sobota, 1 marca 2014

I którzy są tam zawsze.

Spędziłem w knajpach ładny kawałek życia. Bywałem regularnie zarówno w eleganckich lokalach, jak i rockowych czy też artystycznych melinach. Czasem wychodziłem z nich prosto, czasem wytaczałem się w środku nocy, a i zdarzało się budzić na jakimś stole, bo impreza przybrała wymiar ekskluzywny - dla stałych gości. Doświadczenie to nauczyło mnie, że ludzie w barach tworzą swoisty ekosystem. Pewne osobniki występują tylko w określonej klasie lokali, innych można spotkać właściwie wszędzie. Przedstawiam więc niniejszym dziesięć typów ludzi w knajpach, których wybitnie nie cierpię. A. Jeszcze jedno. Zrobimy to w starym, dobrym stylu - bez żadnych grafik.  


1. Barmani z dupy

Barman to najważniejszy element knajpy. Jej duch. Nie tylko wybiera muzykę i służy radą odnośnie alkoholu. Barman tworzy klimat. To praca równie fizyczna, co umysłowa. Dłuższe i krótsze pogawędki z klientami podczas nalewania piwa, pamiętanie z imienia większości bywalców. Nie ma niczego gorszego od słabego barmana. Automat podający w milczeniu piwo z miną, jakby musiał to robić w ramach prac społecznych. Opcjonalnie Władca Nalewaków manifestujący swoją potęgę zachowaniem, które budzi współczucie wśród klientów, bo interpretują je jako biedak, znowu mu dziewczyna nie dała. Taki barman zwyczajnie szpeci lokal.

2. Obszczymury

Każdy, kto chociaż raz w życiu był w knajpie, zna to doznanie. Po trzecim czy czwartym piwie mityczna pieczęć pęka i trzeba się udać do łazienki. Człowiek rozbawiony otwiera drzwi, zapala światło i głupieje. To, co można zobaczyć w kiblu, przerasta wszystko, od wyobraźni po zdolność pojmowania. Jestem wyrozumiałym człowiekiem. Rozumiem, że można niedokładnie wycelować. Nie ma w tym nic dziwnego, bo niektórzy do punktu przelewów wchodzą z pomocą dwóch ścian jednocześnie. Nie potrafię jednak pojąć tego, jak można naszczać na podłogę, ściany i wszystko wokół siebie? Co ci ludzie robią w tym kiblu? Każdemu krokowi przy muszli towarzyszy dźwięk, jakby się wskoczyło w kałużę albo ugniatało kapustę, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto zrobi dywan z papieru toaletowego. Nie mówiąc już o lepszych dokonaniach i instalacjach artystycznych, które widziałem, bo są zbyt hardcorowe, nawet jak na standardy tego bloga.


3. Okupanci

Wchodzicie wieczorem do knajpy. Wszystkie stoliki zajęte. Przy jednym siedzą trzy osoby. Z jednym piwem. Istnieje więc nadzieja, że czekają, aż ich towarzysz dopije i zwolnią miejsce. Nic z tego. Oni to piwo ciągną we troje już drugą godzinę. Ja rozumiem, że można nie mieć forsy. Jak byłem w liceum, sam się zastanawiałem, kim są bogacze, których stać na upijanie się w barze. Jednak ani ja, ani moi znajomi nigdy nie robiliśmy okupacji przy jednym piwie. Okupanci występują zresztą w dwóch odmianach. Czasem przychodzi do baru dwóch chłopaczków. Zamawiają po piwie i już po minach widać, że najchętniej wzięliby jeszcze karton soku i zagrychę. Rozkładają jakąś grę planszową o powierzchni stołu konferencyjnego i męczą te nieszczęsne browary pół wieczoru jak zło konieczne. Szczęśliwie, obydwie grupy są szybko usuwane przez obsługę. 


4. Pisuarowi przytulacze

Wróćmy na chwilę do tematyki przelewów. Wiecie, jaka jest jedna z niepisanych, męskich reguł, która po prostu istnieje w świadomości? Przynajmniej jeden pisuar odstępu. Niestety, natura nie jest doskonała i czasem wypluje na świat kogoś, kto tej zasady nie zna. Nie ma nic bardziej irytującego niż facet składający przelew obok Ciebie, kiedy cztery inne stanowiska są wolne. 

5. Ludzie-meble

Będę tu nieco samokrytyczny, bo sam do mebli się zaliczam, jednak potrzebowałem czegoś dla równej dziesiątki. Ludzie-meble to najwyższa forma stałego bywalca. Zaliczają się do wystroju knajpy. Wyrastają przed drzwiami lokalu minutę przed otwarciem i ledwo z niego wychodzą tuż po zamknięciu. Codziennie. Przebywają w grupach okupujących ten sam stolik albo otaczają bar szczelnym kordonem. I spróbujcie coś zamówić, kiedy cały blat pokryty jest łokciami ludzi-mebli. W dodatku ich poczucie humoru jest kompletnie niezrozumiałe dla normalnych śmiertelników. Opiera się na jakimś chaotycznym zbiorze anegdot, sucharów i dowcipów sytuacyjnych, które nawet nie mają sensu, a jedynie chwilowy punkt założenia. Wariant najgorszy dla normalnych śmiertelników, to grupa ludzi-mebli składająca się wyłącznie z samców połączona z barmanem płci męskiej. Spróbujcie wtedy zamówić piwo, wysłuchując coraz bardziej absurdalnych ripost odnośnie tego, kto kogo brał od tyłu i kto się przy tym krztusił. 

6. Degustatorzy 


Piątek, wieczór. Przy barze kolejka zdążyła się zwinąć w tasiemca. Ręce barmana rozmywają się w oczach od prędkości, z jaką inkasuje należności i podaje piwo. Nagle przychodzi kolej na degustatora. Ten pręży się w lakierkach, poprawia uwierające rurki i zaczyna się przedstawienie:
- Czy jest może jakiś dobry stout?
Barman wymienia kilka, czasem kilkanaście rodzajów tegoż piwa, jakie są na stanie.
- Mhm... a jakiś porter? Tylko nie bardzo mocny.
Barman znów rozpoczyna wyliczankę. Połowa kolejki rozważa, na cholerę facetowi porter, skoro nie lubi mocnego piwa.
- Uhm...a cydr jakiś się znajdzie?
Barman zaczyna lekko dygotać, ale nie przestaje być profesjonalistą. Kolejka za to przestaje, ktoś chce przynieść smołę, ktoś inny po prostu poszukać mocnej gałęzi.
- A jakieś dobre miodowe piwko może się znajdzie?
Barman wydaje się spokojny. Wyciąga z lodówki butelkę, pokazuje klientowi. Sądząc jednak po sposobie, w jaki ją trzyma, albo za chwilę zrobi tulipana i będzie flaki pruć, albo zmiażdży szkło w dłoni. Kolejka milczy, ale z jej końca słychać wrzask obdzieranych z piór gęsi.
- Umm.. to ja poproszę herbatkę. 
Reszty domyślcie się sami. Szczęśliwie na ogół herbatę udaje się wybrać szybciej i nie byłem jeszcze świadkiem linczu. 


 7. Mendy

Menda jest czymś w rodzaju upośledzonego człowieka-mebla. Jego faktycznie złą wersją. Podobnie jak swój oryginał, pojawia się przed otwarciem i siedzi do oporu. W przeciwieństwie jednak do protoplasty nie zajmuje wyłącznie powierzchni baru łokciem i nie sypie bezsensownymi dowcipami. Menda zwyczajnie - nie da się tu uniknąć wulgaryzmu - wkurwia ludzi. Wszystkich. Zacznijmy od tego, że menda szuka wiecznie sposobu, by napić się na krzywy ryj. Można być pewnym, że zostanie przyjacielem absolutnie każdego, kto ma właśnie urodziny i postawił flaszkę. Jeśli taki fart się nie przytrafia, menda zwyczajnie krąży wokół ludzi, szukając kogoś, kto postawi browar czy wymieni go za długopis albo kawałek obrzydliwego sernika. Jeśli zamówisz w knajpie żarcie, możesz być pewnym, że wsadzi w nie łapę, nawet jeśli jesz zupę. Jeśli wyjdziesz, by zapalić papierosa z całą pewnością wybiegnie za Tobą. Zgadnij dlaczego. A jeśli siedzisz z dziewczyną albo z lata nie widzianym znajomym, menda z pewnością się dosiądzie. 

8. Piknikowcy

Dość rzadkie zjawisko, aczkolwiek na tyle regularne, by zamieścić je na liście. Wchodzicie do knajpy, zamawiacie piwo, siadacie. Nieopodal was siada piknikowiec. I zaczyna się dramat.
Piknikowcy przychodzą do knajpy, by przetrącić drugie śniadanie. Wszyscy bez wyjątku kochają kotlety mielone i jajka na twardo. Nie mija nawet kwadrans, a człowiek ma wrażenie, że jest na wycieczce szkolnej w podstawówce, albo w pociągu jadącym do Zgierza. Oczywiście, nie kończy się na jednej szybko pochłoniętej kanapce. Piknikowiec potrafi wepchnąć w siebie bochen chleba przeplatany takimi aromatycznymi rewelacjami. Rośnie tylko sterta kulek z folii aluminiowej. Kompletnie nie rozumiem tego, jak można w ogóle wpaść na pomysł wpieprzania kanapek z kotletami z psa w pubie. W jakimkolwiek lokalu.

9. Rozdarte kury

Najczęściej są to kobiety. Głównie w grupach. Człowiek siedzi, rozmawia ze znajomymi i co chwila słyszy...eksplozję. Nawet nie wiem, jak to nazwać. Następuje wybuch, a później coś, co brzmi jak śmiech Jokera połączony z gdakaniem kury. I piłą spalinową. Wtedy nawet nie muszę się odwracać. Ja wiem, że za mną siedzi jakiś bazyl, który w tym momencie macha łbem, próbując się uspokoić. Mija kilka sekund i kolejnych wybuch, bo z reguły kurę do tego stanu doprowadzi absolutnie każdy suchar. Można powiedzieć głośno gówno, a ona i tak nagle zacznie wyć. Sytuacja staje się ekstremalna, gdy zbiorą się trzy takie przy jednym stoliku. Jedna zaraża śmiechem drugą albo zaczynają rechotać wszystkie trzy. Na różne tonacje, ale w tym samym stylu. W takich momentach przestaje mnie dziwić, że w krajach islamskich kobieta nie może wejść do lokalu bez męża. Oni zwyczajnie zapewnili sobie spokój i ciszę - przy mężu i tak nie będzie kurzego jodłowania, bo żadna nie chce mieć obciętego nosa. 

10. Zagraniczni turyści.

Być może w tym momencie kogoś zdziwię, ale nie trawię w knajpach zagranicznych turystów. Niektórych.
Nie mam nic przeciwko temu, by ludzie z innych krajów bawili się w polskich knajpach. Ba, nie mam nic przeciwko temu, by się upili. Do dziś wspaniale wspominam całonocną balangę ze Szkotami. Trudno znaleźć lepszych kompanów do zabawy. Nie trawię jedynie wszelkich buraków z importu, których największe ilości zjeżdżają do Polski na własną rękę czy w ramach wszelkich programów wymiany. Schodzą się w knajpie i zaczynają pić. Cały ich problem leży w tym, że nie mają wprawy, a najbardziej nęci stara, dobra Wyborowa. Dużo czasu nie trzeba, by zaczął się cyrk. Prym w tej dziedzinie wiodą, w moim prywatnym rankingu, Rumuni i Włosi. Chłopcy potrafią się urżnąć w kilka kielichów i już po chwili w całej knajpie słychać co 10 sekund mamma mia. Jeszcze po jednym na odwagę i zaczynają podryw. Głównie polegający na ciągnięciu bezsensownych monologów przerywanych wspomnianym mamma mia i próbami macania, bo może w końcu się uda. W najlepszym wypadku po godzinie czy dwóch wychodzi banda zarzygańców, którzy znów wzywają mamusię. W najgorszym, aczkolwiek niezmiennie najzabawniejszym, import próbuje swoich technik uwodzenia na złej kobiecie. I kończy jeszcze gorzej.

Na zakończenie, jeszcze słowo o barmanach.
Doceńcie swojego barmana. To naprawdę ciężka robota. Zmiany po 10 i 12 godzin, czasem jedna po drugiej. Cały dzień stania i nalewania piwa, noszenia beczek, szkła, biegania z mopem tam i z powrotem. Udawanie sympatii wobec każdego, znoszenie anegdot narąbanych klientów. Nie mówiąc już o sprzątaniu po zamknięciu. A wszystko to za śmieszną stawkę pięciu czy siedmiu złotych. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz