sobota, 18 stycznia 2014





















Dzieła, które zrobią Ci dobrze.
Długo zastanawiałem się jak nazwać ten spis książek. A właściwie autorów. Ich twórczość jest awanturnicza i refleksyjna jednocześnie. Jedni spisali swoje wspomnienia tworząc powieści autobiograficzne, inni - choć stworzyli fikcyjnych bohaterów - obdarzyli ich większością własnych cech charakteru i prywatnymi przeżyciami. Wreszcie odnalazłem cechę wspólną. Wszyscy ci pisarze popełniali literaturę mocną. Szorstką, ironiczną, pełną życiowej goryczy i szyderstwa. Zapadającą w pamięć nie tylko cytatami, ale i emocjami jakie wywołują. Ich twórczość jest obrazowa, plastyczna. Po przeczytaniu książki człowiek odkrywa nagle, że używa zwrotów albo powiedzonek z niej zaczerpniętych. I to mając wrażenie, że zna je od zawsze. 
Dlaczego tylko pięciu? Bo to zwiększa szanse, że spróbujecie twórczości każdego z nich.


1. Charles Bukowski - Kobiety


Trudno mi uwierzyć w to, że ktoś Bukowskiego nie zna, choćby ze słyszenia. Pijak, babiarz, hazardzista i sceptyk wobec wszystkiego. No i przy okazji świetny pisarz.
W sporej części dzieł Bukowski posługuje się postacią Henry'ego Chinaskiego. Można ją śmiało uznać za literacką wersję Bukowskiego, który stworzył alter ego do opisywania własnego życia. Jego twórczość oscyluje wokół natury ludzkiej i tego jak wpływa na nią świat. Zapomnijcie jednak o gawędach w stylu Coelho. Bukowski czerpał z siebie, więc pełno tu biedy, gorzały i skrywanej słabości.
Kobiety są dla mnie wzorcowym przykładem twórczości Bukowskiego. I świetną powieścią. Kolejne przeżycia Chinaskiego, zwroty akcji jakie spadają na niego, bawią i przytrzymują czytelnika w świecie powieści. Jednocześnie jego przemyślenia budzą gorycz, przywołują na myśl własne przeżycia. Możecie poczuć zarówno więź, jak i strach, że w którymś momencie Waszego życia do owej więzi dojdzie.
 Na tym polega kłopot z piciem, pomyślałem, nalewając sobie drinka. Gdy wydarzy się coś złego, pijesz, żeby zapomnieć. Kiedy zdarzy się coś dobrego, pijesz, żeby to uczcić. A jeśli nie wydarzy się nic szczególnego, pijesz po to, żeby coś się działo. 
 Na samą myśl, że muszę kimś zostać, ogarniał mnie nie tylko strach, ale wręcz mdłości. Nie mogłem znieść myśli, że zostanę prawnikiem, radnym, inżynierem czy czymś takim. Ożenię się, będę miał dzieci, dam się złapać w strukturę rodzinną. Codziennie będę chodził do pracy i wracał. Niemożliwa sprawa.  
Łatwo pisze się tylko o dziwkach, pisanie o wartościowej kobiecie to już nie taka prosta sprawa.

 2. Cizia Zykë - Złoto



Awanturnik. Prawdziwy i chyba jedyny. Syn francuskiego legionisty i Greczynki, który przed siedemnastym rokiem życia dwukrotnie był w więzieniu. Człowiek, który postanowił odwrócić zasady gry - zamiast uciekać przed życiem, ścigał je. Zamiast drżeć przed utratą stabilnego życia, obawiał się jedynie tego, że stabilizacja może się w jego życiu przydarzyć. Pojawiał się na danym kontynencie bez grosza, miesiąc później był już bogaczem. Dwa miesiące później zmieniał się zarówno kontynent, jak i jego stan majątku. Zyskiwał w najlepszym wypadku kilka wspomnień z kasyna, w najczęstszym kilka nowych, ścigających go oskarżeń. Jego książki są czysto autobiograficzne. Przepełnione jointami skręcanymi w papier z Biblii, przemocą, brawurą i kolejnymi przedsięwzięciami. Trudno uwierzyć w to, że tacy ludzie istnieli. Przemierzający dżunglę z rewolwerem w ręce, szukający przygód i doznań,
Nawet nie wiem co mógłbym zacytować. Siła jego twórczości tkwi w tym, że każde słowo, jakie pada w dialogach, padło też w prawdziwym życiu. W więzieniach, dżunglach i barach na krańcu świata.

3. Stanisław Grzesiuk - Boso, ale w ostrogach



Grzesiuk to osobna liga pisarska. Nie wędrował po dżungli, ani nie rozważał sensu istnienia. Grzesiuk zwyczajnie żył. Sęk w tym, że żył w Warszawie, w latach 30-tych XX wieku. Boso, ale w ostrogach to pierwsza część jego autobiograficznej trylogii. Można ją czytać w kółko i od nowa, a potem wracać do losowych fragmentów. Nie znam drugiej takiej pozycji, która miałaby więcej klimatu ,,Starej Warszawy i jej dzieci - cwaniaków". Pokazuje ona mniej lub bardziej kombinowane sposoby zarobku, klimat w jakim toczyło się życie i sposoby, by umilić sobie walkę z biedą i bezrobociem. Jednocześnie, na tle ćwiartuchny w bufecie i tryfnych zegarów Grzesiuk pokazuje pewne żelazne zasady jakie wtedy wiązały ludzi. Przyjaźń i solidarność były święte, a człowiek miał wręcz obowiązek posiadać charakter.
- Kochanie, tak bardzo chciałabym się z Tobą czegoś napić.
- Nie da rady - odpowiedziałem spokojnie. - Ja nie z kategorii frajerów. Z ,,Dołu" jestem, z ferajny. - (Dół to Powiśle i Czerniaków, położone niżej niż Śródmieście).
-A może jednak wypijemy po jednym - zaszczebiotała znów przymilnie.
- Słuchaj, mała, starego wróbla nie posadzisz na końskie gówno. Z taką przewalanką to nie do mnie. Wiem przecież, że szukasz gościa na grubszy rachunek, a ja nie lubię być frajerem i powiem Ci szczerze, że nie mam forsy(...)
- Jak to, tak za nic mi dajesz? - zapytała zdziwiona. - Tak to ja nie przyjmę. Chodź do mnie za te pięć złotych, nic więcej od ciebie nie wezmę.
Powiedziałem, że nie skorzystam.
- A może boisz się? Nie bój się, nikt tu nie ma do mnie prawa.
- Powiedz, mała, kogo ja się mogę bać, jak ja sam siebie się nie boję - odpowiedziałem ze śmiechem - A poza tym ja mam pomocnika ,,za parkanem", którym nieźle potrafią operować - Mówiąc to uchyliłem poły marynarki, by zobaczyła wystającą z kieszeni rękojeść dużego fińskiego noża.
- To za co dałeś mi pieniądze?
- Taką już mam po ojcu zasadę życiową: Boso, ale w ostrogach. A dałem Ci za fatygę, za taniec i dlatego, że mi się tak podoba (...)
4. Marek Hłasko - Palcie ryż każdego dnia



Przyznam się od razu, że Marek Hłasko to jeden z moich ulubionych pisarzy nie tylko polskich, ale i w ogóle. Najbardziej przypomina Bukowskiego - jego twórczość również oscyluje wokół natury ludzkiej i tego, co uderza w nią podczas procesu zwanego życiem. Swoim pisarstwem sprzeciwiał się udawanej radości, kreował kolejnych twardych, romantycznych i zgnębionych życiem bohaterów. Na podstawie własnych odczuć mogę jedynie powiedzieć, że po każdej lekturze Hłaski zawsze czułem tępą zazdrość.
Zazdrość o to, że to jego książka, jego słowa, to on mógł się pod tym podpisać nie ja.
Palcie ryż każdego dnia to pierwsza powieść Hłaski jaka wpadła mi w ręce. Jednocześnie jedna z ostatnich jakie napisał, wydana już po jego śmierci. I nie widzę powodu by przedłużać opis, bo Hłasko nie wymaga żadnej reklamy.
– Hej, ty – powiedział ktoś do Murzyna. – Czy byłeś kiedy na balu maskowym? – Nie – powiedział Murzyn. – Nie mam z tym nic wspólnego i nie wrobicie mnie w to. – Nie o to chodzi. Jak cię kiedyś zaproszą, to idź. Grosza nie wydasz na kostium. Przewieś sobie kutasa przez ramię i powiedz: „Panie i panowie, ja jestem >Texaco Gas Station<…”.
 (…) latanie jest jak kobieta i jeśli się ją kocha, to wtedy boisz się, że nie jesteś dosyć dobry dla niej i że nie starczy ci życia, aby się nią nacieszyć. Ale to czujesz tylko wtedy, jak naprawdę kochasz, bo nie obchodzi cię przecież, co powie czy pomyśli o tobie dziwka, z którą gdzieś tam śpisz, a rano wychodzisz na palcach, żeby jej nie obudzić i żeby już z nią nie gadać.
 (…) ona jest jak morze. I kiedy bywałem czasem w kłopotach, kiedy piłem za dużo albo kiedy robiłem komuś krzywdę, to szedłem potem do niej i byłem z nią i znów czułem się jak ktoś, kto wyszedł z czystej wody. I to tylko było dla mnie ważne…
 (…) ja nie ufam niczemu, co ma pizdę i zna wartość pieniądza.
5. Roman Bratny - Kolumbowie rocznik 20



 Nazywany często ,,polskim Hemingwayem" Roman Bratny spisywał historię swojego pokolenia. Pokolenia, które walczyło podczas II Wojny Światowej i próbowało żyć w nowej, powojennej rzeczywistości.
Czerwone Gitary miały zresztą utwór, w którym widniało hasło Nie bądź taki delikatny, Twardy bądź jak Roman Bratny. Kolumbowie rocznik 20 to powieść mówiąca właśnie o walczącej Warszawie, jej konspiracyjnych żołnierzach, ich losach podczas Powstania Warszawskiego i późniejszych latach życia, już po zakończeniu wojny. Zapomnijcie jednak o ckliwym patosie rodem z Kamieni na szaniec. Bratny zawarł w swojej powieści coś więcej. Bohaterowie Kolumbów nie tylko walczą z okupantem, ale i próbują żyć, normalnym w miarę możliwości życiem. Im bardziej powieść biegnie w czasie, tym bardziej widać wyniszczające dla ich świadomości działanie wojny. Ludzie umierają, bliscy znikają w gestapowskich katowniach, a zwykłe szczęście lub przypadek ratuje lub niszczy kolejne osoby. Jednocześnie wciąż walka z Niemcami ma znamiona brawury i rywalizacji, a chwilami walka toczy się już nie o Polskę, a z nienawiści do wroga. Nienawiści zagryzanej bimbrem i przemyconą żywnością. Charakterystyczne jest zderzenie klimatu jakie udało się utrzymać przez całą długość Kolumbów Bratnemu. Jeden z bohaterów przez całą długość powstania dostaje od swojej dziewczyny - sanitariuszki - prezenty. Granaty, amunicję. Kilkanaście dni później, podczas kolacji, świeżo przybyły powstaniec wskazując na nią opowiada, że dawała dupy za trochę pestek i pociski. Nie chcę zwyczajnie popsuć lektury innymi, o wiele mocniejszymi przykładami tego, jak Bratny potrafi w sekundzie zetrzeć mimowolny uśmiech wywołany kilkadziesiąt stron wcześniej.
Akcja Kolumbów nie kończy się po wojnie. Spora część poświęcona jest powojennym losom dawnych przyjaciół, którzy ukrywają się, łączą z nową władzą, albo nie wracają z emigracji, gdzie wciąż da się zarobić pieniądze i żyć dawnym - awanturniczym i ryzykanckim - sposobem życia.

Więc kryję się przed przyjaciółmi, przed braćmi, którzy nie uwierzą nigdy w moją zdradę, ale którzy może za kwadrans wykonają na mnie wyrok, bo taki dostaną rozkaz? A ja sam… Meldowałem Junoszy o Poznańskiej, gdzie skonfiskowaliśmy – bo władza. Jesteśmy wierni. Ale komu? Już nie sobie, skoro gotowi jesteśmy iść wbrew własnemu sumieniu. Wbrew. Przecież własne sumienie oddaliśmy w administrację im, „górze”. Nie dość, że za nas myślą, że nami politykują… Czy można komuś oddać sumienie?
Z pogardliwą litością patrzy na przygiętego pod krzyżem Chrystusa: „Biedaku, mądrzysz się, że umarłeś za ludzkość, my potrafimy umierać za jednego kumpla.”
– Nie lubię mówić o przeszłości. Opowiem ci, jak będzie potem… no, później, jak to wszystko się skończy – krótkim gestem ogarnęła jasną noc za oknem. – Będziesz… Kim ty będziesz? – zatroskała się nagle. – Poległym – odpowiedział z humorem i pochylił się nad nią. 

