niedziela, 21 września 2014




Nie martw się, nikt nie robi tego dobrze.

Pierwsze związki były inne, prawda? Nie robiliście błędów, bo nie wiedzieliście co jest błędem, a co częścią bycia razem. Okrążaliście tysiące razy ten sam park podczas randek, chowaliście się z najtańszym piwem w bramach, a w końcu dałaś mu gdzieś na kocu, na imprezie czy na swoim za małym łóżku, gdzie mógł podziwiać stare plakaty z Metallicą. I nawet jeśli zimą odmrażałaś sobie dupę na ławce, gdy ciągle wsadzał dłoń między Twoje uda albo nawalony w sylwestra obrzygał Ci obydwa kolana, to było nieistotne, bo przecież kocha, kocha, kocha! I Ty kochałaś. A gdy się rozstawaliście? To było wydarzenie. Żadnych poważnych rozmów i eleganckiego końca. Łzy, gniew, piwo z Biedronki i kruki nad pobojowiskiem. 

Przyszła jako-taka dojrzałość. Szczytem finansowych potrzeb przestały być cztery piwa w najpodlejszej knajpie do jakiej da się dotrzeć bez kasowania biletu. Dostaliście świadectwa po każdej klasie. Odsiedzieliście swoje na obowiązkowych godzinach wychowawczych, wiedzy o społeczeństwie, wiedzy o kulturze, etyce. W międzyczasie nabijaliście na rachunek kolejne związki. Wszystkie zdechły prędzej czy później. Nie wiadomo dlaczego.

Jeśli związek oparty był o to, że ona miała wbudowany ilustrowany katalog perwersji i dewiacji, a między jej udami dało się odgrzać trzydaniowy obiad, to związek i tak był skazany na porażkę. Podobnie jeśli pociągało Cię to, że leczyła Twoją chorobę sierocą poprzez regularne przytulanie i zapewnianie o miłości. Albo potrafiła pić do rana, beknąć głośniej od Ciebie i była zwyczajnie niezła. Albo bogata, co dawało mgliste nadzieje na lepszy apartament niż karton po lodówce. Dzieci wyjmują teraz długopisy i zapisują: Nie da się funkcjonować w związku opartym o określoną zaletę. Nie bez armii kochanek, środków uspokajających i zniżki w najbliższej knajpie.

Dostałem kiedyś maila. Napisała do mnie niewiasta z problemem. Jej facet nie był taki zły, niestety zawsze jak się zalał wszczynał idiotyczne awantury nie stroniąc od inwektyw. A zalewał się regularnie, zwłaszcza gdy wychodzili gdzieś razem. Pomogłem jej najlepiej jak mogłem i dziś jest szczęśliwą singielką. Byli ze sobą ze cztery lata. Doradziłbym to samo, gdyby nie pił i codziennie przynosił jej bukiet podprowadzony z cmentarza. Albo gdyby byli razem dziewięć lat. Doradzam to każdej osobie, która dochodzi do martwego punktu i jedyne co ją trzyma w związku to ilość nabitych rocznic. Stąd bierzemy drugą naukę: Czas spędzony razem nigdy nie jest powodem przez który nie warto się rozstać. Szczególnie, gdy w gruncie rzeczy związek Cię męczy, miłość zdechła dwie dekady wcześniej i zostało przyzwyczajenie. Świat po rozstaniu będzie taki sam. Tylko mniej duszny.

Trzecia lekcja jest bardzo krótka. Nikt nie lubi kontroli na każdym kroku. Nikt nie zniesie spędzania ze sobą 100% czasu, to niemożliwe. Związek nie polega na zrośnięciu się w jeden organizm. Jeśli to odczuwasz - poinformuj o tym obiekt uczuć. Jeśli tak robisz - przestań. Jeśli obydwie rady nie pomogły - wróć do lekcji drugiej. Istnieje różnica między pytaniem z ciekawości Co robiłeś w weekend? a odgrywaniem przesłuchania w siedzibie gestapo. Nigdy nie okiełznasz do końca drugiej osoby, a nawet gdyby Ci się udało, automatycznie przestaniesz kochać, co jest słuszne. Nie próbuj. Zapiszcie więc dzieci: Daj żyć. Inwencja w oszustwach zawsze jest większa niż inwencja w odkrywaniu ich. Jeśli masz zostać oszukany, zdradzona, skrzywdzeni albo o czymś nie wiedzieć - i tak się nie dowiesz.

Czas na czwartą lekcję. Najważniejszą. Problemy i niedomówienia to stały punkt programu, jak Krzysztof Krawczyk w Sylwestra. Muszą się pojawić. Panaceum na tę przypadłość stanowią kłótnie, listy do Bravo i zwyczajne rozmowy. Trudno zliczyć ile związków poszło do piachu, bo dwie dorosłe osoby nie potrafiły rozmawiać. Tak, darcie na siebie pysków również jest formą rozmowy. Jeśli będziesz odpuszczać sobie psucie sielanki, gniew nie zniknie. Przeciwnie; dojdziesz do etapu, gdzie zostaje wyłącznie użycie mądrości  lekcji drugiej. Pamiętaj tylko, że powód do kłótni jest jak prezerwatywa - jednorazowy. Nie używaj go dwa razy. Nie zostawisz wtedy wyboru tej drugiej osobie i to ona będzie musiała Cię spuścić po drucie do Betlejem. Zapiszcie i podkreślcie szlaczkiem: Kłótnie są jak Motorhead: dobre, głośne i ożywcze. 

PS
Ponawiam apel: Nie próbujcie zmieniać partnera. A zwłaszcza odzwyczajać go od ulubionych nałogów. Szybciej odwyknie od was. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz