piątek, 3 stycznia 2014



I jeszcze krótsza o czytelnictwie.













To jeden z tych tematów, które zawsze chciałem poruszyć. Chodził mi po głowie jeszcze zanim w ogóle powstał blog. Im dłużej z nim zwlekam tym robi się większy. Dlatego chyba pora się za niego zabrać, zanim objętościowo zacznie przypominać Opowieść wigilijną. 
W Internecie toczy się od dawna dyskusja nad czytnikami ebooków. Jedni zachwycają się tym, że są poręczne, wygodne i lekkie. Drudzy płaczą, że nie pachną farbą drukarską, nie szeleszczą i w ogóle są bezpłciowe. Zająłbym jakieś stanowisko, gdyby nie to, że cała ta dyskusja nie ma sensu.
Preferuję książki wydrukowane na papierze. Lubię trzymać je w rękach, przekładać kartki, a po wszystkim trzymać na półce. Lubię do nich wracać po jakimś czasie, czytać od nowa lub fragmentami. Po prostu wolę książki analogowe. Zwłaszcza gdy nie są beletrystyką. Nie wiem ile bym zrozumiał z Nietzschego w formacie pdf. Wiem, że Baudelaire lepiej wchodzi mi z papieru. Z drugiej strony..bawiłem się czytnikiem. I jest naprawdę przyjemny w obsłudze. O wiele przyjemniejszy niż ekran komputera na przykład. A w ten sposób - używając i stacjonarki i laptopa - przebiłem się przez masę książek. Nie czułem żadnego dyskomfortu czytając w ten sposób Browna, Sapkowskiego czy też Fiolet Magdaleny Kozak. W przypadku Fioletu zresztą byłem zachwycony, że nie miałem analoga, bo żal książkę wyrzucić, wstyd komuś sprzedać, a czegoś tak żenującego w życiu nie czytałem. Dlaczego więc nie używać czytnika do takich własnie utworów - nie wymagających specjalnie skupienia i nie budzących dumy na półce? 
Kolejna kwestia. Ja osobiście czytam szybko. Nie mam więc szans na wzięcie ze sobą gdziekolwiek książki czy dwóch i zatkanie w ten sposób dwóch tygodni czasu. Czytnik wydaje się wtedy niezastąpiony.
No i najważniejsze. Co za różnica? Obydwa rozwiązania mają swoje wady i zalety. Jedni wolą mieć 3 GB książek w jednym miejscu, a inni 3 metry kwadratowe ściany zawalone literaturą. Stefan lubi się sztachnąć rozdziałem trzecim, a Szczepan schować całego Władcę Pierścieni do kieszeni. Kucowi lepiej się czyta Nietzschego w wydaniu papierowym, a ktoś inny nie widzi różnicy, bo w ogóle ma w dupie Fryderyka, filozofię i zjadłby bułkę z salcesonem.
Tyle w temacie ebooków. 

O wiele poważniej przedstawia się sprawa czytania książek. Ostatnimi czasy w sieci pojawił się taki zabawny trend mówienia, że czytanie książek wcale nie czyni kogoś lepszym czy inteligentniejszym.
Ba, pojawia się wręcz kontrofensywa mówiąca, że ludzie czytający się z tym obnoszą. Nigdy jeszcze nie widziałem ludzi obnoszących się zamiłowaniem do literatury. A nawet jeśli spotkałbym kogoś, kto powiedziałby mi, że machnął przez święta Ulissesa i czuje się lepszy od ludzi, którzy przepierdzieli dwa tygodnie na oglądaniu Kevina i śmiesznych kotów w Internecie to tylko przyznam tej osobie rację.
Nie da się być inteligentną osobą bez czytania książek. Inteligentna osoba ma wyrobione opinie na wiele tematów, prawdziwy kocioł informacji jakie się siłą rzeczy podczas lektury zdobywa i zwyczajnie umie porozmawiać o wszystkim. Podobnie zabawne są argumenty osób twierdzących, że literaturę da się zastąpić innymi dziedzinami sztuki - jak film na przykład. Pomijam już kwestię rozwijania wyobraźni, zasobu słownictwa czy zwykłej umiejętności poprawnego pisania. Pomijam już kwestię tego, że filmów jest o wiele mniej niż książek, więc i tak będą uboższym źródłem. Zwyczajnie jestem ciekaw jak wiele osób używających argumentu o zastępczych dla książek formach sztuki czy rozrywki widziało takiego Obywatela Kane'a. Albo chociaż Czas Apokalipsy, który zresztą jest filmową adaptacją Jądra Ciemności.
Również jestem ciekaw kto z tego grona regularnie, przynajmniej raz w miesiącu, pojawia się w teatrze, skoro również jest - niby - substytucyjny dla literatury. Podobnie ma się sprawa z rzekomym argumentem odnośnie tego, że ktoś, kto lubi książki historyczne nie dogada się z kimś, kto lubi kryminały. Przede wszystkim większość gatunków w literaturze na swój sposób i tak jest ze sobą zmieszana. Taki cykl Gildia Błaznów Gordona to zwyczajne kryminały, tyle, że osadzone w historii. Drugą kwestią jest to, że każda kolejna książka jaka Wam wpadnie w ręce będzie miała znamiona innych dzieł. Taki świat.



Najzabawniejsze jest jednak to, że w gruncie rzeczy ludzie, których krytykowałem punkt wyżej mają w pewnym stopniu rację. Czytanie jedynie szybkiej i taniej beletrystyki również nie świadczy o inteligencji. Widziałem w swoim życiu naprawdę masę osób, które uważały się za inteligentne, a były głupie jak but. Widziałem w swoim życiu jeszcze większą masę osób, które uważały się za oczytane, a w praktyce nie znały niczego ponad szybkie - przeważnie należące do fantastyki - powieści. Stara szkoła, którą można spotkać w kawiarniach, gdzie czas stanął w miejscu, zwykła mawiać, że pewne rzeczy znać trzeba. Obowiązkowo. Ja tu nikogo nie nakłaniam do Nad Niemnem i tym podobnych kloców. Ja nakłaniam do jakichkolwiek pisarzy. Klasyków, noblistów i niekochanych pijaków. I kopania we wszystkich gatunkach. Nawet po to, by po kilku rozdziałach rzucić czymś w kąt i wrócić do tego po kilku latach, czy też już nigdy nie dotknąć. Za to z prawem do jakiejkolwiek krytyki. 

25 komentarze:

  1. Drogi Kucu, nurtuje mnie pytanie, jeśli już gdzieś o tym pisałeś, to nie miej mi za złe, jestem na Twoim blogu nowa. I może jest głupie, ale wbrew pozorom nie musi być oczywiste.
    Czy Ty naprawdę jesteś na filologii?

    PS. Czytałam w "O czym nie mówią nam poloniści" (mnóstwo ciekawych tekstów, m.in. o artystach Młodej Polski, coś cudownego), że Orzeszkowa przyznała się, iż zasnęła czytając swoje "Nad Niemnem". Możemy się czuć usprawiedliwieni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, tak naprawdę jestem kucharzem na okręcie podwodnym.
      Ta, jestem na filologii.
      PS
      A Mickiewicz dymał żonę oficera na Syberii w ciepłym łóżku i tyle było jego cierpienia za ojczyznę.

      Usuń
  2. Wolę czytać na papierze. Na komputerze czytam, gdy materialne zdobycie książki jest utrudnione lub w danym momencie niemożliwe. Próbowałem też czytać na tablecie, ale kiedy już jestem w domu, to jednak pozostawiam sobie wybór między dwiema pierwszymi opcjami. Jeśli chodzi o miejsce, zdecydowanie preferuję dom.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę, świetny tekst Ci wyszedł.

    Ja sporo ebooków na ekranie komputera przeczytałam, bo czasem czułam taką palącą potrzebę, a dostępu do książki nie miałam - ale odkąd mój chłop zaczął mi kupować w prezencie papierowe pozycje, znowu się zakochałam w analogach czytanych do poduszki. Muszę zacząć tworzyć jakąś kolekcję na półce, szczególnie, że używane książki (np. zużyta Zbrodnia i Kara) zajebiście tanio wychodzą.

    I tak jeszcze przy okazji, totalnie polecam chodzenie do teatru - to nie jest wcale droga rozrywka dla snobów, bo można się załapać na całkiem lekkie i fantastyczne pokazy za niewielkie pieniądze. Kiedy Gliwicki teatr Muzyczny wystawiał Hair, zarezerwowaliśmy ze znajomymi od razu połowę miejsc w pierwszym rzędzie, coś genialnego. : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam "Zbrodnię i Karę" :)

      Usuń
    2. Regały zapełnione książkami są cudowne, ebooki nie dają takiego efektu. Osobiście, tylko w swoim pokoju posiadam takie dwa, na których zawsze panuje idealny porządek, którego zaletą jest to, że nie muszę patrzeć po co sięgam, bo dokładnie wiem gdzie co stoi. No i można posłać siostrę z poleceniem: przynieś mi "Zbrodnię i Karę", stoi na czwartej półce, trzecia od lewej. Same plusy :3 No i na analogowych książkach zawsze można na szybko nabazgrać ołówkiem notatkę, a na czytniku chyba już nie :<

      I masz rację Revv, chodzenie do teatru wcale drogo nie wychodzi jak się jest w liceum/ma się tam znajomych. I wcale nie czasami tak elitarnie jak się niektórym wydaje.

      Usuń
    3. O tak, pisanie po książkach też jest spoko. Pamiętam w podstawówce wielkie plakaty o zarysowanej książce, która się smuci, ale hej - to ona jest dla mnie, a nie ja dla niej.

      A teatr nawet bez zniżek nie jest jakoś koszmarnie drogi, żeby parę razy w roku się nie przejść. U nas w Gliwicach ceny biletów przeważnie mieszczą się w przedziale <20, 50> zł. Kiedyś poszłam na taki fantastyczny spektakl o marionetkach do muzyki Pink Floyd. : )

      Usuń
  4. Czuję się zobowiązana, by stanąć w obronie ,,Nad Niemnem". Może jako facet nie dostrzegasz skali problemu wielu kobiet, przekonanych (jak pani Emilia), że to takie romantyczne, gdy mężczyzna jest dupkiem i święcie wierzących, że miłość ich uleczy. Ba, czują się wręcz zobowiązane, by owych dupków sprowadzić na dobrą drogę swym poświęceniem i oddaniem. Justyna Orzelska przeciwstawia się tej presji, otwarcie oświadcza, że nie ma powinności ratować Różyca i nie daje się wpędzić w poczucie winy. Och, ileż kobiet czuje się winnych temu, że nie odwzajemnia czyichś uczuć, wierzy, że ma obowiązek je odwzajemniać! I marnują sobie przez to życia nierzadko. Przeciw temu wszystkiemu jest ,,Nad Niemnem" i za to tę książkę cenię.
    Poza tym są tam jeszcze inne dobre momenty, jak na przykład ukazanie typowego przekleństwa Polaków: myślenia ,,po co mu wykształcenie, skoro ma majątek"; hipokryzja ,,zbratanej" z chłopstwem szlachty; rozczarowanie własnym życiem, wyparciem się swoich ideałów, podjęciem nieprzemyślanych decyzji...no i pani Emilia, wspaniały typ i charakter zarazem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No. I kilometrowych opisów przyrody, którymi można uśpić dziecko z ADHD.

      Usuń
    2. Przyjemne z pożytecznym :P.

      Usuń
  5. Nad Niemnem może i ma wszystkie te mądre przekazy, ale żeby do nich dotrzeć trzeba wytrwałości godnej syzyfa :) Chłopów i Cudzoziemkę wrzucam do tego samego worka :D Dobry tekst, chyba najlepszy, spójny i sensowny. Ciekawy fakt numer miljard, naprawdę są ludzie uważający się za znawców literatury po lekturze jednej części Trylogii Sienkiewicza lub zaczętym Sapkowskim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko nie ,,Chłopów", nieeee! Mogę zrozumieć niechęć do Nadniemna, ale ,,Chłopi"? Przecież ta książka tak pięknie boli!

      Usuń
  6. Popieram Revv z teatrem! Kiedy jeszcze mieszkałam "bardziej na Śląsku" (bo tu, gdzie mieszkam teraz tubylcy mówią, że to "Podbeskidzie") obowiązkowo raz w miesiącu byłam w Rozrywce w Chorzowie. Jak tak sobie pomyślę, ile to już lat temu było... I brakuje mi teatru teraz bardzo, ale również czasu, by się do jakiegoś pobliskiego wybrać. Zostaje mi czytanie książek.
    Dobry wpis, podobał mi się. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie jestem w stanie czytać na komputerze jakichkolwiek tasiemców typu książka. Co prawda nie wypala mi oczu, nie mam nudności, nie boli mnie głowa, ogólnie rzecz biorąc nie umieram, ale jest mi po prostu niewygodnie czytać książkę na siedząco :D Jestem przyzwyczajona do czytania w łóżku, także e-book czy analog nie zrobi mi dużej różnicy, ale komputer kompletnie odpada. Nie byłabym w stanie w ogóle się skupić na czytaniu. Tak samo wszelkie notatki muszę mieć wydrukowane, bo gapiąc się w ekran monitora nie jestem w stanie nawet nauczyć się 20 słówek na angielski. Może dlatego, że komputer kojarzy mi się głównie z rysowaniem lub wielogodzinnym ślęczeniem przy grach mmo / facebooku, mózg wyczuwając pozycję "przedekranową" odmawia intensywniejszej pracy ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. To ja odstaję od książkowej normy, bo w liceum zamiast przeczytać jednego tomu "Nad Niemnem" przeczytałam z rozpędu trzy i całkiem miło mi się czytało (paradoks - klasa humanistyczna, a tylko jeden tom do przeczytania...) "Pana Tadeusza" też lubię, chyba dlatego że wiem jak się go czyta. Kwestia też w jakim domu się dorastało, bo jak się wychowujesz w domu, gdzie wszyscy czytają i szanują książki, to nie ma opcji - będziesz taki sam. Jak rodzice nie czytają książek lub czytają od wielkiego dzwonu to nic dziwnego, że potem ludzie nie czytają, a uczniowie protestują gdy muszą zrobić notatkę z 5 stron z podręcznika.

    OdpowiedzUsuń
  9. Rzeczowy tekst, chociaż szkoda, że trochę bardziej się nie rozpisałeś. Swoją drogą, to jestem ciekaw po jakich autorów sięgasz najczęściej? (poza wymienionym Nietzschem)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja osobiście uwielbiam papierowe książki. Zapach, szelest kartek... I uwielbiam też je posiadać. Nie lubię wypożyczać ich z biblioteki. Często chodzę do księgarni i zawsze coś kupię. Rezultatem tego jest to, że kupuję dwa razy szybciej niż czytam. Ale uwielbiam te swoje dwa i pół regału książek.

    OdpowiedzUsuń
  11. "Podobnie ma się sprawa z rzekomym argumentem odnośnie tego, że ktoś, kto lubi książki historyczne nie dogada się z kimś, kto lubi kryminały."

    To tak jakby mówić że fan komedii nie dogada się z fanem horroru. I wtedy powstaje "Shaun of the dead". :P

    OdpowiedzUsuń
  12. Szczerze nie spotkałem się z twierdzeniem, że film, czy też teatr sa zamiennikami książki. Bardziej trafiały do mnie głosy, że ktoś zwyczajnie nie lubi czytać i woli filmy, bo książki go nudzą. Wydaje mi się, że wtedy dopiero mamy do czynienia z totalnym brakiem chęci ruszenia głową. Ale prawda jest taka, że dzisiejsze czasy rozpieszczają leniwych. Nie uważam również, żeby poszczególne formy potrafiły stać się substytutami.
    Jestem ciekaw Twojego zdania na temat audiobooków! Złe to, czy może dobre?

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  14. Idei "czytania z ołówkiem w ręku" nigdy nie rozumiałem. Nie mam pojęcia dlaczego ktoś miałby chcieć robić notatki w książce, albo podkreślać cokolwiek (chociaż to drugie już prędzej). Oczywiście nie potępiam, po prostu nie rozumiem. Co do sporu analog vs czytnik, to moim zdaniem większa część takich dywagacji jest nakręcana przez ludzi którzy chcą uchodzić za takich strasznych bibliofili i literatów. Jeżeli czyimś głównym argumentem jest to, że lubi wąchać książki; to albo ma poważny problem, albo kłamie. I śpieszę z wyjaśnieniem zanim zacznie się jakiś straszny flejm: też lubię zapach nowej książki, czytam sporo, zarówno analogowo jak i na czytniku, więc mam porównanie. Książki analogowe są fajne, cała ściana książek przyjemnie wygląda, a dotyk i zapach papieru są faktycznie przyjemne (ale bez przesady oczywiście). Z drugiej strony, wiele osób (tak ja też) czyta w komunikacji miejskiej. I w takich warunkach czytnik jest niezastąpiony. Dużo czasu spędzam w tramwajach i autobusach i lekki kindle jest zdecydowanie wygodniejszy niż jedna albo dwie cegły. Oczywiście jeżeli komuś nie pasuje czytnik w ogóle, bo niewygodnie czy coś, to nie krytykuję czytania normalnych książek również w komunikacji ;) Ach no i czytanie książek obcojęzycznych - tylko na czytniku. Wygoda korzystania z wbudowanego słownika jest nie do przecenienia. Podsumowując: nie stoję po żadnej stronie "sporu", który dodatkowo uważam za idiotyczny.

    OdpowiedzUsuń
  15. To dzisiaj nadal mozna jeszcze znalezc kogos, kto dobrowolnie katuje sie Joycem?
    Wraca mi wiara w mlode pokolenie ...

    U.

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie rozumiem tego szumu i jazgotu na temat kanonu. Wydaje mi się to po prostu śmieszne i pseudointeligentne. Czytam książki, które mnie interesują i nie obchodzi mnie zwyczajnie co wypada, a czego nie wypada znać. Mi się własnie podoba to, że gdy z kimś rozmawiam mogę dowiedzieć się czegoś nowego, że mogę poznać nową książkę, a jak każdy czyta to samo to rozmowy robią nudne, wtórne i nic nie wnoszą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kanon to coś, co (wysłużę się Kaczmarskim, bo świetnie to ujął) ,,odsiane z mód wartkiego ścieku". To książki, po które Z PRZYJEMNOŚCIĄ, nie pod przymusem sięgano przez czasem wieki, a co najmniej dziesięciolecia. Kanon to coś, co polecają całe pokolenia, więc osobiście chętniej po nie sięgam niż po coś, co poleci mi jeden czy drugi znajomy (czymż jest jedna osoba wobec całej generacji). Oczywiście nie muszą się podobać, każdy ma własny gust (ja ze szkolnego kanonu nie zdzierżyłam ,,Ludzi bezdomnych" i nie wstydzę się tego), ale warto przeczytać choćby dlatego, że człowiek sam nie wie, co go interesuje. Gdyby nie kanon, nigdy nie poznałabym tak pięknej powieści jak ,,Chłopi", bo co mnie niby obchodzą jakieś romansy wieśniaczki w stogu siana. Po drugie, często można spotkać odwołania do kanonu, bo po to właśnie jest kanonem, by się do niego odnosić, i zwyczajnie się coś z lektury traci, gdy takich odniesień się nie rozumie. Po trzecie, ja wolę rozmawiać o książce którą oboje przeczytaliśmy, bo możemy wymienić się wrażeniami, cytatami, niemal zawsze okazuje się, że coś przegapiliśmy, czegoś nie doceniliśmy, o czymś zapomnieliśmy, więc rozmowa naprawdę nie jest wtórna i nudna-pozwala lepiej zrozumieć i lekturę, i rozmówcę (to, jak ktoś interpretuje różne wydarzenia w książce, to, na co zwraca uwagę bardzo wiele o człowieku mówi), i siebie samych.
      W zasadzie rzadko mi się zdarza rozmawiać o książkach których nie czytałam, bo to dla mnie nie ma sensu, rozmowa zmienia się w streszczanie na głos...

      Usuń
    2. Dzięki wielkie za komentarz (Nie jestem autorem komentarza, na który odpowiadałaś), dzięki niemu mam świeże spojrzenie na tzw. kanon. Sam przeczytałem sporo książek w szkole obowiązkowych, jak i zarówno tych, które do kanonu się zaliczają, lecz w szkole o nich nie usłyszymy i miałem bardzo złe zdanie o tym przymusie, ponieważ spora część mnie do gustu bardzo nie przypadła. Jednak w tym co mówisz jest naprawdę dużo prawdy.

      PS Od siebie nie polecam czytać gniotów "ku pokrzepieniu serc"

      Usuń