poniedziałek, 7 lipca 2014


Nadchodzi Woodstock. Kolejne pokolenie nastolatków prosi matki o pozwolenie na wyjazd, żeby uprawiać seks ze wszystkimi i naćpać się jak bombowce. Starsze towarzystwo przypomina sobie, że w gruncie rzeczy zawsze chcieli pojechać. Wszyscy zgodnie przekopują zasoby internetu w poszukiwaniu odpowiedzi na jedno kluczowe dla nich pytanie.
Jak jest na tym całym Woodstocku?
Odpowiedzi próbują udzielić wszyscy. Niektórzy modlą się o to, by wyrosły im na kilka dni dodatkowe ręce - mogliby pisać więcej i szybciej o sektach i nierządzie. Przeciwna strona barykady zajeżdża kolejne klawiatury, mnożąc elaboraty o miłości i przyjaźni panującej na terenie festiwalu. W tysiącach knajp i knajpek słychać cwaniackie opowieści starszaków o tym, ile wypili i jak dziki seks zaliczyli. Szarańcza złożona z matołów obydwu stronnictw nerwowo śledzi Onet w oczekiwaniu na artykuł, pod którym będzie można płodzić debilne komentarze. Chwilami trudno zrozumieć, czy coś jest mitem, czy próbą obalenia mitu. 
Jestem Kucyk. Zaliczyłem sześć Przystanków Woodstock. Niczym M.M. Kolonko powiem, jak jest.


Mit 1: Na Woodstocku są narkotyki - PRAWDA 
Przez te sześć lat na Przystanku Woodstock widziałem naprawdę sporo zielska. Jeśli jednak sądzisz, że po terenie festiwalu biegają zakapturzeni bandyci i wstrzykują ludziom siłą całe krzaki, to znak, że jesteś kretynem i powinieneś przestać współpracować z katechetką. W tłumie kilkuset tysięcy ludzi zawsze znajdzie się trawa, nawet jeśli będzie to wycieczka sierot z Pacanowa. Nikt nią nie handluje w płaszczu z podniesionym kołnierzem. Niektórzy przywożą sobie zielsko, inni dziewczynę. Jedno i drugie jest na własny użytek. Przy czym trawkę ma naprawdę niewiele - w skali całego festiwalu - osób.

Mit 2: Na Woodstocku jest błoto - PRAWDA
Na Woodstocku jest błoto. Odkąd sięgam pamięcią, zawsze w tym samym miejscu. Niektórzy chodzą się w nim taplać. Dobrowolnie, za nikim nie stoi Jerzy Owsiak z MP 40 w rękach i rozkazem Spring! na ustach. Sam raz byłem z ciekawości, ale zmarzłem i mi się znudziło. W dodatku facet przede mną dostał w czoło prezerwatywą z błotem.  Niemniej błoto jest. Czasem wbiega w nie gruba kobieta, zapadnie się, zassie i trzeba wzywać holownik.

Mit 3: Na Woodstocku łatwo o stosunek - PRAWDA
Na Woodstocku nietrudno o partnera czy partnerkę. Z jednego prostego powodu. Tam jest pół miliona ludzi. Poziom trudności jest ten sam, co w pierwszej lepszej knajpie. Tyle że możliwości większe. Historie o panienkach dających za bułkę z serem i pojarę ze skręconego papierosa można sobie wsadzić. Wierzą w nie tylko nastoletni rycerze metalu, którzy potem chodzą jak osowiałe lemury po wiosce piwnej. Oczywiście mijałem już w karierze spacerujące nago dziewczęta, które patrzyły tęsknie na wszystko z zarostem, jednak - choć lubię pozbawione pruderii samice - traktuję je jako ciekawostki przyrodnicze. 

Mit 4: Na Woodstocku propagują wyznania - PRAWDA
Po terenie festiwalu krąży sporo zakonników i księży. Niektórzy są ponoć całkiem zabawni. Ja trafiałem jedynie na takich, którzy w ramach odpowiedzi na pytanie proponowali mi modlitwę o oświecenie albo zaczynali monolog o potępieniu. Jest jeszcze Hare Kriszna. Jeżdżą takim śmiesznym wozem, śpiewają od sześciu lat ten sam szlagier i czasem dają owoce. Można pośpiewać z nimi, zrobić sobie dziarę henną albo zjeść słynną już słodką kulkę z żółtym ryżem. Całkiem mili ludzie, tylko po dwóch dniach słuchania ich przyśpiewek można się pochorować. Po słodkiej kulce zresztą też. 

Mit 5: Na Woodstocku łatwo o kontuzję - PRAWDA
Woodstock to miejsce, gdzie nietrudno o kontuzję. Wie o tym każdy, kto zebrał podkutym butem w fizjonomię. Czasem można skręcić kostkę albo zasłabnąć na upale. Służby medyczne radzą sobie bardzo sprawnie, to muszę przyznać, niemniej o kontuzję łatwo. Podobnie jak na ławce w parku, meczu na osiedlowym boisku albo pod prysznicem. Przypadek agresji zarejestrowałem raz, gdy złapano złodzieja. Innych aktów agresji nie zauważyłem. Przez sześć lat, nie licząc stania pod sceną, na Woodstocku dostałem w łeb bochenkiem chleba, plastikową butelką i pomidorem - wszystkie trzy przypadki w ramach spontanicznej bitwy na wszystko, co jest pod ręką i w teorii nie zrobi krzywdy. Idiotów, którzy udusili się swoimi rzygami w namiocie, bo poszli spać nawaleni i nikt ich nie przypilnował, oraz tych, którzy wyskakując z pociągu, odkrywali grawitację nie liczę. 

Posiedliście właśnie wiedzę elementarną. Jak nietrudno zauważyć, oparta jest ona głównie o najpopularniejsze argumenty przeciwko Przystankowi Woodstock. Pora na deser: informacje praktyczne, przeznaczone dla zdecydowanych na swój dziewiczy rejs przez festiwal. 

1. Piwo na Woodstocku jest koszmarne.
Niezależnie od tego, kto aktualnie ma monopol. Nie wiem, na czym polega reguła, ale browar na Woodstocku jest zwyczajnie przykry. Ma to jednak sporą zaletę - codzienny spacer do Intermarche cudownie wpływa na kondycję i formę; nawet po dziesięciu dniach człowiek nie czuje się jak zdychający żubr. 
2. Woodstock roi się od nastoletnich batonów.
Dawniej plagą Woodstocku były menelowate jabol-punki. Obecnie problemem jest dojrzewający rocznik rycerzy metalu, którzy wypiją dwa łyki piwa i łażą po całym terenie, drąc mordę, że zaraz będzie ciemno!. Tak, rycerze metalu nie potrafią zrozumieć, że są spóźnieni, bo ów okrzyk był modny dobre trzy lata temu. Poza tym są niegroźni, mają tylko napisy Free kiss, bo szukają mitycznych nimfomanek.
3. Niełatwo się na Woodstocku umyć.
Kilka lat temu pojawiły się prysznice. Niestety, są okupowane dniem i nocą. Od zawsze na Woodstocku stoją gigantyczne rynny z kranami. Również okupowane. W skrócie każde poważniejsze mycie, którego nie załatwi woda z butelki, wymaga sporego wysiłku. Chyba że jesteście Kucykiem. Kiedy rok temu wszyscy walczyli o dostęp do kranika z lodowatą wodą, ja radośnie zachwycałem się cytrynową pianką do mycia i umywalką wielkości balii. Ot, Kucyk wie, dokąd iść. Nawet dziewczynkom załatwiłem czystą łazienkę, by nie musiały cierpieć.
4. Na Woodstocku palisz trzy razy więcej niż zwykle.
Po prostu. Wierzcie mi, że zrobienie w cztery dni wagonu papierosów nie jest specjalnym wyczynem. 
5. Żarcie na Woodstocku jest średnie.
Kolejki po żetony, kolejki po odbiór koryta. Od kilku lat nie korzystam z jadłodajni na Woodstocku. Sprawę żywienia załatwiam przy okazji pielgrzymek po piwo. Jeśli macie sensowną przemianę materii, uratuje Was to od korzystania z plastikowych buduarów. Naprawdę, jeśli coś jest w stu procentach zgodne z mitami i opowieściami o Woodstocku, to tylko budki z napisem Toi Toi. Lata praktyki nauczyły mnie, by nigdy, pod żadnym pozorem, nie patrzeć na sufit. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz