sobota, 12 lipca 2014


Bestseller. Fenomen na światowym rynku. Prawa majątkowe wyprzedane już po publikacji pierwszego rozdziału. W dwudziestu krajach. Prawa do ekranizacji sprzedane. Książka tajna i poufna, więc możemy zaoferować tylko pierwszy rozdział. Chcesz Pan?
Chcę - pomyślałem. 

Kilka dni później w mych dłoniach pojawiła się zgrabna, czarna koperta ze wspomnianym rozdziałem.
Przeczytałem go. Przeczytałem znów. Sięgnąłem po kopertę po raz trzeci, wciąż nie mogąc wyjść z szoku. Czytałem i zadawałem sobie nieustannie to samo pytanie.
Jakim cudem ktoś chciał jakiekolwiek prawa do tego idiotyzmu?
Coś jednak mnie natchnęło i wziąłem - z dużym opóźnieniem - egzemplarz recenzencki.

O Kobietach, które zawładnęły Europą napisałem, że są najładniej wydaną książką, jaką widziałem w tym roku. Jeśli chodzi o Troje, to zdecydowanie najwygodniejsza publikacja jaką miałem, w dodatku równie atrakcyjna wizualnie, choć inną urodą. Ma niebrzydką okładkę, strony z niezłego papieru i czarne brzegi. Tak, komuś się chciało malować ją na czarno z każdej strony. Dlaczego jest najwygodniejsza? Po prostu cholernie dobrze się ją trzyma. Mimo, że to spora księga - prawie 500 stron, nie męczy ręki. W dodatku nie zamyka się sama, nie trzeba jej w żaden sposób wyginać. Gdy zacznę płodzić własne bestsellery, chcę by były wydawane w ten sposób.

Wracając do pierwszego rozdziału. Jest koszmarny. Człowiek czyta go i ma ochotę rżnąć się brzytwą po żyłach na samą myśl, że czeka go jeszcze kilkaset stron w podobnym guście. Później przychodzi kolejny...właśnie. Okazuje się, że rozdziałów tak naprawdę nie ma, a to co przeczytał jest świetnie napisanym wstępem. Czytanie tej książki jest jak utrata dziewictwa. Najpierw trochę boli, a potem jest zdziwienie i cholernie wielka przyjemność. Troje to thriller próbujący Ci wmówić, że wcale nie jest thrillerem. Fabuła? W ciągu jednej doby mają miejsce cztery katastrofy lotnicze, z których ocalało jedynie troje dzieci. Czarny Czwartek - jak zostaje nazwany ten dzień - staje się źródłem wybuchu szeregu teorii spiskowych i pożywką dla fanatyków religijnych. Rozpoczyna się wielka nagonka medialna. Coraz większą popularność ma teoria, według której z czwartej katastrofy również ktoś ocalał. Tymczasem dzieci, które przeżyły zachowują się coraz bardziej niepokojąco.

To nie fabuła, a sposób jej przedstawienia są istotą Trojga. Sara Lotz dołożyła wszelkich starań, by treść wyglądała na dziennikarską robotę. W tej powieści nie ma narratora. Historia przedstawiona jest poprzez zbiór materiałów dotykających katastrofy. Fragmenty fikcyjnych książek, korespondencja mailowa, transkrypcje rozmów i nagrań na dyktafony. Nawet fragmenty for i rozmów z komunikatorów. W jednej chwili ma się przed oczami opowieść członka grupy ratunkowej, by w następnej czytać rozmowę dwojga nastolatków na czacie. I tak aż do zakończenia, które w gruncie rzeczy niewiele wyjaśnia. Uczciwie muszę przyznać autorce, że wykonała kawał roboty zarówno kreując postacie (a jest ich sporo i niektóre zostały powołane do życia tylko po to, by dopełnić opis wizerunku innych), jak i dbając, by wydawały się rzeczywiste. Zresztą, w pewnym momencie miałem wrażenie, że przegapiłem jakąś faktyczną katastrofę dwa lata temu. Trudno o lepszą rekomendacje.
Czy Troje zmienią Twoje życie i sprawią, że nie zaśniesz? Nie, to tylko i wyłącznie powieść.
Cholernie dobra powieść, która uczyni Cię osobą zadowoloną z samego faktu posiadania. 


0 komentarze:

Prześlij komentarz