piątek, 23 maja 2014



Pozostając w temacie audiowizualnych uciech.
Każdy z nas lubi sobie strzelić film. Nie zawsze wiemy jednak, jaki. Wtedy pozostaje żmudne przeszukiwanie portali i dręczenie wszystkich znajomych, których posądzamy o posiadanie jakiegokolwiek gustu. Dlatego prezentuję poręczną listę filmów, które nie mam pojęcia co.
Skąd ten tytuł? Stąd, że jedyne, co je łączy, to moja pamięć. Każda z pozycji na swój sposób przypadła mi do gustu i zaspokoiła głód kina. Jeśli nie wiesz, co obejrzeć ani nawet na co masz ochotę, być może znajdziesz to tutaj. Zwłaszcza, że unikałem tych najbardziej znanych filmów. Kolejność losowa.

1. Gran Torino

Film, na który natknąłem się poniekąd przypadkiem. Reżyserem i odtwórcą głównej roli jest Clint Eastwood, który, o ile pamięć mnie nie myli, tym filmem pożegnał się z aktorstwem. Bohater filmu, Walt Kowalski, to zgorzkniały weteran wojny w Korei, rasista żyjący we własnym poukładanym i opornym wobec zmian świecie. Świecie, który nawiedzają nowi sąsiedzi - imigranci z Azji. Dość szybko Walt przyłapuje jednego z nich na próbie kradzieży tytułowego Gran Torino, co rozpoczyna ich znajomość.
Gran Torino zaliczam do filmów, które człowiek ma obowiązek obejrzeć. Scenariusz i reżyseria powinny być w programie nauczania każdej filmówki. Najważniejsza w tym filmie jest jednak gra aktorska Eastwooda. Brakuje mi słów, by ją opisać. Dlatego sami spójrzcie tutu i jeszcze tu. Ten człowiek, swoją drogą, to prawdziwy ojciec wszelkiego overly manly na świecie.

2. RocknRolla

O wiele lżejszy film od poprzednika. Reżyserią przypomina nieco Pulp Fiction. Opowiada, a właściwie pokazuje, historię grupy złodziejaszków, znudzonej księgowej, króla budowlanych przekrętów, jego przybranego syna - ćpającej gwiazdy rocka i masy innych postaci. A wszystko to sprzężone ze sobą w jednej, spójnej fabule. Ten film sprawia, że chce się do niego wracać. Oglądać wyłącznie z napisami - aktorzy mają rewelacyjne i zróżnicowane akcenty, które świetnie podkreślają charakter ich postaci. Zresztą sami zobaczcie trailer.

3. Valhalla Rising

Tym razem propozycja wyłącznie dla ambitnych. To nie jest kino rozrywkowe ani film, który ogląda się z nudów. Prawdę powiedziawszy, to chyba najtrudniejsze w interpretacji dzieło kinematografii, jakie widziałem, i swoiste wyzwanie dla intelektu. Znam może ze trzy osoby, które potrafią cokolwiek powiedzieć o Valhalla Rising. Znam za to masę osób, które nie dały rady go ukończyć. Mógłbym silić się na opisywanie fabuły, jednak tej właściwie nie ma. Nie w klasycznym rozumieniu tego słowa. Oniryczna konstrukcja i fakt, że reżyser przedstawia historię bez żadnych wprowadzeń albo podpowiedzi sprawia, że Valhalla Rising staje się kompletnym dziełem tylko w umyśle odbiorcy, który łączy film ze swoimi odczuciami.

4. Święci z Bostonu

Ten film wprawdzie większość z Was zna na pewno, ale nie mogłem sobie odmówić przyjemności dodania go do listy. Gwoli ścisłości dodam, że chociaż mowa tu o pierwszej części, to stanowczo polecam również sequel. Święci z Bostonu to opowieść o dwóch braciach, Irlandczykach, którzy w obronie ulubionego baru narażają się kilku gangsterom, a w konsekwencji - z powodu snu, jaki ich nawiedza - pacyfikują całą mafię. Film można śmiało nazwać komedią sensacyjną, jakkolwiek daleko mu do czerstwych i nieśmiesznych szmir, które na ogół mają taką metkę. Zwyczajnie, bez większego rozpisywania się o scenariuszu czy grze aktorskiej, polecam zainteresowaniu. W trakcie seansu wszyscy oglądający są Irlandczykami.

5. Włóczęga ze strzelbą

Kolejny twór, na który natknąłem się kiedyś przypadkiem. Lekko surrealistyczne, wybitnie brutalne kino. Gdybym miał podsumować Włóczęgę ze strzelbą jednym zdaniem, powiedziałbym „Film Tarantino z efektami Martwicy mózgu”. I właśnie to w nim urzeka. Nie ma zbytniego sensu, za to posiada całkiem dużą dawkę klimatu. Możecie się łatwo przekonać tutaj i tutaj. Opowiada o bezdomnym, który mając dość bezprawia, kupuje strzelbę i zaczyna naprawiać świat. Uwaga: Mimo wszystko to nie jest film pokroju Morderczej opony czy wspomnianej Martwicy mózgu. Bliżej mu klimatem do czegoś w rodzaju Death Proof

6. Dobry, zły i brzydki

Dawno, dawno temu westerny były otoczone prawdziwym kultem. Z niecierpliwością czekano na każdą nową produkcję. Dziś gatunek ten jest już zapomniany (choć nie do końca) i miłośnikom filmów o samotnych jeźdźcach pozostał jedynie zbiór klasyków. Dobry, zły i brzydki to chyba największy z nich, wręcz ikona wszystkich westernów. Kolejna świetna rola Clinta Eastwooda na tej liście. Niezależnie od Twojego stosunku do westernów, polecam dać mu szansę.

7. Hell Ride

Jeden z najmniej znanych filmów, których dotknął (jako producent wykonawczy) Quentin Tarantino. Opowiada o wojnie pomiędzy dwoma klubami motocyklowymi: The Victors i The 666ers. To idealne dzieło na bezsenną noc, kiedy chcesz czymś zająć umysł, a jednocześnie nie masz ochoty myśleć. Trudno stwierdzić, czy film jest słaby, czy też tak bardzo utrzymany w stylu Tarantino. Dość rzec, że brak tu zupełnie klimatu MC w rodzaju Sons of Anarchy i dostajemy po prostu kilka charakterystycznych postaci, sporo mordobicia, alkoholu, kobiet i zupełnie absurdalną fabułę. Niemniej, z jakiegoś powodu zapadł mi w pamięć, więc polecam.

8. Czas Apokalipsy

Klasyk. Dzieło kultowe. Nie znać Czasu Apokalipsy to jak nie znać Hamleta. Wbrew pozorom nie jest to film o wojnie w Wietnamie. To dość ciężkie psychologiczne kino, adaptacja Jądra ciemności Conrada. Czas apokalipsy jest filmem o ludzkim umyśle, o ciemnych stronach naszej natury. Wojna stanowi jedynie ilustrację opowieści, a nie jej sens. Bohaterem jest kapitan Willard, który otrzymuje misję odnalezienia i zlikwidowania pułkownika Kurtza (w tej roli niezastąpiony Marlon Brando) - szaleńca, który zaszył się w dżungli. Właśnie ta podróż (i finalne spotkanie z Kurtzem) stanowi główną oś opowieści. Początkowy teatr działań wojennych zamienia się w coraz bardziej dzikie tereny, budzące niepokój zarówno w Willardzie jak i towarzyszących mu żołnierzach, którzy jednocześnie stanowią zamknięty model ówczesnej armii, jak i pokazują wpływ tych samych warunków na różne typy osobowości. Nie chcę snuć zbyt wielkich dywagacji nad głębią filmu, więc dodam jedynie, że to z Czasu apokalipsy pochodzi jeden z najbardziej kultowych cytatów w historii kina: I love the smell of napalm in the morning. Podobnie jak jeden z moich ukochanych momentów filmowych w ogóle, ukazująca prawdziwy geniusz Coppoli i jego talent do tworzenia nieśmiertelnych motywów: Cwał Walkirii. Ta scena chyba nigdy nie przestanie mnie chwytać za serce. 

9. Full Metal Jacket

Skoro już jesteśmy w Wietnamie, nie możemy zapomnieć o Full Metal Jacket. Podzielona na dwie części historia szeregowego Jokera jest nie tylko jednym z najlepszych filmów w dorobku Kubricka, ale i częścią kanonu filmów wojennych. Pierwsza połowa filmu opowiada o losach rekrutów w obozie szkoleniowym, gdzie sierżant Hartman dokonuje cudów, by zmienić przyszłych żołnierzy w maszyny do zabijania, co zresztą kończy się dość tragicznie. Właściwie „pranie mózgu” jest lepszym określeniem niż „cuda”. Mimo tego część poświęconą szkoleniu trudno obejrzeć z kamienną twarzą, zwłaszcza jeśli ktoś ma słabość do wojskowego humoru. Akcja drugiej połowy przenosi żołnierzy do Wietnamu, gdzie ukazany jest cały dramat wojny. Możecie się sami przekonać. 

10. Still Crazy

O tym filmie nie napiszę ani słowa. Nie wiem zresztą, co mógłbym napisać. Widziałem go lata temu, ledwo udało mi się ustalić tytuł. Pamiętam jedynie, że był wyjątkowo dobry i planuję go w końcu gdzieś dorwać.

0 komentarze:

Prześlij komentarz