sobota, 25 stycznia 2014





Dar, zagrożenie czy przekleństwo?














Przyjaźń. Zaraz po miłości drugie największe źródło idiotycznych sentencji i grafik. Drugi największy powód do narzekania. Jedni nie mają przyjaciół, drudzy mają zbyt wielu, trzeci odkryli, że ich przyjaciel jednak nim nie jest albo zostali boleśnie uświadomieni. Czwarci narzekają, że zostali wepchnięci do friendzone przez kobietę, którą kochają, a jeszcze inna grupa zawsze sądziła, że to przyjaciel, a on chciał dosłownie wydymać.
Wiecie, co ich wszystkich łączy? Sami są sobie winni. Idąc od samego początku:
Nie wiem, jak można nie mieć przyjaciół. Serio. Jestem ostatnią osobą, z jaką opłaca się zawierać braterstwo.
I wiecznie przyjaciół mam. I to najlepszych z możliwych. Niezależnie od tego, czego potrzebuję, co się dzieje i która jest godzina. Ba! Niezależnie od ich stanu, co udowodnili w noworoczny poranek. A jestem - jak mówiłem - koszmarnym materiałem na kumpla. Pamiętacie tę reklamę Carlsberga? Moje towarzystwo nie tylko przyjechałoby w środku nocy. Zdążyłoby się jeszcze zebrać, zorganizować, wykonać szturm na budynek i pomóc złapać tamtą kurę. Jakim cudem? Nie wiem. Ale skoro ja mogę mieć takich przyjaciół, to kim trzeba być, by nie mieć ich w ogóle? Żadnych?
Nadmiar przyjaciół w ogóle jest dla mnie absurdem. To przecież wąska grupa, do której dostanie się wymaga sporego czasu i wielu wydarzeń cementujących znajomość. Wpuszczanie do tejże grupy każdego znajomego z dłuższym stażem jest paranoją i prowadzi nieuchronnie do punktu trzeciego.
Fałszywi przyjaciele. Temat-rzeka, zwłaszcza wśród zbuntowanych nastolatek. Tylko co tu przeżywać? Zwyczajnie popełniło się błąd, dopuszczając kogoś zbyt blisko lub zbyt wcześnie bez należytej weryfikacji. Można najwyżej się cieszyć, że ten błąd wypłynął. 
Friendzone? Sam sobie jesteś winien. Pomijam już fakt, że miłość to blitzkrieg, nie wojna okopowa - kto ciągle siedzi na tej samej pozycji, ten zawsze w końcu dostaje w dupę. Mało było jawnych sygnałów odnośnie tego, gdzie spycha Cię kobieca psychika? Trzeba było działać, zamiast cieszyć się faktem, że w ogóle z Tobą rozmawia. 
On jednak nie chce być tylko przyjacielem? Gratuluję spostrzegawczości. Myślisz, że rozmawiał z Tobą o bólach menstrualnych z akademickiej ciekawości? Widziałaś gdzieś przyjaciół, gdzie jedno ciągle biega za drugim, traktując to jak etat albo życiową misję?
Ostatni model 'problemu z przyjaźnią' dotyczy głównie kobiet. Powiedziałbym, że dotyczy wyłącznie kobiet, ale po tym, co ostatnio widziałem w tramwaju (i opisałem zresztą na fanpejdżu), nic mnie już nie zdziwi.
Zaskoczenie wywołane tym, że Wasz ex sprowadzony zaklęciem 'zostańmy przyjaciółmi' do roli emocjonalnego tamponu, którego potrzebujecie kilka razy w miesiącu, nie chce wpasować się w swoje miejsce. I ciągle próbuje się wyłamać. Ktoś, kogo zostawiasz, nie będzie twoim przyjacielem. Nigdy. 
Oczywiście, w przypadku, kiedy po prostu obydwoje odpuszczacie, obydwoje już nie chcecie być razem, model przyjacielski może wypalić. Tyle, że wyjdzie on w dość naturalny sposób.

Część dotycząca związków 

Skoro już o tym mowa, jednym z największych problemów w związku, zwłaszcza dla mężczyzn, jest tolerowanie przyjaciół własnej kobiety. Zarówno kiedy związek ma raptem trzy miesiące, jak i kiedy trwa trzy - cztery lata, a przyjaciel nagle pojawia się znikąd. Jest taka stara sentencja mówiąca, że najlepszy przyjaciel kobiety to jej ex albo next. Kwestię ex mamy wyjaśnioną. Istnieje oczywiście opcja, że ex oznacza next. Po coś w końcu ci faceci się na rolę przyjaciela zgadzają. Rozstać się łatwo, nie wrócić do siebie trudniej.
Przyjaciel Twojej kobiety to bardzo istotne stanowisko w całym teatrze działań, jakim jest związek. Przyjmijmy, że jest faktycznie wyłącznie przyjacielem. Jeśli coś tęgo spieprzysz, to właśnie on będzie nie tylko pocieszycielem, ale i doradcą. Wysłuchanym doradcą. Jeśli jest twoim kumplem, prawdopodobnie uratuje ci dupę. W innym wypadku dołoży wszelkich starań, żeby cię uwalić. Raz, że to okazja do zadania dotkliwego ciosu, dwa, że w ten sposób pozbędzie się twojej osoby, a trzy..dlaczego miałby zrobić coś innego? Jeśli kompletnie cię nie zna - dlaczego miałby w jakimkolwiek stopniu ci pomóc? Będziesz dla niego tylko anonimem, który zrobił coś źle. Jaki z tego jest morał? Zarówno ignorowanie, jak i agresywne działania nie są dla ciebie korzystne. Co więc jest korzystne?
Po pierwsze, nie stawaj między obiektem a swoją kobietą. Nie próbuj moderować listy jej znajomych. Nie chce mi się nawet tłumaczyć dlaczego, po prostu tego nie rób. Po drugie - poznaj obiekt. Pomoże ci to poskromić zazdrość. Zresztą, i tak musisz to zrobić. Kilka piw i nieco wódki później powinniście być już przynajmniej kumplami. Wspólne picie świetnie cementuje znajomość. A sojusznik w jego postaci jest ogromnie przydatny - wiele ułatwi, a w razie potrzeby jakoś cię wytłumaczy w jej oczach. Albo wyjaśni ci 'o co jej chodzi', jeśli sam na to nie wpadniesz. No i zawsze, w ramach wspólnego wyjścia na przelew, możesz mu wyrzec przy pisuarze, że każdego, kto wejdzie w twój związek chociaż na długość palca, będziesz rwać na szmaty i strzępy. Zapamięta. A i innym, zainteresowanym Twoją kobietą, powtórzy. Poza tym, może się po prostu okazać sam w sobie całkiem dobrym kumplem.
Co robić, jeśli kumpel Twojej kobiety, zwłaszcza nowy, próbuje ją poderwać? Wtedy mechanizm działania jest zupełnie inny. Po pierwsze - musisz zrozumieć, że ona może tego nie zauważać. Z jej punktu widzenia będziesz po prostu zazdrosnym agresorem. Po drugie - uspokój się. Spokój będzie teraz bezcenny. Musisz planować i działać w zimny sposób. Tego typu 'przyjaciel' przypomina kształtem coś takiego:


Usunięcie go wymaga spokoju i precyzji. Impulsywny atak da odwrotny do zamierzonego efekt.
Nie próbuj zabraniać jej kontaktu z nim. Pomijając już brzmienie takiego zakazu i to, co napisałem już wcześniej, nie jesteś w stanie wyegzekwować tego zakazu. Bo niby jak? Obrazisz się? Zostawisz ją?
Dasz mu tylko broń do ręki. Zagrożenie nakazuje ci wręcz wzorowe, idylliczne zachowanie. Po drugie, poznaj przeciwnika. Jeśli Twoja kobieta jest nieświadoma jego zalotów, nie będzie miała nic przeciwko. On już szybciej, ale jego zdanie nikogo nie interesuje. W najgorszym wypadku będziesz musiał wpaść na nich przypadkiem. Po trzecie, nieco zaufania dla własnej kobiety. To, że jakiś fajfus próbuje ją uwieść, nie oznacza, że mu się powiedzie. Gratuluję, właśnie założyłeś blokery i zabezpieczenia, możesz przystąpić do działania. Najpierw poinformuj swoją niewiastę, że nie lubisz tego człowieka. I wyjaśnij dlaczego. Okazywanie zazdrości przez darcie mordy i furiackie działania kopie ci grób. Poinformowanie o niej sprawi, że Twoja kobieta nie tylko będzie czujniejsza (instynktownie), ale i poczuje się kochana. A przy okazji doceni twój spokój. Możesz też ładnie dodać wtedy, że źle się czujesz, wypuszczając ją z nim. Jeśli mądrze przeprowadzisz taką rozmowę, wiele ugrasz. Na przykład zablokujesz mu bezpośredni dostęp do niej. Przecież jesteś wzorowym facetem, który poskromił własną żądzę mordu i wyraził zazdrość. Doceni to, o ile tylko w ogóle jest sens się z nią zadawać. Zwłaszcza, że obudziłeś w niej pewne podejrzenia swoimi argumentami. I tak stopniowo facet zgaśnie. Albo popełni błąd i sam się wypali. A Ty nawet nie ruszyłeś palcem. Co z obiciem ryja, zapytacie. Odpowiem Wam. Obicie go w złym momencie sprawi, że wyjdzie na skrzywdzonego bohatera. A Ty na tyrana. Podobnie jak groźby. Jak najbardziej skuteczne rozwiązanie, ale tylko i wyłącznie wtedy, gdy macie pewność, że wasza kobieta wie, że jest podrywana, a wam skończyła się humanitarna cierpliwość. Poza tym, od czego jest wasz kumpel, a jej najlepszy przyjaciel?
Niech on go ostrzeże, a ją uświadomi. Właśnie dlatego jest potrzebny po waszej stronie.
Koniec części dotyczącej związków

Na sam koniec poruszę jeszcze jedną kwestię. Różnice w przyjaźni męskiej i damskiej.
Wiecie, w czym tkwi sekret, niezatapialnej jak Maryla Rodowicz, męskiej przyjaźni? W prostocie. Jesteśmy jak dwie siekiery wiszące obok siebie. Nasza przyjaźń ma tylko jedną zasadę. Jedna strona nie rusza kobiety, którą druga strona kocha. Niezależnie od tego, czy to ex, obecna czy next. Cała reszta to pogłębiająca się sztama. Wspólne bijatyki, ratowanie się stówką na koniec miesiąca, pijackie rozmowy i cała reszta. Podczas gdy kobiety wiecznie się nie mogą dogadać, nam przychodzi to bez problemu. Bo nie gadamy zbyt wiele. Dlatego, chlejąc na smutno, milczymy. I tak wszystko wiemy. Taka sztama jest dla nas świętością. Nie przekonujemy się do żadnych decyzji. Pytani o radę wyrażamy ją i uzasadniamy. A potem akceptujemy wybór kumpla i nie wracamy do tematu. Wszelkie problematyczne kwestie rozwiązujemy na bieżąco. To proste. Każdy z nas ma swoje życie i dzięki temu wszelka męska przyjaźń jest zdrowa. Kobiety najchętniej by się ze sobą zszyły i przeżywały razem każde wydarzenie w życiu. Nie mówimy o sobie nawzajem niczego, czego nie powiedzielibyśmy sobie bezpośrednio. I nade wszystko - nasza przyjaźń jest bezpłatna. Nie obowiązuje tu przysługa za przysługę. To prawo zachodzi u nas naturalnie.
Wspierajcie się, gdy zachodzi taka potrzeba, pomagajcie sobie, kiedy ktoś potrzebuje pomocy, dawajcie dobre rady, zamiast truć w nieskończoność dupę, żyjcie swoim życiem, nie życiem symbiontów, którymi nie jesteście i przede wszystkim nie eksploatujcie przyjaźni, jakby to były opony w TIRze.
No i unikajcie siostry kumpla.


























22 komentarze:

  1. dobrze sie Ciebie czyta :) walisz prosto z mostu i bez owijania w bawełnę, a ten specyficzny humor to po prostu rewelacja :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Nie wiem jak można nie mieć przyjaciół. Serio." *intensywnie wywraca oczami*

    OdpowiedzUsuń
  3. Z ostatnim zdaniem się zgodzę, nawet w wersji odwrotnej - brat kumpeli. Po zerwaniu to jest masakra, przychodzić do kumpeli i widzieć ex siedzącego w kuchni. Nie próbujcie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oraz matki jego.
    Magia

    OdpowiedzUsuń
  5. Śmiechłam, ale to ponoć wina mojego stanu. ;-;
    Wszystko ładnie, pięknie, ale gdzie friend zone w drugą stronę -> dziewczyna zepchnięta przez faceta?
    A co do braku przyjaciół - zdarzają się braki. Kiedy odkryjesz, że większość ludzi, która Cię otacza nie dorównuje Ci inteligencją i nie potrafi zrozumieć Twego poczucia humoru.
    Tak zwany "BFF" Twojej kobiety jako sprzymierzeniec? To chyba jedyne słuszne rozwiązanie tego problemu ;)
    Generalnie rzecz ujmując - świetnie :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Kiedy odkryjesz, że większość ludzi, która Cię otacza nie dorównuje Ci inteligencją i nie potrafi zrozumieć Twego poczucia humoru." - Spoko, ale zawsze jest ta mniejszość, która jest w stanie Cię zrozumieć i docenić.
      Przynajmniej kiedy ja miałam wszystkich za debili, to i tak się zawsze ktoś znalazł. Może to tylko kwestia szczęścia.

      Usuń
  6. Skoro masz takich przyjaciół to chyba nie jesteś aż tak koszmarnym materiałem na kumpla jak myślisz. Pozazdrościć prawdziwych przyjaciół. I szczerze pogratulować. Przyjaciele to skarb cenniejszy niż cokolwiek innego na tym świecie. W temacie relacji między przyjaciółkami- właśnie dlatego wiele kobiet woli przyjaźnić się z mężczyznami. Kobiety są okropne. Fochy z byle powodu, "domyśl się" i weź człowieku wytrzymaj. Skąd to się bierze- nie wiem, ale nienawidzę. Nie siedzę w twojej głowie kobieto, ogarnij się... I nie jestem obrażonym na całą płeć piękną facetem, tylko dziewczyną, taką, mogłoby się wydawać, zwyczajną. Chciałabym być w takiej "męskiej" przyjaźni, przynajmniej wiedziałabym na czym stoję, a nie "dzisiaj cię kocham, a dzisiaj mam cię gdzieś". Moje "przyjaciółki" nie tylko nie przyjadą w środku nocy, ale jeszcze zbagatelizują problem i oleją. A później dzwoniły w rozpaczy- 'pomóż' 'wesprzyj' 'pociesz' 'masz notatki', a jak mi się świat na głowę walił to gdzie były...

    OdpowiedzUsuń
  7. Miejscami skomplikowane. Miejscami brzmi jak analiza jakiejś dziwnej choroby (szczególnie w połączeniu ze zdjeciem, ohyda). Ale ogólnie bardzo trafne. Nie zgodzę sie tylko z jednym: bardzo łatwo nie mieć przyjaciół. Wystarczy stać zawsze z boku, grać na telefonie i udawać, że cię nie ma. Ludzie nie przyjaźnią się z kimś, kogo nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakoś nigdy nie miałam problemu z niemaniem przyjaciół, to bardzo proste ich nie mieć-ba, im bardziej ich nie masz, tym bardziej ich nie masz. Natura uczyniła mnie nieśmiałym dziwakiem-domatorem, co sprawia, że ciężko zacząć mi z kimś rozmowę (pod tym względem jestem jak ten antysocial penguin z memów), w 19 przypadkach na 20 wychodzi na to, że jestem dziwna i osoba boi się ze mną rozmawiać po raz drugi, a w 1 na 20 zostajemy znajomymi, skąd do przyjaźni jeszcze daleko. Nie mam na tyle bliskich znajomych, by zapoznali mnie ze swoimi znajomymi, więc tkwię ciągle w tej samej grupie ludzi o których albo wiem, że nie nadają się na moich przyjaciół, albo widzę, że się nadają, ale mają wystarczająco dużo przyjaciół i trzymają mnie na dystans.Nie mieć przyjaciół da się i nie jest to tak skomplikowane jak może się wydawać, robię to przez pół życia.
    Po drugie, nie podoba mi się stwierdzenie, że kobiety wiecznie nie mogą się ze sobą dogadać. Jak się ze sobą nie dogadują, to widać coś jest z nimi nie tak. Przyjaciółki ,,mogą sobie o wszystkim powiedzieć i nie muszą sobie niczego mówić", o dziwo! nas nas też obowiązują podobne zasady, a jeśli wasza przyjaciółka ma problem ze zrozumieniem kwestii takich jak ,,nie mam ochoty widzieć się z tobą przez tydzień", to pora poznać normalne kobiety, a nie narzekać na kobiecą przyjaźń. Kiedy przyjaźń jest prawdziwa, jest piękna, niezależnie od tego czy jest kobieca, męska czy damsko-męska.
    Co do friendzone, to jako kobieta przyznam, że nie rozumiem, dlaczego mężczyźni tak wybrzydzają gdy oferuje się im coś tak wspaniałego jak nasza przyjaźń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do friendzone to jako kobieta znam wyjaśnienie. Friendzone sprawia ogromny ból emocjonalny. Osoba, którą kochasz mówi Ci, że nic z tego nie wyjdzie i oferuje przyjaźń. Części ciężko znieść taką myśl, a część z trudem daje radę się przystosować, bo pragnie szczęścia dla ukochanej(ukochanego). Taka przyjaźń chodź wspaniała jest bolesna. W tym tkwi cały dramat. Mam nadzieję, że wyjaśniłam, a wyjaśnienie to jest zgodne z prawdą ;)

      Usuń
    2. Już miałam się rozpisywać, ale wystarczy jak powiem, że zgadzam się z komentarzem Uryny (poza ostatnim zdaniem).
      BonaVonTurka, fakt, przyjaciół nie mieć jest bardzo łatwo, ale nie trzeba być od razu outsiderem. Ja np. jestem, widać mnie, rozmawiam z ludźmi, nawet ich rozbawiam, a jednak nie mogę powiedzieć, żebym przyjaciela miała. Jedna dziewczyna jest blisko, ale nazwać ją przyjaciółką się boję, bo wtedy zazwyczaj wszystko się sypało. Tylko mój narzeczony jest mi przyjacielem, ale to jednak inna sytuacja.

      Usuń
    3. Uryna:
      Chociażby dlatego, że przyjaciół to my mamy na cmentarzach. W sensie, Linda ma.
      A przyjacielem się nie zostaje, tylko staje. Wybrzydzamy, bo nie chcemy relacji przyjacielskiej. Analogicznie Ty byś wybrzydzała, gdyby Twój mąż chciał zrobić z Waszego małżeństwa relację..współistnienia i stukać wszystkie chętne samice.

      Usuń
  9. "(...) kim trzeba być, by nie mieć ich w ogóle?"
    Nawet osoby wyjątkowo nudne/głupie/wredne posiadają przyjaciół.
    Podobno nie zaliczam się do "wyjątków", a wszyscy(!) zwiewają z wrzaskiem,
    użyj mnie do testów w celu rozwiązania kwestii numer 1 ;)
    Resztę kwestii popieram wszelkimi kończynami,
    wydają się zależeć od wyboru, podejścia i są problemem, gdy...chce się problemu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytając fragment o związkach cholernie żałowałam, że mój były nie natrafił nigdy na cokolwiek w podobnym przekazie, bo zazdrosny był równo o każdego faceta, bez względu na to, czy to był mój najlepszy przyjaciel, czy koleś siedzący obok na wykładzie, bo też potrzebował gniazdka by podłączyć komputer. Ot, każdy samiec to wróg i kropka. A że kobiety w moim otoczeniu można policzyć na palcach jednej ręki, nawet wtedy, gdy połowę odgryzie jakiś niedźwiedź, to zdecydowanie utrudniało mi życie. Bez "Misiaczka" u boku nie mogłam ani pójść pograć na komputerze u najlepszego kumpla, wręcz brata, ani pójść do ziomeczków z roku na piwo i mecz, no nic się żywcem nie dało.
    Drogi Kucu, liczę, że dorobisz się kiedyś jakiegoś poradnika drukiem. Osobiście wtedy będę pukać od drzwi do drzwi, wytrwalej nawet niż Jehowi, byleby Twoje mądre słowa dotarły do jak największej grupy upartych osłów i innych tumanów. Nie wiem ile z tego, co opisujesz, stosujesz we własnym życiu, ale mądrze gadasz, jakbyś był w Krakowie, to chętnie bym Ci polała. Miodu jakiegoś najpewniej, cobym sama też się mogła napić, bo wódeczka psuje mi flaczki za bardzo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już bym tak Kuca nie gloryfikowała, bez przesady. W jego rozumowaniu są błędy, jak chociażby różnice w przyjaźni damskiej i męskiej. Przyjaźń to przyjaźń, relacja między dwiema kobietami, którą Kuc opisuje, w żadnej mierze nie zasługuje na miano przyjaźni.

      Usuń
    2. Ta "gloryfikacja"tyczyła się z mojej strony jedynie fragmentu o męskich przyjaciołach kobiety. Zgadzam się, że opisana przez Kuca "damska przyjaźń" nawet takowej nie powąchała, ten fragment akurat zdradza do pewnego stopnia stereotypowe myślenie, że takie przyjaciółeczki to razem na zakupy, obgadać jakieś ciasteczka, a przy pierwszej lepszej okazji do oczu sobie skoczą. Osobiście mam problem z nazwaniem jakiejkolwiek dziewczyny przyjaciółką, przejechałam się na takich nie raz, więc raczej zatrzymuję je na etapie bliskich koleżanek, za to faceci mojego zaufania nigdy nie zawiedli. Owszem, ciężko o prawdziwą przyjaźń damsko-męską, a dowiedzenie się, że ktoś, kogo traktuje się jak brata, jednak czuje się zamknięty we friendzonie jest rzeczą bolesną dla obu stron. Mimo tego mniej boję się otworzyć przed facetem i prędzej takowego nazwę bratem (bo na słowo "przyjaciel" wszyscy równo się oburzają, że zalatuje pedalstwem, swoją drogą nie rozumiem czemu. I przyjaciel-gej też mi się specjalnie nie sprawdził;) ) niż inną kobietę przyjaciółką. Jakakolwiek relacja z dziewczyną jest po prostu nawet dla mnie, mimo posiadania jajników, zbyt trudna do ogarnięcia.
      A wracając do mojego zachwytu nad myśleniem Kuca, to we fragmencie o związkach nie widzę dziur w rozumowaniu. Co więcej, sama swojemu ex ciągle powtarzałam "Poznaj gościa, a zobaczysz, że kompletnie nie masz czego się obawiać". Bo jednak jeśli dochodzi do sytuacji, w której ktoś mnie ochrzania za to, że siedzę u gościa, którego znam od piaskownicy i gramy razem na kompie (przesiadujemy u niego, bo mój kombajn nawet produkcjom sprzed 10 lat nie jest w stanie podołać) i zasiedzieliśmy się tak aż do godziny 20, więc co ja sobie wyobrażam i na pewno go zdradzam, po prostu sprawia to ogromną przykrość. Już kij z brakiem zaufania wobec mojego kumpla, ale bolesnym było ciągłe osądzanie, że ja jestem do zdrady zdolna. Dodatkowo, jeśli facet wymagał ode mnie całkowitego zerwania kontaktu z kimś, z kim trzymam się praktycznie całe życie, bo jemu się nie podobało, że w ogóle rozmawiam z innymi mężczyznami, to coś tu było zdecydowanie nie halo.
      Dlatego uważam, że ta akurat część tekstu Kuca powinna być wręcz lekturą obowiązkową dla mężczyzn w związkach (o chłopaczkach, myślących, że są już mężczyznami wspominać chyba nie muszę) z bardzo prostej przyczyny - dzięki temu wiele par mogłoby uniknąć niepotrzebnego bólu wynikającego z bezsensownej zazdrości. Część o odsunięciu w czasie obicia mordy również brzmi na bardzo przydatną. No i - żeby nie było, że trzymam jedynie stronę nosicielek piersi i jajników - adekwatny poradnik dla kobiet również by się przydał. Z miłą chęcią poczytałabym, co też Kuc może mieć do powiedzenia o drugiej stronie międzypłciowej przyjaźni i sposobach na zażegnywanie konfliktów na tej płaszczyźnie.

      Usuń
    3. W porządku, ale wyrażenie nadziei na wydanie papierowego Kucowego poradnika brzmi dla mnie dosyć ogólnie. :) Dlatego też poczułam się w obowiązku przyhamować nieco entuzjazm.
      Swoją drogą, ludzie i internety nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać. Myśl, że ktoś mółby na moje trzy napisane od niechcenia linijki wysmażyć taki wall of text, nawet przez ułamek sekundy nie pojawiła się w mojej głowie. Niesamowite.

      Widzisz, teraz Ty wykazujesz pewne cechy stereotypowego myślenia, tak typowego dla wielu kobiet - zrażona doświadczeniami, negujesz możliwość istnienia pięknej, kobiecej przyjaźni. Wbrew pozorom, ona istnieje. Bo przyjaźń to jest taka fajna relacja, w której płeć tak naprawdę nie ma znaczenia; każda prawdziwa - podreślam, prawdziwa - przyjaźń jest czymś pięknym i bezcennym, niezależnie od płci zainteresowanych.

      Usuń
    4. Przyjaźń owszem, jest cudowną relacją, jednak żeby móc w pełni mówić o niej, musi upłynąć trochę czasu, minąć jakby swego rodzaju próba, żeby nie doszło do dopuszczenia w swoje najbliższe grono zbyt przypadkowych osób. W swoim otoczeniu mam również kilka cudownych kobiet, nie tylko samych facetów, jednak jeszcze nie jestem w stanie nazwać ich przyjaciółkami, bo mimo wszystko znamy się zbyt krótko. Chyba nawet o czymś podobnym było wspomniane w tekście. Ale częściowo mnie rozgryzłaś, ta zwłoka w nadaniu komuś tego miana nie wynika z wrodzonej ostrożności, a raczej ma coś wspólnego z doświadczeniami, tak jak napisałaś.
      Właśnie żeby uniknąć jeszcze bardziej przytłaczającego wall'a nie chciałam się rozwodzić wcześniej nad tym, skoro tekst w głównej mierze dotyczył przyjaźni pomiędzy obiema płciami. W sumie nie przeczytałam sobie przed wciśnięciem entera, więc nawet nie zwróciłam uwagi, że brzmi to nie do końca tak, jak bym tego chciała;p ups

      Usuń
  11. Jak być silnym w życiu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było.
      http://kucfilolog.blogspot.com/2014/01/10-sposobow-na-stanie-sie-nieszczesliwym.html

      Usuń
  12. Rodzaje no-lifów?

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie rozumiem czemu, jak internet długi i szeroki, friend-zone zawsze tyczy się tylko umieszczonych w niej facetów. W drugą stronę działa to tak samo i jest równie smutno :P Poza tym, męska przyjaźń jest zawsze tak idealizowana w ustach facetów, że rozumieją się bez słów, że starczy wódka, jedno spojrzenie i wszystko jasne, można już grać mecz w fife i wspierać kumpla w problemie, albo po prostu grać w fife. To po prostu taki rodzaj przyjaźni, że nie trzeba nic mówić, niezależnie od płci. Są faceci, którzy są strasznymi paplami i kobiety, które nie używają słów na darmo. Oczywiście, w drugą stronę zdarza się to na pewno częściej, ale to trochę tak brzmi, jak "faceci nie potrafią gotować, a laski nie umieją naprawić kontaktu".

    OdpowiedzUsuń