11 komentarze:

  1. "Kolumbów" przeczytałam w gimbazie zaraz po "Kamieniach na szaniec" i zrouzmiałam, że ktoś tu pomylił lektury. Bo Bratny jest sto razy lepszy i prawdziwszy. Żadnej książki nie czytałam w takim skupieniu. Ale tylko pierwszą część, druga mnie nie interesowała.
    Marek Hłasko to jeden z tych pisarzy, których dopiero przeczytam, ale nie słyszałam jeszcze o nim jednego złego zdania. Czyli kto przeżył czytanie, ten poleca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z góry przepraszam Kucu, ale to w trosce o Ciebie i czytelników: masz błąd / literówkę w trzeciej linijce poniżej zdjęcia przy opisie książki Bukowskiego, zaraz na początku. Jest "W spora część dzieł...", a jak rozumiem powinno być: "W sporej części dzieł...".
    A tak w związku z tematem - zaczynam wierzyć, że jednak istnieje ktoś, kto rozwinie mnie literacko i pokaże jakąś dobrą, a przy tym "poważną" literaturę. Bo niestety edukacja szkolna zabiła moją chęć czytania "klasyków" i pisarzy właśnie "poważnych".
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z klasyką jest tak, że nigdy nie wiadomo kiedy ją czytać. Buszującego w zbożu przeczytałem za późno. Za to na przykład za Annę Kareninę wziąłem się za wcześnie i teraz mam o niej zdanie "ruska telenowela, gdzie od połowy nie wiadomo kto z kim i po co''.
      Niemniej fakt, edukacja szkolna może obrzydzić klasykę, bo czyta się ją na tempo, nie dla przyjemności i potem prowadzi bzdurne analizy.

      Usuń
    2. Ja większość co fajniejszych książek przeczytałam dobrowolnie na kółku bibliotecznym, w którym gawędziłam sobie radośnie na temat fabuły - olewając jednocześnie podstawę programową. Jak się potem okazało, znam większość książek z programu rozszerzonego ; ) ale cieszę się, że taką Zbrodnię i Karę mogłam przeczytać bez presji, dla przyjemności. Z drugiej strony do Mistrza i Małgorzaty muszę zrobić drugie podejście, bo wtedy niewiele zrozumiałam.

      Usuń
    3. Osobiście odkryłam, że szkoła niszczy chęć do czytania. Do czasu liceum nie miałam problemu z lekturami i sporadycznie nie czytałam. W liceum, kiedy to odkryłam prawdę o wszelakich programach zaczęłam czytać tylko streszczenia, a książki ledwo zaczynałam, a czasami nawet nie otworzę na stronie tytułowej, a i tak słyszę, że jestem najlepsza i doskonale zrozumiałam lekturę. -.- No i genialny program nauczania pozbawia mnie własnego zdania na temat postaci...
      Muszę Ci podziękować Kucu, bo tylko dzięki Tobie wzięłam do ręki "Mistrza i Małgorzatę".
      A Tobie Revv zazdroszczę, że mogłaś czytać bez presji.
      Z-A

      Usuń
    4. Ty nie dziękuj, Ty się pochwal jak wrażenia.

      Usuń
    5. :3 - bo kocia minka wyraża więcej niż tysiąc słów.
      A tak serio to jeszcze myślę nad tym, muszę wszystko sama wyciągnąć, bo przyjaciółka od "rozwalania" lektur i wierszy nie pisze rozszerzenia z polskiego. Ale szczerze mówiąc jeśli mi powiesz, że reszta lektur też jest warta przeczytania, to przeczytam ;)
      P.S. Przydała by się pomoc w "rozwalaniu" :<
      Z-A

      Usuń
    6. Mistrza i Małgorzatę to nawet ja polecam.

      Usuń
  3. Czytałam z tego ,,Kolumbów" i Hłaskę. Pierwszych lubię- naprawdę robią wrażenie. ,,Kamienie na szaniec" to lektura pouczająca i idealizująca, a Bratny jest po prostu prawdziwy. Hłaskę uwielbiam, czytałam jego książki w wakacje kiedy otaczająca mnie wiejska sielanka zaczynała mnie naprawdę wkurzać. Najlepsze, oprócz ryżu, jest ,,Drugie zabicie psa" i wielokrotnie szykanowana ,,Baza Sokołowa". Nie rozumiem czemu tego nie ma w lekturach szkolnych! Ale teraz lektury nawet w liceum są po prostu porażające. Z Sienkiewicza mamy znać tylko jedną książkę. Za to Treny Kochanowskiego- pewnie, przerabiajmy drugi raz! Za to pomińmy Boską Komedię, Mistrza i Małgorzatę jak kto chce, o Fauście krótka wzmianka... Na humanie! Rozumiem na mat- fizie, ale na humanie nie rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale tak bez Kosińskiego?

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam w gimnazjum najlepszą polonistkę na świecie, która omówiła z nami opowiadanie Hłaski pt. "Pierwszy krok w chmurach". Ja przeczytałam cały tomik opowiadań i bardzo mi się podobały, mimo, że czułam się po nich tak jakoś... źle na świecie (chyba wiadomo, o co chodzi). Dzięki, Kucu, że przypomniałeś mi o nim teraz, gdy jestem trochę starsza i ciut bardziej ogarnięta ;)

    OdpowiedzUsuń