piątek, 13 czerwca 2014



Straż pojmała przestępcę. Od wielu miesięcy mordował niewinnych mieszkańców... Niełatwo było spamiętać imiona wszystkich ofiar, więc wyrok śmierci stanowił formalność. Zwłaszcza że nie można wiecznie trzymać bandyty w areszcie miejskim. Kilka dni i ktoś musi wydać, a następnie wykonać wyrok -inaczej prawo nakazuje wypuścić bandytę na wolność. Morderca został więc skazany na śmierć. Straż doprowadziła brudnego mężczyznę na miejsce kaźni, gdzie oczekiwał już kat. Zabójca miał dziki wzrok, a skudlone i tłuste włosy spadały mu na twarz. Jego pierś ruszała się w rytm przyśpieszonego oddechu. Zza rozerwanej koszuli błyszczał krzyż. Krzyż, który przykuł uwagę kata.
- Nie zetnę go - rzekł mistrz małodobry. Jego słowa brzmią tak absurdalnie, że początkowo ich znaczenie nie dotarło do eskorty.
- Nie zetnę. Nie wykonam wyroku - powtórzył kat, odkładając dla podkreślenia swoich słów topór. Dopiero wtedy do strażników doszedł sens jego wypowiedzi.
- Jak to nie zetniecie? Jesteście katem, a tu jest spisany i opatrzony pieczęcią wyrok - głos dowódcy wręcz drżał. Służył w straży od dwóch dziesiątek lat, ale nigdy nie usłyszał czegoś podobnego.
- Podpisałem deklarację wiary. Moja religia zabrania mi zabicia innego chrześcijanina - głos kata brzmiał spokojnie i co gorsza, całkowicie poważnie. Zebrany tłum zaczynał się niecierpliwić.
- Nie opowiadajcie bajek mistrzu - strażnik z trudem panował nad nerwami. - Jesteście katem miejskim, pobieracie grosz z miejskiej kasy, a to jest wasz obowiązek zgodnie z prawem.
Skazaniec pochylił głowę. Z trudem panował nad histerycznym śmiechem. Krzyż na jego piersiach był zwykłym łupem, którego nie zdążył sprzedać. Wracał myślami do dnia, w którym go zdobył, i do jego poprzedniej właścicielki. Niemal słyszał znów przeraźliwy kobiecy krzyk, gdy rozpruwał jej brzuch tępym nożem i - wciąż żyjącej - wyszarpywał z niego jelita. Wyglądało na to, że krucyfiks go uratuje. To sprawiało, że miał jeszcze większą ochotę wybuchnąć śmiechem.
- To wy nie próbujcie mnie do niczego zmuszać. Prawo gwarantuje mi wolność wyznania, a zgodnie z nim nie mogę zabić innego chrześcijanina. Jest to prawo nadrzędne nad waszym. To się zwie klauzula sumienia - mimo że twarz mężczyzny zasłaniał kaptur, dowódca straży odniósł wrażenie, iż katowskie oblicze wykrzywia złośliwy uśmiech.
Zewsząd słychać było gwizdy. Gdzieś po drewnianym podeście przetoczył się nadgniły pomidor. Strażnik był niemal pewien, że widział zdechłego kota. Do zwykłego miejskiego zapachu złożonego ze smrodu ryb, spoconych ciał i odchodów doszła nowa nuta - aromat rosnącego w ludziach napięcia. 
- Skoro nie możecie wykonywać zawodu, to go zaniechajcie, zastąpią was kimś kompetentnym - wyrwał się najmłodszy spośród trzech eskortujących. Nie służył zbyt długo, nie potrafił więc jeszcze nad sobą panować. Nerwowość tłumu zaczynała mu się udzielać.
- Zaniechać to mógł twój ojciec matce, ziemia nie musiałaby cię nosić - kat z każdą sekundą stawał się coraz bardziej bezczelny. - Jestem kwalifikowanym katem i mogę ścinać każdego odstępcę od jedynej wiary. Ale swoich braci w Bogu krzywdzić nie będę. I ważcie słowa, bo to już idzie w prześladowanie. I dyskryminację, jakoby pobożny chrześcijanin zawodu nie mógł wykonywać przez swą wiarę. 
Dowódca po raz kolejny przeklął w myślach kata, świat i własną profesję. Powinien właśnie moczyć wąsy w piwie lub łonie żony. Zamiast tego stał z mordercą na podeście, wsłuchując się w coraz głośniejsze wrzaski zebranej wokół siebie ciżby. Przeczuwał, co się stanie, jeśli nie znajdzie rozwiązania problemu.
- Nie denerwujcie się, mistrzu małodobry. Znamy literę prawa, które sami reprezentujemy. A podług niej musicie wskazać kogoś, kto wykona wyrok za was. Niezwłocznie - dodał po chwili. Zaczynał mieć dość. Wiedział, że została jedna doba i będzie musiał zwolnić mordercę. O ile wcześniej tłum go nie zadepcze podczas samosądu.
- Grzechem byłoby wskazać kogoś, kto może zabić za mnie. Tego również uczynić nie mogę, Bóg świadkiem. Zresztą... - kat z całą pewnością się uśmiechnął, strażnik tym razem był tego pewien - ...jestem jedynym katem w tym mieście. 
Tłum nagle zafalował. Na podest zaczęli wspinać się ludzie...

0 komentarze:

Prześlij komentarz