnie się spytać, co ktoś chciałby dostać? Niespodzianka jest obowiązkowa? Nie ma nic gorszego, od niespodzianki, która jest źródłem rozczarowania.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobra metoda z tymi zakupami, zagłuszanie wszystkiego muzyką jeszcze mi nie wpadło do głowy. Nienawidzę świątecznych piosenek.
    Co do gotowania, to przydało by się spojrzeć na sprawę z kobiecej perspektywy. Przed wigilią najchętniej wywaliłabym z domu: ojca, brata, psa, wszelakie ciotki i inne zawalidrogi i przy spokojnych dźwiękach heavymetalu wzieła sie z mama za robienie tej przekletej kolacji i ubieranie również kochanej choinki. Te zajecia sa po prostu dla wyżej wymienionych zbyt trudne. Nie maja takiego systemu obronnego jak ja i mama, nie zniosą świąt nerwowo. Tak, stanowczo powinni isć do jakiegoś pubu. Albo do budy. Święta to walka. Z choinka, z pierogami, z makiem i całą resztą. Reszta wolnego to odpoczywanie po walce i zjadanie resztek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra z Ciebie kobieta, w przyszłości wiele pożytku nieść będziesz.

      Usuń
  8. Święta? Proszę tylko nie to! I to już od paru lat. Nie znoszę całej tej sztuczności przy stole, a także poza nim, kiedy to każdy dla każdego stara się być miły na siłę. A ja i tak jak zawsze jestem "egoistką, co zawsze myśli o sobie" -,- Te święta nie mają już sensu, stały się sztuczne i komercyjne, ale moje zdanie się nie liczy (w domu oczywiście). Prezenty też są horrorem, istną drogą przez mękę i to w obu przypadkach - kiedy ja mam coś kupić i kiedy mam udawać radość z kolejnej tak bardzo trafionej książki z półki "lektury szkolne - literatura piękna"... A co do idealnego prezentu, to zgadzam się: coś czym zatruwam życie, dobra książka (jeśli wie się jaka), lub bon. Jedyne na co naprawdę czekam co roku, to moment aż mój pies przemówi do mnie i powie, że także ma dość "ludzi", którzy go otaczają. No i może zaskoczę na koniec. Nie mam jak w te cudowne święta uciec na dno butelki :( Ale co tam, idę na "wieżę" zniknąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W momencie kiedy zrozumiesz, że to spęd rodzinny przestanie Cię boleć sztuczność.
      Czego się spodziewałaś? Bomby miłosnej?

      Usuń
    2. Błagam... tylko nie "bomba miłosna". To już wolę ten spęd taki. jakim jest... Taką "bombową" wigilię miałam jak byłam jeszcze jedynaczką, a na współczesną jej wizję zgięło mnie wpół. Nie, nie. Za pozwoleniem pozostanę dalej zimna i nieczuła, nie pasująca do idealnej wizji świąt części osób. Podziękowała za uświadomienie, idę dalej spoglądać z wyższością na wszystkich :3

      Usuń
  9. kiepskim pomysłem na prezent są ubrania. kiedys sądziłam, że są rzeczy, których nie da się zjebać i poprosiłam rodziców o szlafrok pod choinkę. znalazłam pod nią coś co przypomina niebieską, puszystą bluzę z pomponami, natomiast szlafroka nie mam do dzisiaj i marznę w tyłek po prysznicu. polecam koperty i pieniądze. 20 zł i czekolada to tysiąc razy lepszy prezent niż dziesiąta piżama w renifery albo kolejny kubek, który nie zmieści się już w szafce i będzie przeszkadzał stojąc na mikrofalówce przez najbliższy rok, dopóki w przyszłe święta wujek zdzisiek go nie rozbije przy nalewaniu popity.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak bardzo chciałabym zwiać ; ; moje święta nawet nie wyglądają jak święta, jeszcze ta fałszywa uprzejmość... PO CO i tak się zaraz znowu będziecie nawzajem zabijać .____.

    OdpowiedzUsuń
  11. Napiszę herezję... Ja święta lubię, ale tylko z lubianą rodziną. O ile cholery dostaję w sklepach czy w mediach (komercjalizacja, chrum, chrum). O tyle przygotowanie, żarła i sprzątanie domostwa lubię.W domu rodzinnym mamy dobry zwyczaj odcięcia się od mediów, nie każdy lubi. Do do drzewka, cholercia. Lubię wyłączyć światło w pokoju i gapić się na światło generowane przez oświetlenie drzewka. Co do prezentów, mi do szczęścia starczy Cd action i odrobina słodkiego. Ergo słodycze są mało ryzykownym pomysłem. Ogółem każdy ma swój sposób na święta, mnie zwykle nic nie dręczy... Poza zbyt pełnym brzuchem, ale to mój problem. Łakom ze mnie potworny. ;-)

    OdpowiedzUsuń